poniedziałek, 22 września 2014

Od Codik

Akademia wydawała mi się tak odległa...
Przeszliśmy tylko kilka kroków, a ja miałam wrażenie jakbyśmy szli nie wiadomo ile. Jak przeszliśmy nieco dalej miałam ochotę paść i nawet spać tu na ziemi.
Stanęłam z głębokim westchnieniem. Oddychałam stosunkowo ciężko i patrzyłam na Sow'a, który patrzył  na mnie.
- No co? - zapytałam gdy mi się tak przyglądał.
- Wszystko okej? - jakby się zmartwił
- Nie... nie jest okej - odparłam kucając aby porządnie złapać oddech. - Ile my przeszliśmy?
- Niewiele... - przyglądał się miejscu skąd ruszyliśmy, coś mi się wydawało, że nadal je widać...
- A ja już nie mam siły... nie wiem co się dzieję - czułam się jakoś słabo, nieswojo... jakby ktoś co chwila odbierał mi energię... ostatni raz czułam się tak w czasie gdy byłam chora... czyżby znów mnie coś dopadło?

<Sow?>

Od Rico

Pospiesznie uniosłem rękę, nakazując towarzyszom ciszę. Ktoś w oddali zbliżał się do nas. Przymknąłem oczy i wciągnąłem nosem powietrze. "Akari".
- Jakaś młoda wilczyca. - usłyszałem stłumiony szept Rena po prawej i domyśliłem się, że rozciągnął usta w obleśnym uśmiechu.
Błyskawicznie złapałem go za gardło i rzuciłem o ścianę.
- Nie warzcie się jej tknąć! - warknąłem.
- Stary nie wiedziałem, że jest twoja. - tylko tyle zdołał wycharczeć wysoki blondyn, nim go puściłem.
Zza rogu korytarza wyłoniła się drobna postać. Natychmiast przystanęła, kiedy tylko nas dostrzegła. Warknąłem gardłowo na pozostałych i ruszyłem na spotkanie dziewczyny.
- Co tu robisz?! - spytałem ostrzej niż zamierzałem.
- Ja... - zaczęła się jąkać niepewnie spoglądając na grupę w oddali - Kim oni....?
- Nie tutaj. - pociągnąłem Akari w głąb ciemnego korytarza.
Podążała za mną z ociąganiem, a jej ręka stała się mokra od potu. Wreszcie przystanąłem i przytuliłem drżącą dziewczynę.
- Wybacz kochanie, to nie jest odpowiednie towarzystwo dla ciebie. Spałaś w moim pokoju, jak się wydostałaś? Nieważne. - zamknąłem jej usta pocałunkiem - Wracaj do siebie, mam kilka spraw do załatwienia.
- Co się dzieje? - spytała z lękiem w głosie.
- Nic takiego. - musnąłem jej policzek opuszkami palców.

<Akari?>

sobota, 13 września 2014

Od Akarii

Nie wiem co się działa. W jednej chwili czułam lekkie powiewy wiatru, w następnej jedynie ciepło.
Nie zważałam na to uwagi. Nie zważałam uwagi na nic. Byłam skupiona snem... od około dwóch dni nie spałam... ta chwila snu była dla mnie czymś naprawdę przyjemnym.
Gdy poczułam, że już mi wystarczy, że zasadniczo rzecz biorąc się wyspałam powoli zaczęłam unosić opieki. Zaskoczyło mnie to co widziałam. Otworzyłam szeroko oczy i wstałam gwałtownie.
 Znalazłam się w jakimś pokoju. Rozejrzałam się. Wydawało się jakby nikt tu nie mieszkał... jedyne co wskazywało na ewentualnego lokatora, było kilka bluz rozrzuconych w okół. Było praktycznie pusto. Wstałam powoli rozglądając się.
- Halo? - usłyszałam drżący głos... to był mój głos... bałam się? Nie sądzę... dziwnie było się słyszeć... - Ktoś tu jest?
Nic... cisza. Zaczęłam szukać wyjścia... miałam do wyboru okno i drzwi. Drzwi jak się okazało były zamknięte więc zostało mi tylko okno. Nie miałam zamiaru tu zostawać. Czułam się tu nieswojo. Otworzyłam okno. Wysokość była taka sam jak z mojego, czyli ze dwadzieścia metrów w dół. Westchnęłam i pomyślałam"Raz się żyję". Usiadłam na parapecie i próbowałam ustawić się tak by spaść na pobliskie drzewo. Odepchnęłam się i z zamkniętymi oczami złapałam się gałęzi, która zaczęła trzeszczeć pod moim ciężarem. Szybko i sprawnie przeszłam do grubszych gałęzi i powoli zeszłam na dół.
Weszłam z powrotem. Wchodząc po schodach usłyszałam czyjeś głosy, poszłam w ich stronę. W ciemnym korytarzu ujrzałam kilka nieznanych mi osób i... i Rico...

<Rico?>

piątek, 12 września 2014

Od Sow'a

Uśmiechnąłem się pod nosem. Widok śpiącej Codik rozczulił mnie. Przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem mocno.
- Dziękuję, że przyszłaś tu ze mną. - pocałowałem ją w czoło.
- Czego nie robi się dla kochanej osoby. - uśmiech rozjaśnił jej twarz.
Przez krótką chwilę przypatrywałem się dziewczynie.
- Sow? - spytała lekko zdenerwowana.
- Jesteś piękna. - wyszeptałem i pocałowałem ją.
Westchnęła cicho, a senność uleciała gdzieś. Odsunęliśmy się nieco zawstydzeni. Odchrząknąłem i wskazałem na księżyc.
- Spójrz. - Venus zdawała się dotykać powierzchni księżyca - taka noc zdarza się bardzo rzadko.
Poczułem jak dziewczyna obejmuje mnie i przysuwa się bliżej. Trwaliśmy tak wtuleni, obserwując nocne niebo i podziwiając jego piękno. Wreszcie Codik ziewnęła po raz nie wiadomo który i postanowiliśmy wrócić do Akademii.

<Codik?>

Od Rico

Długo myślałem jak ubrać w słowa to, co kłębiło mi się pod kopułą od dłuższego czasu. Odwróciłem głowę w stronę dziewczyny, otworzyłem usta i zamarłem. Spała jak aniołek. Uśmiechnąłem się lekko i wziąłem Akari na ręce.
- Czas do łóżka księżniczko. - wyszeptałem ledwie dosłyszalnie, by nie zbudzić dziewczyny.
Pospiesznie ruszyłem przez las w stronę Akademii. Kilkanaście minut później stanąłem przed drzwiami własnego pokoju. Niestety nie wiedziałem, gdzie miała swoje lokum. Nogą pchnąłem drzwi i wszedłem do środka (nie posiadałem nic, co warto by ukraść, więc nie przejmowałem się zamykaniem na klucz). Położyłem śpiącą królewnę na łóżku. Odwróciła się na bok, przytulając do siebie moją bluzę. Żałowałem, że nie mogę jej przytulić. W tej chwili miałem co innego na głowie, a mianowicie spotkanie z Sow'em. Pozbierałem niezbędne rzeczy i po raz pierwszy zamknąłem drzwi na klucz. Teraz już miałem co chronić. Założyłem kaptur i ruszyłem ciemnym korytarzem. Na tyłach Akademii spotkałem dawnych towarzyszy z Watahy. W mroku nocy dostrzegłem ich lśniące oczy, w których czaiła się chęć zemsty.

<Akari?>

sobota, 6 września 2014

Od Codik

- Dzień Zakochanych? - ziewnęłam. Skinął mi twierdząco. - No dobrze... - znów ziewnęłam - Możemy tam pójść... - odparłam nieco niechętnie.
Nie bardzo podobał mi się ten pomysł. Tak miło mi się spało, a teraz mam iść nad jezioro.
Zebrałam się jakoś i dość chwiejnym z początku krokiem razem z Sow'em wymknęliśmy się z akademii. Szliśmy powolnym krokiem w stronę jeziora.
Byłam zmęczona i chciałam spać, ale dla Sow'a szłam dalej choć oczy mimo tego, że szłam same zaczęły mi się zamykać.
Koniec końców udało mi się dojść nad jezioro bez nagłego zaśnięcia czy też potknięcia o gałąź przez senność.
- I co teraz? - zapytałam zerkając na Sów'a i przy okazji ziewając.

<Sow?>

wtorek, 2 września 2014

Od Akari

- Co byś chciał? - przekrzywiłam nieco głowę...
- No...
Zastanawiał się. Nie potrafił ubrać w inne słowa to co chciał powiedzieć.
Siedzieliśmy tak. On rozmyślał, a ja się mu przyglądałam. Było całkiem ciemno i oczy same zaczęły mi się zamykać. Oparłam głowę o ramię Rico i zasnęłam.
Nie miałam siły aby walczyć ze snem.

<Rico? Nadal brak weny...>

Od Rico

Dziewczyna wyswobodziła się z moich ramion, z niechęcią na to pozwoliłem. Pewnie teraz mi przyłoży, pozbawiając zbędnego uzębienia. Nic podobnego nie nastąpiło... Przyglądała mi się przez moment w milczeniu. Żałowałem, że nie mogę zajrzeć w jej myśli. Ku mojemu zdumieniu, przywarła do mnie, kryjąc twarz w czarnej koszuli. Zaskoczony do granic możliwości otworzyłem usta, ale nie wydobył się z nich najmniejszy dźwięk. Po raz pierwszy w życiu zapomniałem języka w gębie... Sądziłem, że mnie nie nienawidzi. Z pewnym wahaniem objąłem Akari. Nie byłem nigdy specjalnie lubiany, ba, nawet mój ojciec nie przepadał za mną. A tu taka niespodzianka. Postanowiłem skorzystać z okazji i wyjaśnić całą sytuację tu i teraz. Niestety nie należałem do osób cierpliwych i zdawałem sobie sprawę, że w ten sposób mogłem wszystko zepsuć.
- Akari? - wypowiedziałem miękko jej imię.
Uniosła niepewnie oczy wielkie jak u zająca, którego zamierzałem upolować.
- Tak? - zapytała cicho z obawą w głosie.
- Może nie zaczęliśmy naszej znajomości zbyt dobrze. - musnąłem jej policzek - Mam pewną sprawę do załatwienia, ale jak tylko skończę, chciałbym... - jak powinienem powiedzieć, że nie mogę przestać o niej myśleć?

<Akari?>

Od Sow'a

Objąłem ramieniem dziewczynę i delikatnie wyjąłem z jej rąk figurkę zawiniętą w materiał. Odłożyłem zawiniątko na szafkę. Wsłuchałem się w miarowy oddech Codik, domyślając się, że śpi. Tymczasem za oknem zapadał zmierzch. Z niejakim trudem uświadomiłem sobie, że dzisiaj wypadała pełnia, ale nie byle jaka. Księżyc spotykał się na nocnym niebie z Venus, co nie zdarzało się zbyt często. Przy tak wyjątkowym ułożeniu ciał niebieskim moje stado świętowało noc zakochanych. Wierzyliśmy w moc pocałunku Wybranki. Jeśli partnerka zgodziła się zostać Alphą wilkołaka, tej szczególnej nocy bogowie sprzyjali zakochanym, a ich związek miał przetrwać wszelkie próby czasu. W zamyśleniu spojrzałem na twarz blondynki.
- Skarbie obudź się proszę.
- Mhmm... - wymamrotała sennie.
- Chciałbym cię zabrać nad jezioro.
Przetarła zaspane oczy i przyjrzała mi się uważnie.
- Po co?
- Dzisiaj moja rasa obchodzi Dzień Zakochanych. - wyszczerzyłem zęby w szerokim uśmiechu.

<Codik?>

poniedziałek, 1 września 2014

Od Akarii

Nie sądziłam, że się pojawi... a jednak... przyszedł. Byłam bardzo zaskoczona.
Przyglądałam się mu, on ujął moją twarz i.. i pocałował. Nie wiem czemu... ale nie byłam zła... nawet nie uciekałam... co dziwniejsze dla mnie nawet... nawet odwzajemniłam...
Sądziłam, że nigdy mi się to nie przytrafi.. oschła i nieprzyjemna... kto taką chce?
Po chwili odsunęłam się. Rico wyglądał tak jakby spodziewał się, że oberwie... ja tylko patrzyłam na niego zaskoczona... chwilę stałam sztywno po czym rzuciłam mu się w ramiona.

<Rico? Wybacz, że krótkie >

Od Rico

Gdzieś z oddali dobiegło mnie wycie wilka. Bez trudu rozpoznałem w nim głos Akarii mimo, że nigdy wcześniej go nie słyszałem. Co sił w nogach puściłem się biegiem przez zarośla. Obawiałem się, że została zaatakowana przez któreś ze stworzeń żyjących w lesie. Nie przeżyłbym, gdyby coś jej się stało...! Odgoniłem ponure myśli i przyspieszyłem. Gdzieś po drodze napotkałem Kikimorę.
Wyciągnąłem pazury i w biegu zabiłem stworzenie. Teraz liczyła się tylko moja Alpha. Kierowałem się słodkim zapachem. Wreszcie wyłoniłem się z gęstych zarośli i dostrzegłem ją skuloną pod sporym drzewem w postaci wilka. Wyglądała jak jedno wielkie nieszczęście. Pospiesznie podbiegłem do niej, przy okazji zmieniając się w człowieka. Dziewczyna poszła w moje ślady. Z mocno bijącym sercem objąłem ją i przycisnąłem mocno do piersi. Schowałem twarz w jej włosy.
- Nic ci nie jest. - westchnąłem cicho, wdychając jej kwiatową woń.
Akari stała sztywna i zaskoczona moim zachowaniem. No tak, nie rozstaliśmy się w najlepszej atmosferze.... Dla mnie liczyło się teraz tylko jedno - była bezpieczna. Dałem się ponieść emocjom, ująłem jej drobną twarz w dłonie i pocałowałem w kuszące usta. Pewnie da mi w pysk, ale teraz nie miało to najmniejszego znaczenia.

<Akari? Będzie w pysk?>

piątek, 29 sierpnia 2014

Od Codik

Oparłam głowę na jego ramieniu nie odrywając wzroku od drewnianej figurki. Była przepiękna. Nie mogłam się na nią napatrzeć.
- Naprawdę cudna - szepnęłam jeszcze i zawinęłam figurkę w jedwabny materiał.
Przytuliłam się do Sow'a i przymknęłam oczy.
Siedzieliśmy tak jakiś czas. Nawet nie wiem w którym momencie zmorzyło mnie i zasnęłam.

<Sow? To się nazywa totalny brak weny :/ >

Od Sow'a

Po wejściu do pokoju, wyjąłem niezbędne rzeczy z szafy i pobiegłem pod prysznic. Dziesięć minut później zapakowałem niewielki prezent w niebieski jedwab i wyszedłem z pokoju, zamykając go na klucz. Chwilę później stałem już przed drzwiami Codik. Zamarłem z ręką uniesioną przed sobą. Powinienem zapukać? A może zrobię jej niespodziankę...? Nacisnąłem klamkę i śmiało wkroczyłem do pokoju. Ku mojemu zaskoczeniu i lekkiemu rozczarowaniu, dziewczyna już zdążyła się przebrać i przywitała mnie szerokim uśmiechem. Ledwie zdążyłem schować pakunek za plecami.
- Właśnie miałam wychodzić. - nagle zamarła - Co tam masz? - spytała podejrzliwie.
- Nic takiego. - schowałem obie ręce za plecami i podszedłem blondynki.
- Oczywiście. - przytuliła się do mnie i objęła szczupłymi ramionami w pasie - A co to? - nim się spostrzegłem wyrwała mi z rąk prezent i wskoczyła na łóżko.
Obejrzała niepewnie zawiniątko z każdej strony, co wywołało u mnie jeszcze szerszy uśmiech.
- Rozpakuj kochanie.
- Z jakiej to okazji? - rozwiązała srebrną tasiemkę i odwinęła jedwab.
- Muszę mięć okazję, żeby coś ci podarować? - przysiadłem przy niej na brzegu łóżka.
Codik zamarła bez ruchu z niewielką figurką wyjącego wilka wykonaną z drzewa sandałowego. Czarne diamenciki zamiast oczu połyskiwały w świetle dnia.
- Jest piękny. - westchnęła i pogładziła miniaturowy łeb.
- Jak ty. - objąłem dziewczynę i pocałowałem w czubek głowy.

<Codik?>

czwartek, 28 sierpnia 2014

Od Akarii

Uderzył pięścią w pień tuż obok mojej głowy.
- Jeszcze się o tym przekonasz. - odsunął się i odszedł.
Stałam tam jak wryta. Sądziłam, że mnie uderzy, że brak mu skrupułów czy też litości. Dopiero po jakimś czasie poczułam, że mam nogi jak z waty które same mi się uginają. Przykucnęłam pod drzewem . Zaczęłam wszystko analizować, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
Czego on ode mnie chce? To nie ma sensu.... wszystko jest takie porąbane. Wstałam powoli i niepewnie. Czułam,m że nogi dalej odmawiają mi posłuszeństwa, ale nie zwracałam już na to większej uwagi.
Nie przeszłam nawet porządnie kroku a usłyszałam krzyk. Domyśliłam się, że był to Rico. Stado ptaków przeleciało mi nad głową.
Lekko wystraszona, poszłam w głąb lasu. Nie wiem po co. Po prostu miałam taką ochotę. Nogi ciążyły mi jak kula u nogi. Zrezygnowana zmieniłam się w wilka i powoli szłam przez las obawiając się, że coś zaraz na mnie wyskoczy. Niestety nie uważałam na rozpoczęciu i nie słuchałam co też może czyhać na nas w tym lesie. Jedyne z czym w teorii miałam do czynienia to Bruxa.
Po dłuższym czasie stwierdziłam, że się zgubiłam. Błądziłem w koło i nie potrafiłam określić gdzie jestem. Sama nie sądziłam, że kiedyś to zrobię, ale zawyłam z nadzieją, że Rico mnie usłyszy i mi pomoże...

<Rico?>

Od Codik

- Ej! - uśmiechnęłam się.
Rozejrzałam się. Na stoliku stała bita śmietana. Uśmiechnęłam się ponownie wzięłam ją i psiknęłam mu trochę na nos. Zaśmiałam się.
Przez chwilę wygłupialiśmy się tak do czasu gdy bita śmietana nam się nie skończyła. Byliśmy cali wysmarowani...
- Chyba powinniśmy się przebrać - chichotałam. patrząc na siebie. - Nie wspomnę o kąpieli - zdjęłam z kosmyka włosów odrobinę bitej śmietany.
- Zgodzę się - przyjrzał się sobie.
Weszliśmy po schodach na piętro z pokojami. Rozdzieliliśmy się. Ja szybko wskoczyłam pod prysznic, aby tylko zmyć z siebie resztki bitej śmietany. Po wyjściu zrobiło mi się zimno, okazało się, że jak zwykle zapomniałam zamknąć okno. Przebrałam się szybko naciągając na siebie jakiś sweter i jeansy. Uczesałam się i gdy stwierdziłam, że jest okej do pokoju wszedł Sow'a.
- Właśnie miałam wychodzić - uśmiechnęłam się.

<Sow?>

wtorek, 19 sierpnia 2014

Od Rico

Spojrzałem na dziewczynę uważnie z trudem hamując wściekłość. Zrezygnowany uderzyłem pięścią w pień tuż przy głowie Akarii. Poczułem na skórze piekący ból rozdartej skóry.
- Jeszcze się o tym przekonasz. - odsunąłem się od niej i odszedłem.
Chciałem zapomnieć o dziewczynie, sądziłem, że spacer i chłodne powietrze dobrze mi zrobią. Niestety myliłem się... Pozostawiony sam z myślami zacząłem krążyć w kółko i walić ranną ręką w korę mijanych drzew. Niestety ból mnie nie otrzeźwił. Wśród wilkołaków, jeśli samiec wybiera sobie partnerkę to raz na całe życie. Wybór jest instynktowny i nieodwołalny. Z tego co wiedziałem inaczej miały się sprawy z samicami. Same mogły dokonać wyboru i nie cierpiały z powodu odrzucenia... Rozłożyłem ramiona i krzyknąłem ile sił w płucach. Stado przerażonych ptaków wzbiło się do lotu z pobliskich zarośli. Zmieniłem się w wilkołaka i pognałem w las. Z trudem udało mi się zapanować nad mętlikiem w mojej głowie. Powoli wspomnienie Akari zastąpiły myśli prawdziwego celu, w jakim przybyłem do Akademii. A była nim zemsta. Zemsta na zdrajcy, który opuścił Watahę w godzinie próby. Ścigałem Sow'a wiele lat i wreszcie wytropiłem tutaj. Nie mogłem sobie pozwolić, by miłość przyćmiła mój umysł. Muszę o niej zapomnieć! Tylko jak, nie wyrywając sobie przy tym serca? 

<Akarii?>

niedziela, 17 sierpnia 2014

Od Sow'a

Przygarnąłem ją mocno do siebie. Przez chwilę trwaliśmy w milczeniu przytuleni do siebie, klęcząc na podłodze. Po kilku minutach blondynka odchyliła głowę i uśmiechnęła się promiennie.
- Może pójdziemy coś zjeść, umieram z głodu. - delikatnie wyswobodziła się z moich ramion i wstała.
Podeszła do barierki, przyglądając się z uwagą pięknemu widokowi okolicy. Wydawała się zawstydzona. Podszedłem do niej od tyłu i objąłem w talii.
- Dla mnie to również trudne kochanie. Chodź, - zmieniłem temat - mam ochotę na dużą porcję naleśników z polewą czekoladową.
Wyczułem, że się uśmiecha.
- Ja też. - powiedziała cicho.
Mimo to, nadal staliśmy objęci ciesząc się wzajemnym ciepłem. Kruki przyzwyczajone do naszej obecności skakały po balustrad kracząc w najlepsze.
- Chodź. - poczułem jak Codik odsuwa się ode mnie i ujmuje moją rękę.
Zeszliśmy z wieży i skierowaliśmy kroki do stołówki. Poprosiliśmy starszą kobietę stojącą przy ladzie o naleśniki z truskawkami i polewą czekoladową. Dziewczyna poprowadziła nas do stolika stojącego w kącie sali. Po kilku minutach dostaliśmy wspaniale kusząco pachnący posiłek. Oboje zajęliśmy się jedzeniem. Blondynka uniosła głowę znad talerza i parsknęła cicho.
- Co? - spytałem zdziwiony.
- Masz w kąciku ust rozmazaną czekoladę. - z trudem powstrzymywała śmiech.
- Naprawdę? Skarbie co tu masz? - szybkim ruchem ręki wysmarowałem dziewczynie nos sokiem z truskawek.

<Codik?>

sobota, 16 sierpnia 2014

Od Akarii

Stałam przyszpilona do drzewa. Rico się nachylił muskając mi ustami lekko ucho.
- Akari jesteś moja. - wyszeptał - Zapamiętaj to sobie dobrze.
Z szeroko otwartymi oczami spojrzałam na niego "jesteś moja"? Co on sobie myśli!
- Twoja? - Zaśmiałam się krótko - Smieszny jesteś! Pod jakim względem! Od Kiedy! - po czym szybko ugryzłam się w jeżyk.
"Głupia!! Teraz to se kłopotów narobiłaś!!" zaczęłam gorączkowo szukać jakiejś możliwości wyjścia nim do chłopaka dojdzie co powiedziałam, ale nie miałam jak uciec. Mimo iż próbowałam wszystkich sposobów nic mi się nie udawało. Spojrzał na mnie groźnie. już wiedziałam, że nie będzie miło. "A mogłam trzymać jeżyk w gębie!" pomyślałam. Spojrzałam na niego wystraszona. Zostało mi tylko czekać na to co zrobi.

<Rico? Ja też nie mam weny...>

Od Codik

Przez chwilę nie mogłam się zorientować w sytuacji. Chciałam, aby już wszystko powiedział i żebyśmy mieli już wszystko za sobą. Stał przede mną po czym przykląkł.
- Kochanie zostań moją Alphą.. - ucałowałem koniuszki moich palców - Zgadzasz się?
Stałam jak wryta patrząc na Sow'a. Nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa.
Po chwili uśmiechnęłam się i rzuciłam mu w ramiona.
- Czyli mam rozumieć, że tak ? - zapytał niepewnie.
- No pewnie, że tak! - przytuliłam go mocno.

<Sow? Serio... nie miałam pomysłu. :'( >

Od Rico

Przyciągnąłem dziewczynę bliżej i zajrzałem jej głęboko w oczy.
- Myślisz, że przeprosiny wystarczą?! Chciałem, żebyś była mo.... Nie ważne! - puściłem jej nadgarstki i odwróciłem się z zamiarem odejścia.
- A ty dokąd?! Myślisz, że możesz mnie traktować jak....?! - nie dokończyła, kiedy ponownie stanąłem przy niej, zatrzymując twarz zaledwie kilka centymetrów od jej nosa.
- Jak? - byłem wściekły, a jednocześnie nie potrafiłem zostawić dziewczyny samej.
Działała dla mnie jak narkotyk, dlatego nie potrafiłem o niej zapomnieć. Historia z przed kilku tygodni zraniła mnie bardziej, niż chciałem się do tego przyznać.
- Jesteś durniem... - wyszeptała ledwie dosłyszalnie - Durniem i idiotą, jeśli myślałeś, że ta cała akcja z Bruksą...
- Więc pamiętasz. - przerwałem jej bezceremonialnie.
Cofnęła się kilka kroków w tył, natrafiając na gruby pień drzewa, o który oparła się niepewnie plecami. Położyłem dłonie na chropowatej korze po obu stronach jej ramion, zamykając drogę ucieczki. Nachyliłem się i delikatnie musnąłem ustami ucho dziewczyny.
- Akari jesteś moja. - wyszeptałem - Zapamiętaj to sobie dobrze.

< Akari? Sorki, nie mam weny >

sobota, 9 sierpnia 2014

Od Akarii

Walnął w stół i odszedł. Siedziałam tam odprowadzając go wzrokiem. Wyszedł z Akademii.
Starałam się cokolwiek przypomnieć, ale me starania była marne. Nic z tego nie wychodziło. Nie często zdarzało mi się aby zapomnieć kogoś, nawet  jeśli znałam te osobę przelotnie.
Wstałam od stolika i zaczęłam iść... tak po prostu przed siebie. Szłam tam gdzie mnie nogi poniosły.
Miałam przymknięte oczy. dziwnie się czułam, chyba wyszłam z Akademii... już sama nie wiem, po prostu szłam... Chyba nawet zaczęłam sobie coś przypominać... skrawki z dnia w którym go poznałam? Tak... chyba tak.
 Było to w kawiarence... nie pamiętam rozmowy... zaczęłam odczuwać flustracje... zabrał mnie do lasu i...
Otworzyłam gwałtownie oczy. Wpadłam na kogoś... oczywiście nie mogłam wpaść na nikogo innego jak Rico... Spojrzał na mnie wściekle.
- Śledziłaś mnie!!? - warknął.
- Tak wież, nie mam nic innego do roboty jak śledzenie takiego dupka jak ty! - odparowałam.
Chciałam się szybko odwrócić i odejść, bałam się głupoty swoich słów. Nie zdążyłam, złapał mnie za nadgarstki.
- Puszczaj mnie! - znów ujrzałam kawałek wspomnień... byliśmy w lesie a z krzaków wyłaniała się Bruxa - Zostaw mnie, zostaw!!!
- Bo co? - zapytał prowokacyjnie.
Doszedł do mnie ostatni skrawek. Walnęłam go i uciekłam. Spojrzałam na niego. Był na mnie zły i to chyba bardzo... zaczęłam się wyrywać, ale był silniejszy.
- Czy jak cię przeproszę za tamto to mnie puścisz? - zapytałam z głupią nadzieją.

<Rico?>

sobota, 2 sierpnia 2014

Od Rico

- Kogo my tu mamy? - powiedziałem z przekąsem - Nie pamiętasz mnie ptaszyno? Po tym co się stało? - przestałem się śmiać i schowałem ręce pod stołem, by nie dostrzegła jak zaciskam pięści z wściekłości.
- Wybacz, nie jesteś typem, którego chętnie bym zapamiętała. - widocznie wyczuła mój gniew.
- No cóż. - rozłożyłem bezradnie ręce - Rico, dla przyjaciół... Wybacz zagalopowałem się. - wstałem od stolika z zamiarem odejścia.
- A ty dokąd? - zmarszczyła brwi, mierząc mnie zdziwionym spojrzeniem.
Już nie kryłem w jakim jestem nastroju. Szybkim krokiem podszedłem do stolika i oparłem się o blat. Nachyliłem się nad dziewczyną tak, że nasze nosy dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
- Wybrałem cię, - wyszeptałem wściekły - a ty nawet nie pamiętasz mojego imienia! - uderzyłem pięścią w stół i odwróciłem się na pięcie.
Postanowiłem poszukać ukojenia w samotności. Dawna rana nadal paliła, nieustannie o sobie przypominając. Nieświadomie wróciłem myślami do tamtego zdarzenia. Staliśmy oboje w lesie czekając na nadejście potwora. Wtedy właśnie Akari uderzyła mnie w twarz i uciekła, krzycząc, że jestem najgorszym draniem jakiego spotkała. Szybko rozprawiłem się ze straszydłem w pojedynkę, rozładowując przy okazji całą nagromadzoną furie. Pamiętam ten dzień co do sekundy. Na prawdę sądziłem, że Akarii okaże się... No cóż, byłem w błędzie. Wyszedłem z Akademii i pozwoliłem nogom poprowadzić się w nieznane. Myślami wciąż wspominałem dziewczynę...

<Akari'a?>

Od Sow'a

Zaśmiałem się gorzko. Prawda przestraszyłaby tylko Codik. Przez kolejną chwilę trwaliśmy w milczeniu wspólnie podziwiając horyzont. Wreszcie dziewczyna podeszła cicho i przytuliła się do mnie. Niewiele myśląc, objąłem ja ramieniem i pocałowałem w czubek głowy.
- Kochanie.... to trudne. - wziąłem głębszy wdech - Cały problem leży w tym, że jesteś moim największym skarbem i nie chciałbym cię stracić.
- Więc w czym jest problem? - podniosła głowę i spojrzała mi w oczy.
- Ja... - uciekłem wzrokiem w bok - Wilkołaki dość szybko dojrzewają psychicznie i biologicznie. - poczułem lekkie ukłucie w palec.
Moja przyjaciółka domagała się pieszczot, więc pogłaskałem nadstawiony czarny łepek kruka.
- Sow..? - przypomniała mi o przerwanym wątku.
- Mój gatunek jest zupełnie inny niż twój. Zrozumiem, jeśli będziesz chciała odejść. - wyszeptałem - To wszystko przez wilczą naturę...
- Wykrztuś to wreszcie. - powiedziała z ledwie dosłyszalną nutką zniecierpliwienia.
- Chciałbym... - zawahałem się - Znamy się już dość długo i myślę, że jesteś odpowiednią osobą. - puściłem Codik i stanąłem na przeciw niej. Spojrzałem w piękne oczy, szukając zaprzeczenia. Dostrzegłem w nich tylko niepewność i nieme pytanie. Uklęknąłem przed dziewczyną na jedno kolano i ująłem jej rękę.
- Kochanie zostań moją Alphą.. - ucałowałem koniuszki jej palców - Zgadzasz się?

<Codik?>

niedziela, 27 lipca 2014

Od Akarii

Spacerowałam po korytarzach. Było już po lekcjach więc nie śpieszyłam się. Zeszłam do kawiarenki. Zobaczyłam znajomą mi twarz, kiedyś coś tam było... chyba gadaliśmy czy coś... nie pamiętam... dostałam amnezji i zapomniałam, kojarzyłam go tylko z wyglądu.
Usiadłam przy tym samym stoliku, tak po prostu bez słowa.
- Cześć - odezwałam się dość szorstko, miałam wrażenie, że kiedyś doszło między nami do czegoś w podobie spięcia.
Wilkołak spojrzał na mnie i uśmiechnąłem się paskudnie, chyba mnie pamiętał... żałowałam, że nie pamiętałam ani chwili z poznania go.
- Jak masz na imię? - postanowiłam nieco zluzować.

<Rico? łee... szkoda, że nie chciało mi się tamtego dokończyć :P )

piątek, 25 lipca 2014

Od Codik

Wyszedł... siedziałam dosłownie kilka sekund bez ruchu po czym z napływającymi łzami usiadłam do laptopa kuląc pod siebie nogi. Mój brat był aktywny. Postanowiłam się odezwać... można powiedzieć szukałam u niego drobnej pomocy...
"Cześć..." wiedziałam, że Xav od razu się zorientuje, że coś jest.
"Mów"
"No bo..." ni potrafiłam tego ująć w słowa.
"Chłopak?Przyjaciółki?" zawsze to robił... kiedy się nie wysławiałam zadawał krótkie pytania... za to go lubiłam... nie naciskał.
"To pierwsze..."
"Mam do Ciebie przyjść?"
Zastanowiłam się chwilę... dawno się z nim nie widziałam... śmieszniejsze, że iż jest już jakiś czas w akademii ani razu go nie widziałam...
"Jeśli to nie problem..."
"Zapukam trzy razy..."
Nie zapytał gdzie ma przyjść, czyżby wiedział? Sama nie wiem... chciałam go o to zapytać,. ale już go nie było. Po chwili ktoś cicho zapukał trzy razy. Wstałam powoli i poszłam do drzwi. W drzwiach stał blondyn, którego kojarzyłam tylko o wiele młodszego. Teraz był ode mnie dużo wyższy, oczu w kolorze złotym biły w cieniu. Przyglądał mi się chwilę po czym lekko się uśmiechnął.
- Xavier... - szepnęłam i rzuciłam się bratu na szyję.
Kiedyś za nim nie przepadałam, ale od jakiegoś czasu odrzuciłam wszystkie złe wspomnienia i urazy rodzinne. Bez słowa mnie przytulił.
- Co się stało? - miał miły głos, nie taki dziecinny, ale nie mówił też basem. Miał lekki i przyjemny głos.
- Chciałabym nie musieć o tym mówić...
- Jak mam ci więc pomóc?
Opowiedziałam więc w skrócie co się działo we mnie kiedy byłam obok Sow'a. Raz po raz uśmiechał się do mnie. Nie wiem czy mnie zrozumiał. Chwilę siedział cicho wpatrzony w ścianę po czym spojrzał  na mnie.
- Powinnaś do niego iść...
- Co?
- Sama wież, że to dość dobry pomysł. W zasadzie jedyny na jaki ja i ty mogliśmy wpaść - uśmiechnął się.
Czasem zapominałam, że ja i mój kochany starszy braciszek niemal zawsze myśleliśmy podobnie. Dodajmy do tego też to iż większość Łowców ma to samo podejście do świata... wstałam więc i poszłam. Stwierdziłam, że Sow'a mogę znaleźć już chyba tylko w jednym miejscu. Weszłam na wieżę.
Był tam. Patrzył w horyzont a raz po raz na kruka. Kiedy stanęłam zawiał wiatr. Sow się odwrócił.
- Dlaczego nie powiesz mi konkretnie co jest na rzeczy?

<Sow?>

Od Sow'a

- To moja wina... - zacząłem nieśmiało - Kiedy mnie masowałaś.... - przetarłem twarz rękoma, czując się zbyt zawstydzony - Widzisz Codik.... nie jesteśmy już dziećmi i...
- O co chodzi? - uspokajająco położyła dłoń na moim ramieniu.
- Jesteś śliczna, a kiedy mnie dotknęłaś.... rozbudziłaś moje ciało.... - zaczerwieniłem się po same uszy i pospiesznie wstałem, zakładając po drodze koszulkę - Chyba będzie lepiej jak na jakiś czas zostanę sam. - nie patrząc blondynce w oczy wyszedłem z jej pokoju.
Szedłem pustym korytarzem do wieży. Chciałem, by chłodne powietrze mnie otrzeźwiło. Zbyt mocno zależało mi na Codik, nie chciałem jej skrzywdzić... Wdrapałem się na sam szczyt schodów, wkraczając do własnego azylu. Natychmiast przywitało mnie znajome krakanie.
- Witaj mała. - pogłaskałem nadstawiony łepek kruka.
Zapatrzyłem się na horyzont, jednak myślami powróciłem do chwil, które spędziliśmy razem z Codik na tej wierzy... Codik...
- I co powinienem zrobić? - odpowiedziało mi złośliwe krakanie - Śmiej się....
Dziewczyna, której oddałem serce, mimo wielkiej odwagi i siły, pozostawała wciąż delikatna. Jak miałem ją chronić, kiedy sam stanowiłem zagrożenie? Niestety wilkołaki dojrzewają i zakładają rodziny dużo szybciej niż ludzie i im podobni. Poczułem chłodny wiatr i delikatny zapach czyiś perfum.

<Codik?>

poniedziałek, 21 lipca 2014

Od Codik

Wiedziałam, że coś jest nie tak. Trochę chyba zasmucił mnie fakt, że on nie chce mi powiedzieć co się dzieje.
- Sow, nie jestem ślepa, co się stało? - milczał. Zdenerwował mnie tym nieco - Sow! Co jest?
Milczał. Zdenerwowana wstałam i poszłam do łazienki. Chciałam trochę ochłonąć. Co go ugryzło, pomyślałam i oparłam się o ścianę.
Nie miałam ochoty aktualnie wychodzić. Było tak miło, pomyślałam i nieco rozluźniałam. Zjechałam po ścianie i usiadłam.
Siedziałam tak chwilę nie ruszając się, chyba nawet nie mrugnęłam.
Po około chyba godzinie postanowiłam wyjść. Sow nadal siedział na skraju łóżka. Westchnąłem i usiadłam na drugim końcu.
Siedzieliśmy w ciszy. Czułam się nieco urażona.
Powoli zacząłem się przesuwać do chłopaka. Gdy byłam dość blisko oparłam głowę o jego ramię i przymknęłam oczy.

<Sow?>

Od Sow'a

Przeciągnąłem się jak poprzednio Codik. Syknąłem cicho, kiedy coś chrupnęło boleśnie w karku.
- Aj...!
- Co się stało? - dziewczyna spojrzała na mnie z uwagą.
- Wszystko w porządku. - uśmiechnąłem się krzywo.
Widać nie wyszło zbyt przekonywująco, bo blondynka pokręciła głową i lekko podciągnęła rękawy.
- Co zamierzasz zrobić? - bezskutecznie próbowałem ułożyć głowę, by zmniejszyć ból.
- Ściągaj koszulę. - powiedziała stanowczo.
- Co...?
- Słyszałeś. I połóż się na brzuchu.
Zdziwiony posłusznie wykonałem polecenie. Podłożyłem złożone ramiona pod czoło i spiąłem mięśnie barków w oczekiwaniu. Zaskoczył mnie delikatny dotyk dłoni Codik. Przesunęła ręce z moich ramion wzdłuż karku do podstawy głowy. Poczułem przyjemne mrowienie. Dziewczyna powtórzyła czynność kilkakrotnie i zaczęła mocniej uciskać masowany fragment. Odczułem dużą ulgę, a ból znacznie zelżał pod jej dotykiem. Po chwili jej zwinne ręce przesuwały się od paska spodni w górę wzdłuż kręgosłupa do karku, rozluźniając po drodze każdy napięty mięsień i nerw.
- Nie wiedziałem, że potrafisz takie rzeczy. - wyszeptałem i zamruczałem z zadowolenia.
- Wiele jeszcze o mnie nie wiesz. - powiedziała tajemniczo.
Przy każdym kolejnym dotyku dłoni Codik stawałem się bardziej odprężony. Towarzyszyło temu również inne, nowe uczucie. W końcu przewróciłem się na plecy i złapałem nadgarstki dziewczyny.
- Wystarczy, dzięki. - nie potrafiłem spojrzeć jej w oczy.
- Sow wszystko w porządku? - zapytała z troską.
- Jak najbardziej. - usiadłem na skraju łóżka i przetarłem twarz rękoma.

<Codik?>

niedziela, 13 lipca 2014

Od Codik

Zasnęłam. Nawet nie wiem kiedy. Czułam się jakoś... inaczej.
Obecność Sow'a była dla mnie nowością. Tym razem sen to było coś naprawdę przyjemnego.
Czułam się jakoś spokojniej, lepiej.
Sen jak zwykle miałam lekki, nigdy nie spałam twardo. Charakterystyczna cecha u Łowców, na polowaniach nocnych było to bardzo komfortowe.
Usłyszałam coś jakby szept, nie dosłyszałam dokładnie, w zasadzie tylko to rozpoznałam.
Postanowiłam to zignorować, gdyż wzięłam pod uwagę, że może to być Sow.
Sen stawał się coraz lżejszy, wiedziałam, że muszę już wstawać.
Otworzyłam lekko oczy, było mi tak miło, że nie miałam ochoty wstawać, ale czułam, że nie wytrzymam długo z przymkniętymi oczami, to nie było w moim stylu.
Powoli się przeciągnęłam, uważając aby nie ruszyć Sow'a, ale on już nie spał.
- Jak się spało? - zapytał z lekkim uśmiechem.
- Przyznam, że nie najgorzej - również się uśmiechnęłam.
- Mam nadzieję, że się wyspałaś.
- A nie widać?

<Sow?>

Od Sow'a

Lekko zaskoczony objąłem Codik i pocałowałem czubek jej złotych włosów. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Dziewczyna widocznie to wyczuła, bo podniosła głowę i spojrzała mi w oczy.
- Co cię rozbawiło?
- Cieszę się, że jesteś tak blisko.
Zaczerwieniła się nieznacznie i powróciła do poprzedniej pozycji.
- Tylko się nie przyzwyczajaj. - powiedziała głosem, w którym dosłyszałem cień zawstydzenia.
- Śpij moja droga. Zasłużyłaś na odpoczynek. - gładziłem jej włosy, aż zasnęła z głową na mojej piersi.
Wkrótce i mnie zmorzył sen. Zapadłem w niespokojną drzemkę, przeżywając ponownie całe, nocne zajście. Otworzyłem oczy, pozbywając się na dobre resztek snów. Czułem na torsie lekki ciężar głowy i ramienia dziewczyny. Nadal smacznie spała wtulona we mnie. Mimowolnie rozciągnąłem usta w uśmiechu.
- Zawsze chciałbym budzić się przy tobie, aniołku. - wyszeptałem cicho.
Codik poruszyła się nieznacznie. Miała lekki sen jak ptak.

<Codik?>

czwartek, 10 lipca 2014

Od Codik

- Ni sekundy  - uśmiechnęłam się - czatowałam nad tobą - zaśmiałam się cicho.. - i przyznam, że padam z nóg.
- To się prześpij..
- Gdzie? - rozłożyłam, ręce pokazując pokój - Na podłodze? - skrzywiłam się. - Ja podziękuję...
Zapadła chwila ciszy... stwierdziłam, że długo bez snu nie dam rady funkcjonować.
Westchnęłam i ułożyłam się koło Sow'a uważając na to, aby nie podrażnić ran.
Wtuliłam się i przymknęłam oczy.

<Sow? Wielkie sorry, że takie mega mega krótkie... na serio... bark mi weny :( >

Od Sow'a

Czułem jak razem z krwią opuszczają mnie siły. Na prawym boku jeden z wilkołaków pozostawił mi głęboką ranę obficie krwawiącą. Walczyłem z jedynym przeciwnikiem mogącym mi dorównać. Z Rico... Pozostali członkowie jego nowej "Watahy" leżeli nieprzytomni, bądź martwi - nie dbałem o to - gdzieś za nami. Uchyliłem się przed kolejnym ciosem wymierzonym w zraniony bok. Stawałem się coraz bardziej zmęczony i wiedziałem, że niezbyt długo będę w stanie dotrzymać tempa dawnemu bratu. Rico również nie prezentował się dobrze. Krwawił z wielu ran i najwidoczniej walczył ostatkiem sił. Kątem oka dostrzegłem ruch. Z pewnym zaskoczeniem zauważyłem jeszcze jednego wilkołaka trzymającego się na nogach. Próbował zajść mnie od tyłu. Nagle świat zawirował i pociemniał. Rico skorzystał z okazji i uderzył mnie w szczękę. Nim zdołałem się otrząsnąć, mój przeciwnik również runął na trawę tuż obok. Za nim stała Codik z grubym kijem w rękach. Jej oczy lśniły gniewem i desperacją. Wilkołak za moimi plecami na ten widok umknął w las, nie oglądając się za siebie.
- Dziękuję moja piękna... - wyszeptałem i zanurzyłem się w miękkiej czerni.
Nie wiem jak długo spałem. Obudził mnie przeszywający ból w okolicach żeber i szczęki. Całe ciało zmieniło się w pulsujący, tępy ból. Otworzyłem oczy.
- Jestem w piekle...? - wychrypiałem.
- Jeszcze nie, chociaż mało brakowało...
Leżałem na łóżku w pokoju Codik obwiązany bandażami. Dziewczyna siedziała skulona w nogach łóżka. Miała podkrążone oczy i kilka drobnych siniaków. Podała mi szklankę wody stojącej dotychczas na szafce nocnej. Z trudem podniosłem ciążącą głowę, więc dziewczyna podtrzymała mnie i podsunęła do ust chłodny płyn.
- Dziękuję... - wysapałem, opróżniwszy szklankę do dna.
- Nie przyzwyczajaj się. Przez ciebie nie mam gdzie spać. - zmarszczyła brwi w udawanym gniewie.
- Dlaczego nie zawiadomiłaś nikogo z nauczycieli?
- Mieszkają poza Akademią. Nim by tu dotarli, byłbyś martwy.
- Uratowałaś mi życie... - opadłem na poduszkę i przymknąłem oczy.
- Nie pierwszy i nie ostatni. - zaśmiała się cichutko.
- Codik, skarbie, spałaś ty w ogóle? - wyszeptałem z troską.

<Codik?>

poniedziałek, 7 lipca 2014

Od Codik

Znalazłam się po drugiej stronie drzwi.
- Sow! - wrzasnęłam i walnęłam pięścią w drzwi. Naprałam na nie, ale ani drgnęły. - Sow!
Po kilkunastu próbach stwierdziłam, że to nie ma sensu. Cokolwiek by się działa nie pozwoli mi wyjść.
Przed zamknięciem kazał mi sprowadzić pomoc. Teraz gdy zrobiło mi się ciepło myślałam w miarę racjonalnie. Jednak nie miałam kogo o to poprosić. Nauczyciele nie mieszkali w akademiku, mieli gdzieś oddzielny dom czy też skrzydło do którego nie mieliśmy wstępu. Wszyscy inni spali, z resztą kogo miałam obudzić? Chyba, że... sama nie wieżę, ale on chyba był ostatnią deską ratunku... gdy nieco odeszłam coś mnie zainteresowało. Drzwi miały witraż... można by było łatwo się stąd wydostać właśnie przez niego przeskakując... przemyślałam wszystkie za i przeciw... teraz już nie wiedziałam co mam robić. Osunęłam się na ziemię i spuściłam głowę. Pierwszy raz czułam się bezradnie. Nie czułam strachu, nie... czułam, że po prostu nie mogę nic zrobić, a to było gorsze... wolałabym się bać, ale wiedzieć co robić, niż... niż nie wiedzieć nic... z oczu zaczęły mi spływać łzy...
- Nie znoszę tego uczucia - wycedziłam przez zęby. - Bezradność... co mogę teraz zrobić? - jęknęłam lekko.
Siedziałam tak chwilę do czasu gdy się nie uspokoiłam. Podeszłam do drzwi, chciałam coś sprawdzić. Gdy drzwi lekko się uchyliły wręcz czułam jak w środku skaczę... ze szczęścia? Można to tak było nazwać...
Ujrzałam tylko kilka chyba martwych lub przynajmniej mocno zranionych wilków... nie było wśród nich Sow'a, gdy otworzyłam je szerzej dojrzałam jak około trzy wilki walczą ze sobą.
- Sow... - szepnęłam.
Jeden wilk się odwrócił, nie był to Sow, nie pasowały mi jego oczy, ale... wilk który zadał mu porządny cios... od razu poczułam się lepiej.
Wyszłam nieco bardziej, chyba porywałam się na głupotę bo nie wiedziałam czy kogoś jeszcze tam tak na prawdę nie ma...

<Sow?>

piątek, 27 czerwca 2014

Od Sow'a

Niewiele myśląc wziąłem drżącą dziewczynę na ręce i ruszyłem biegiem w stronę Akademii. Kątem oka dostrzegłem jak cień ruszył naszym śladem. To Rico, wolałem nic nie mówić Codik, żeby jej jeszcze bardziej nie przerazić. Dobiegłem do ciężkich drzwi, postawiłem przyjaciółkę na ziemi, by móc otworzyć wejście. Blondynka gwałtownie przekręciła głowę w bok, a jej oczy zrobiły się ogromne.
- Nie jest sam... - wyszeptała.
Uchyliłem pospiesznie drzwi i wepchnąłem ją do środka.
- Spróbuj sprowadzić pomoc! - zatrzasnąłem drewniane skrzydło z hukiem i naparłem na nie plecami. Zdawałem sobie sprawę, że Codik będzie chciała mi pomóc. Nie myliłem się, po ułamku sekundy z wnętrza Akademii usłyszałem jej głos. Tymczasem zza rogu budynku wyłoniło się kilku towarzyszy Rico. Patrzyłem dawnemu bratu prosto w oczy. Odczekał, aż pozostałe wilkołaki podejdą do niego i uśmiechnął się szyderczo.
- W końcu się spotykamy. Nie martw się o swoją dziewczynę, w środku ktoś się nią zajmie. - z uwagą obserwował jaki skutek odniosą słowa.
W tej chwili chciałem pognać za Codik i ostrzec ją, jednak zachowałem kamienną twarz i nie ruszyłem się z miejsca. Miałem cichą nadzieję, że przywódca bandy blefuje i tylko czeka, bym odwrócił się do nich tyłem, a wtedy wszyscy z przyjemnością rzucą się na moje plecy.
- Nie nabierzesz mnie! Czego tu szukasz?! - warknąłem.
- Postanowiliśmy, że dziś rozwiążemy ostatecznie dawne sprawy. Jesteś z nami czy z tą małą? - w głosie Rico zabrzmiała obca nuta.
Zmienił się i zacząłem podejrzewać co było tego źródłem...
- Odszedłem od was dawno temu i zdania nie zmienię!
- No cóż, twoja strata. - rozłożył bezradnie ręce z udawanym smutkiem - Postanowiliśmy, że zajmę twoje miejsce na czele stada, jeśli się nie zgodzisz.
- Twój ojciec nie mianował cię Alfą! - krew we mnie zawrzała - Wataha nigdy cię nie zaakceptuje!
- Kto powiedział, że będę przewodził bandzie starych ramoli? Tworzymy nową Watahę... Zemsty... - uśmiechnął się smakując wypowiedziane słowa - Zabić go!>br/> Nim ktokolwiek ruszył z miejsca, zawyłem donośnie i przeobraziłem się w wilkołaka. Świat zalała czerwona mgła...

<Codik?>

środa, 18 czerwca 2014

Od Codik

Zawsze jestem gotowa, pomyślałam i uśmiechnęłam się do Sow'a. Od razu zrozumiał o c o mi chodzi.
Cień nie poruszał się. Obserwuje nas? pomyślałam i zrobiłam krok do przodu.
- Codik - skarcił mnie cicho Sow.
Nie słuchałam go. Ciekawość brała górę, może to wcale nie był Rico?
Choć... mało prawdopodobne aby był to kto inny... bo kto o takiej porze zakradał by się do akademii?
Cień zaczął się przybliżać. Jako łowca byłam pozbawiona takowego lęku, jednak czułam coś dziwnego... nogi mi się uginały. Ogólnie rzecz biorąc był zimno... to to? Wątpię... to raczej coś co powala każdego łowcę... właśnie zimno...
Cofnęłam się i skryłam za Sow'em. Czułam jak lęk pożera mnie od środka... nie chciałam się bać, to uczucie było dla mnie czymś obcym... nieznanym... nie chciałam tego czuć... nie podobało mi się to...
Nie dość tego, traciłam węch i zdolność chodzenia... chciałam jak najszybciej znaleźć się w ciepłym miejscu...
- Sow... - szepnęłam nieco drżącym głosem
Odwrócił się gwałtownie. Był widocznie zaskoczony, że skryłam się za nim, że drżę i to nie tyle z zimna co ze strachu...
- Co ci? - zapytał zaniepokojony... sama również byłam nie spokojna.
- Zimno. - jedno krótkie słowo... a wystarczyło, zrozumiał o co chodzi - Biegniemy? - zapytałam spoglądając na akademię.

<Sow?>

sobota, 14 czerwca 2014

Witam

Chciałam powiedzieć, że do 11 lipca posty i postacie proszę wysyłać na : Forever Alone

Od Sow'a

- Postanowiłem się trochę przejść, nie umiem zasnąć... - dziewczyna przyjrzała mi się podejrzliwie.
- Nie umiesz kłamać Sow i jesteś zdenerwowany. Co się dzieje?
Westchnąłem z rezygnacją.
- Zobaczyłem kogoś przez okno i chciałem sprawdzić.
- Może chodźmy razem.
- Wolałbym sam...
- Nie martw się o mnie. - w ciemności zalśniło ostrze katany.
- To może być Rico...
- Więc go odpowiednio przywitajmy. - jej uśmiech mógłby przestraszyć niejednego...
Pospiesznie zeszliśmy do głównego holu przy wyjściu. Codik ostrożnie otworzyła ciężkie drzwi. O dziwo nie zaskrzypiały. Na zewnątrz panowała ciemność, księżyc zasłoniły chmury. Tym lepiej. Bezszelestnie przemierzyliśmy teren wokół Akademii. Intruza ani śladu.
- Może zrezygnował? - usłyszałem szept dziewczyny, cichszy niż odgłos spadającego liścia.
- Nie sądzę. - wskazałem niewyraźny cień na obrzeżach lasu - Bądź gotowa, może być ich tu więcej.

<Codik>

piątek, 6 czerwca 2014

Od Codik

Wbiegłam do pokoju, wskoczyłam na łóżko i zwinęłam się w drobny kłębek. Kłębiło się we mnie setki uczuć. Nie potrafi.łam powiedzieć, czy jest dobrze, czy źle. Nie potrafiłam określić tego co czuję do Sow'a... Kocham go? Nie wiem...
Rozmyślałam długi czas, starając się jakoś związać koniec z końcem jednak nie dawałam rady... nie wychodziło mi to, nie potrafiłam.
Nie wiem kiedy zmorzył mnie sen... po prostu zamknęłam oczy i tyle... nie wiem kiedy... jednak nawet przez sen myślałam o tym samym, moim snem było rozmyślanie o jednym i tym samym... jakbym nie mogła myśleć o niczym innym... jakbym nie mogła śnić... ogólnie łowcy nie śnią... zdarza się, że czasem tak... dziś chciałabym nawet tą ciemną plamę którą widuję każdej nocy... jedno sekundowy sen... tego chciała... nie chciałam myśleć... lecz nie potrafiłam... teraz liczyło się dla mnie uporządkowanie myśli... to było gorsze niż składanie kostki rubika...
Otworzyłam gwałtownie oczy. Było jeszcze ość ciemno... wyjrzałam przez okno. Nie mogłam uwierzyć w to, że mimo wszystko dalej składam myśli i uczucia do jednej kupy...
Chciałam mieć to za sobą.... chciałam już to wszystko ułożyć... Sow był dla mnie ważny... nie wiem czemu, ale przy nim zawsze czułam się dobrze... może jednak go kocham, tylko nie potrafię się do tego przyznać? łowcy rzadko przyznają się do swoich uczuć... niestety byłam typowym Łowcą... no prawie... jako jedna z niewielu nie miałam zamiaru zabijać innych wyjątkowych...
Wyszłam z pokoju na korytarz cicho zamykając drzwi. Za mną otworzyły się inne drzwi, równie cicho. Obejrzałam się. już nawet w kompletnych ciemnościach potrafiłam go rozpoznać... jakby tego mi brakowało... jednak... myśli ustąpiły... cisza i spokój, mogłam normalnie myśleć.
- Co robisz? - zapytałam szeptem

<Sow?>

Od Sow'a

- Pod jednym warunkiem. - wziąłem jej drobną dłoń w swoją własną - Chcę, żebyś wiedziała, że jesteś dla mnie najdroższa na świecie. To dla ciebie wróciłem.
Spuściła wzrok przyglądając się intensywnie czemuś na ziemi.
- Rozumiem twoje zakłopotanie. - delikatnie pocałowałem kostki jej ręki.
- Niczego nie rozumiesz. - wyszeptała i czym prędzej zniknęła za drzwiami.
- Codik! - krzyknąłem za nią, bez skutku.
Zwiesiłem głowę, pogrążając się w niewesołych myślach. Może przeszkadzało jej to, że jestem wilkołakiem, a może wszystko zepsułem, wyjawiając swoje uczucia. Nagle przypomniałem sobie jej wygląd, kiedy wróciłem. Postanowiłem walczyć o nią do końca... Dzisiaj miała dość wrażeń. Jutro z samego rana pójdę z nią porozmawiać. Tymczasem robiło się późno. Niechętnie wróciłem do własnego pokoju i z rezygnacja żuciłem się na łóżko. Powoli ogarnął mnie sen. Po raz kolejny błądziłem po lesie bez końca i początku, tonąc w mlecznobiałej mgle. Gdzieś w oddali słyszałem głos Codik. Biegłem co sił, ale głos oddalał się ode mnie i milkł. Czułem, że jest w niebezpieczeństwie, ale nie mogłem jej znaleźć. Obudziłem się zlany potem. Na nadaremnie próbowałem uspokoić nerwy. Podszedłem do okna. Złoty sierp świecił na bezchmurnym niebie. Gdzieś w dole przemknął cień. Ktoś podkradał się do Akademii....!

<Codik?>

sobota, 31 maja 2014

Od Codik

Skrzywiłam się nieco.
- Skądże znowu - odparłam tak, jakbym miała zaraz strzelić mu w twarz.
Nie wyglądał na przekonanego, sama bym nie było, gdy usłyszałam swój własny ton, zastanowiłam się czy na pewno jest mój...
- Nic nie zrobiłeś... - złagodniałam, mimo iż po głowie chodziło mi te kilka przerażających dni... mu chyba tez przeszło to przez głowę, gdyż był zaskoczony. - Nie czuję się skrępowana... - Drugie kłamstwo... pomyślałam myśląc nad tym co dalej powiem - Po prostu czuję się inaczej... czułam się tak tylko raz - spojrzałam na swoje buty. - To jest coś czego nie rozumiem - szepnęłam.
Spojrzałam na niego. Przyglądał mi się.
Nasze spojrzenia zetknęły się. Poczułam dziwny dreszczyk przyglądając się tym jego dwukolorowych oczom, tym samym które zaintrygowały mnie przy pierwszym spotkaniu.
Staliśmy tak przed wejściem do akademii. Czas jakby stanął.
Spojrzałam na wejście i odezwałam się niepewnie:
- Może już wjedziemy?

<Sow? Nie tylko tobie... >

czwartek, 29 maja 2014

Od Sow'a

- O tob..., o tym, że nasze kiełbaski są już gotowe. - poprawiłem się pospiesznie, czując lekkie zawstydzenie.
Mam nadzieję, że Codik nie zauważyła niczego... Podałem jej talerzyk i kilka kromek chleba. Przyjęła je z zamyślonym wyrazem twarzy.
- Tylko się nie poparz. - uśmiechnąłem się lekko.
Zjedliśmy, rozmawiając i żartując z byle czego. Kiedy ognisko przygasło, zagrzebaliśmy w gorącym popiele ziemniaki.
- Już nie mogę się doczekać.
Oboje oparliśmy się o pień drzewa tuż za nami. Niewielkie płomienie trawiły resztki grubych gałęzi. Wokół panowała cisza, przerywana od czasu do czasu krakaniem lub wyciem jakiegoś stworzenia. Sam nie wiem, kiedy Codik oparła głowę o moje ramię. Niepewnie objąłem ją ramieniem. Nie odsunęła się, o dziwo. Trwaliśmy tak nieporuszeni, zbyt onieśmieleni nowym doświadczeniem. Odniosłem wrażenie, jakby czas stanął w miejscu. Liczyło się tylko tu i teraz. Przymknąłem oczy wdychając delikatny zapach jej włosów. Czułem się wspaniale.
- Czas na ziemniaki. - odsunęła się ode mnie, odwracając głowę w bok.
- Chyba masz rację. - obserwowałem ją dyskretnie ze smutkiem niewiadomego pochodzenia. Nasz deser okazał się gotowy, gorący i wyjątkowo smaczny, choć zawierał śladowe ilości popiołu. Tym razem jedliśmy w milczeniu.... Nadszedł wreszcie czas na powrót do Akademii, robiło się późno. Zasypałem starannie popiół ziemią, by nie wzniecić pożaru.
Pozbieraliśmy rzeczy i spiesznie ruszyliśmy w drogę powrotną. Dopiero przed wejściem do szkoły odważyłem się zadać pytanie:
- Codik, krępuje cię moje towarzystwo? - zacząłem niepewnie - Byłaś dzisiaj wyjątkowo milcząca i zamyślona. Jeśli zrobiłem coś nie tak.... - ugryzłem się w język, przypominając sobie o niedawnym powrocie.

><Codik? U mnie coś z weną szwankuje...>

niedziela, 25 maja 2014

Od Codik

Uśmiechnęłam się w odpowiedzi.
Sow znalazł dwie cieńsze gałęzie naostrzył czubek i podał mi jedną.
Nabiłam kiełbaskę i podstawiłam ją pod ogień.
Sow usiadł koło mnie. Siedzieliśmy cicho przyglądając się jak ogień osmala kiełbaski.
Spojrzałam na niebo i kilka ciemnawych chmur powoli wlokących się z wiatrem na zachód. Spokój lasu był przyjemny. Odejście od codzienności było dla mnie czymś, czego już dawno nie doświadczyłam.
Przymknęłam oczy i wsłuchiwałam się w śpiew ptaków ( nie mam na myśli krakanie kruków ).
- O czym myślisz? - Sow odezwał się akurat wtedy, gdy było mi najprzyjemniej.
Jednak nie zdenerwowałam się. Uśmiechnęłam się i odwróciłam głowę w jego stronę.
- O niczym takim... - odparłam. W zasadzie moje myśli chodziły z miejsca na miejsce i po prostu nie potrafiłam określić o czym w zasadzie myślę...  Uśmiechnął się. - A ty o czym myślisz?

<Sow? Sorry, że takie serio krótkie :P zabrakło mi weny... >

Od Sow'a

- Brzmi kusząco - Mrugnąłem co Codik - Mam pewien pomysł. Poczekaj tu, za dziesięć minut powinienem wrócić.
- Co ty kombinujesz. spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Zobaczysz. - wstałem z łóżka - Jeśli miałabyś ochotę się odświeżyć, w tej szafce znajdziesz ręcznik. Myślę, że znajdziesz łazienkę bez problemu. - uśmiechnąłem się szeroko i wyszedłem czym prędzej.
Chciałem dziewczynie zrobić miłą niespodziankę, ale nie potrafiłem skłamać, gdyby zapytała wprost. Czym prędzej pognałem na palcach do kawiarenki na parterze. Na szczęście nie spotkałem po drodze żadnej żywej duszy.
Wchodząc do pomieszczenia, zrobiłem zbolałą minę. Akurat jedna z kucharek krzątała się za ladą. Na mój widok załamała ręce.
- Gdzieś ty tak zmizerniał, Sow? - zapytała zmartwiona - Zaraz naszykuję ci porządną porcję na obiad.
Od Początku roku kucharki zdążyły mnie dobrze poznać i polubić. Bywałem tu często, a mój apetyt nie był mały...
- Nie trzeba. Chorowałem ostatnio trochę. - westchnąłem cicho - Ze znajomymi chcieliśmy urządzić małe ognisko. Mamy, oczywiście pozwolenie... - dodałem pospiesznie.
- o nic się nie martw, kochaneczku - starsza kobieta uśmiechnęła się ciepło i zniknęła w kuchni.
Po chwili pojawiła się z zapakowaną porcją kiełbasek, chleba i ziemniaków.l
- Proszę, miłej zabawy dzieci.
Podziękowałem grzecznie i wróciłem pospiesznie na drugie piętro do czekającej Codik. Wpadłem do pokoju lekko zdyszany.
- Gdzie byłeś i co masz w pudełkach? - zapytała, rozczesując włosy.
- Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie... słońce moje... - dodałem z wahaniem.
Na sekundę zamarła i powróciła do przerwanej czynności, jak gdyby nigdy nic. Zapakowany prowiant postawiłem na stole.
- To niespodzianka. - powiedziałem z naciskiem.
Uśmiechnęła się blado. Dzisiaj wyglądała dużo lepiej niż ostatnio. Jej skóra powróciła do naturalnego koloru, a oczy nie były już podkrążone i opuchnięte. Pozbierałem potrzebne drobiazgi i zniknąłem w łazience na piętnaście minut. Dzień był dość ciepły, więc nie powinniśmy się przeziębić zaraz po kąpieli. Po wyjściu o łazienki postanowiłem spakować niezbędne rzeczy. Wziąłem plecak, do którego schowałem jedzenie, koc i kilka innych drobiazgów.
- Gotowa?
- Na co?
- Zobaczysz. - powiedziałem tajemniczo.
Bez większych przeszkód opuściliśmy Akademię. o tej porze wszyscy mieli lekcje, więc korytarze świeciły pustkami. Zaprowadziłem Codik niedaleko w las. Znalazłem małą polankę i upewniłem się, że w okolicy nie spotkamy żadnego stwora. Zostawiłem plecak pod najbliższym drzewem.
- Teraz poszukajmy drzewa na ognisko. - powiedziałem uroczyście.
- Chcesz palić ogień? Zlecą się tu zaraz wszyscy głodni mieszkańcy lasu.
- Zaufaj mi. Mam na to sposób.
Dziesięć minut później rozłożyłem koc w pobliżu sporego stosu gałęzi. Bez powodzenia próbowałem rozpalić ognisko.
- Może spróbuj tego. - dziewczyna patrząc na moje wysiłki z politowaniem. podała zapalniczkę.
Z wdzięcznością skorzystałem z tej wspaniałej, acz prostej zdobyczy techniki. Po chwili siedzieliśmy przy wesoło trzaskającym ogniu.
- Teraz jeszcze niewielkie zabezpieczenie. - odchyliłem głowę i zawyłem w zupełnie innej tonacji niż zwykle - Teraz okoliczne stworki wiedzą, że wilkołak ruszył na łowy. Powinniśmy mieć spokój, przynajmniej przez jakiś czas.
- Zobaczymy. - odruchowo ścisnęła rękojeść miecza, z którym, jak zauważyłem, nigdy się nie rozstawała.
- To co, pieczemy kiełbaski? - zapytałem radośnie.

<Codik?>

Od Rico

- Już prawie jesteśmy na miejscu. - powiedziałem nieco znużony.
Wreszcie położyłem ostrożnie dziewczynę na trawie i rozejrzałem się po okolicy.
- Po co mnie tu przywlokłeś?! - widać nie ochrypła całkowicie.
Podniosła się z ziemi i uderzyła mnie w ramię.
- To dla twojego dobra wilczku. Jesteś już dużą dziewczynką i chcę wiedzieć czy się nadajesz.
- Nadaję? Co ty kombinujesz? - zmarszczyła brwi założyła ręce na piersi.
Nie próbowała wracać do Akademii, może ciekawość nie pozwalała jej odejść?
- Pomyślałem, że zrobię ci mały test. Widzisz, jestem w Akademii tylko tymczasowo. Mam tu pewną sprawę do załatwienia i pomyślałem, że poszukam sobie towarzystwa.
- Jesteś stuknięty. - powiedziała kręcąc głową.
- Lubię kobiety z silnym charakterem, ale nie zamierzam nikogo niańczyć. Musisz, więc być zaradna. Oto nasz gwóźdź programu. - wskazałem na wyłaniającą się z gąszczu Bruxę.
Dziewczyna spojrzała na mnie jak na wariata i zacisnęła mocno pięści. W moim stadzie panowały bardzo surowe zasady. Chciałem się przekonać czy Akaria jest równie silna, za jaką chce uchodzić. Nie zamierzałem, oczywiście zostawiać jej samej z potworem. Byłem ciekaw reakcji dziewczyny. Tymczasem Bruxa wodziła wokół niewidzącymi, szklanymi oczami i węszyła...

<Akaria?>

Od Akarii

Krzyczałam jeszcze chwilę, jednak gdy poczułam, że zaczyna boleć mnie gardło zamilkłam.
- Akaria - odparłam ochryple.
- Słucham? - chyba niedosłyszał lub nie zrozumiał... obstawiłam drugie...
- Mam na imię Akaria - odezwałam się głośniej i jak najwyraźniej mogłam... przez chrypę ciężko mi to szło.
- Rico - przedstawił się.
Jakoś nie miałam ochoty na ciągnięcie z nim konwersacji, jednak fakt iż byłam przerzucona przez jego ramię i szliśmy gdzieś... nawet nie mam pojęcie gdzie, sprawił, że skusiło mnie do drobnej rozmowy.
- Mógłbyś mnie puścić? - zapytałam miej ochryple
- Zastanowię się. - uśmiechnął się.
Nie znosiłam jego uśmiechu. Zwłaszcza tego, nie umiałam określić tego co oznaczał.
Stwierdziłam, żer raczej nie ma zamiaru mnie puścić, więc zaczęłam się wyrywać.
- Uspokój się. - był chyba nieco zdenerwowany, ale jakoś mnie to nie obchodziło.
- To mnie puść! - warknęłam znowu chrypiąc.

<Rico?>

Od Rico

Uniosłem lekko jej podbródek.
- Mały wilczek się zgubił?
- Łapy przy sobie i nie nazywaj mnie tak! - warknęła, odsuwając się gwałtownie.
Uśmiechnąłem się nieznacznie. Doskonale wyczuwałem jej przyspieszone tętno i oddech. Ręce dziewczyny drżały nieomal niedostrzegalnie. No, cóż. Nieomal. Nachyliłem się nad nią i spojrzałem głęboko w oczy.
- Boisz się mnie. Powinnaś.
- Nie bądź tego taki pewny! - wyszeptała z sykiem.
Odchyliłem głowę do tyłu i parsknąłem głośnym śmiechem. Kilka osób zerknęło na nas ciekawie.
- Nikt mnie tak dzisiaj nie rozbawił. Przypominasz szczenię, które za wszelką cenę próbuje wyglądać groźnie.
Złapała przód mojej koszulki i pociągnęła w dół, zmuszając tym samym, bym spojrzał jej w oczy.
- Nie lekceważ mnie. - powiedziała gniewnie.
- Mam pewien pomysł, jak rozwiązać nasz problem. Przejdźmy się, a przy okazji zobaczymy, czy jesteś taka straszna.
Wydawała się nieco zdezorientowana moją zmianą postawy. Korzystając z okazji, zarzuciłem sobie dziewczynę na ramię.
- Co ty wyprawiasz?! - darła się wniebogłosy.
- Jak skończysz krzyczeć, zdradzisz jak masz na imię? - zapytałem, jak gdyby nigdy nic.

<Akari?>

sobota, 24 maja 2014

Od Codik

Nie wiem kiedy zasnęłam. Czułam się dużo lepiej, obecność Sow'a sprawiała, że moje życie miało sens... czyżby to było to? Czy tak wygląda miłość? Wciąż nie rozumiem.
Chciałam aby ten sen potrwał jeszcze chwilę, jednak wiedziałam, że tak nie będzie. Wiedziałam, że jak tylko słonce zacznie wschodzić, ja zacznę się budzić. Z niewiadomych powodów zawsze tak miałam...
Powoli i jeszcze dość sennie uniosłam powieki. Sow spał. Wtuliłam się w niego i jedynie przymknęłam oczy, aby zapaść w coś podobnego do drzemki.
Zakładałam, że i dziś nie będę szła na lekcję, dlatego też nie przejęłam się wschodzącym słońcem i faktem istniejących sprawdzianów... chciałam aby czas się zatrzymał... choć na chwilę. Chciałam być tylko z Sow'em. Mieć świadomość, że mogę spędzać z nim każda chwilę, że zawsze będzie obok...
Nie udało mi się zdrzemnąć, oczy ciągle same mi się otwierały. Postanowiłam więc nie próbować więcej na siłę się zdrzemnąć i leżałam u boku najbliższej mi osoby.
Gdy zbliżało się południe nie dawałam już rady leżeć w bezruchu, zaczęłam się zastanawiać jak wytrzymałam te kilka dni bezruchu....
Poruszyłam się lekko próbując wstać tak aby nie obudzić Sow'a... nie udało mi się...
Przeciągnął się i spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się lekko.
- Która godzina? - wyjrzał przez ono przyglądając się błękitnemu niebu.
- Około dwunastej... lub później - skrzywiłam się nieco na myśl, że do tak długiej pory leżałam w łóżku... wracałam do siebie skoro takie coś mnie irytowało...
- No nieźle - uśmiechnął się.
- Bardzo... jesteśmy tu jeszcze uziemieni do około piętnastej... potem kończą się lekcje i będziemy mogli swobodnie się poruszać - uśmiechnęłam się zadziornie - albo się wyjdziemy starając się o to, by nikt nas nie zauważył.

<Sow?>

Od Sow'a

Codik zaskoczyła mnie zupełnie. Odwróciłem się w jej stronę. Wyglądała mizernie. Zapadnięte policzki, podkrążone oczy, sine usta.... Przytuliłem ją, głaszcząc delikatnie po włosach. Westchnąłem cicho.
- Czy ty w ogóle coś jadłaś? - zapytałem z troską.
- Nie miałam na to siły....
Trwaliśmy tak w milczeniu, ciesząc się wzajemnym towarzystwem.
- Muszę o ciebie zadbać.
Wziąłem ją na ręce. Ważyła o wiele mniej niż ostatnio.
- Postaw mnie Sow.
- Obiecuję, że nigdy więcej nie zostawię cię samej.
Zaniosłem Codik do mojego pokoju i położyłem na łóżku. Wyglądała na wyczerpaną. Jakiś czas temu przytargałem do pokoju niewielką, poręczną lodóweczkę. Wyjąłem z niej sałatkę z kurczakiem i dwie puszki koli. Podsunąłem wszystko dziewczynie pod nos.
- Nie jestem głodna. - obserwowała mnie bacznie, jakbym miał rozpłynąć się w powietrzu, jednak na jedzenie nie spojrzała nawet przelotnie.
- Musisz coś zjeść. - nalegałem.
Z głośnym westchnieniem wzięła do ręki widelec i zaczęła od niechcenia dzióbać w talerzu. Zauważyłem, że kolejne kęsy przełykała w nieco szybszym tempie i z większym apetytem. Na koniec wypiła duszkiem kolę. Uśmiechnęła się delikatnie. Z szafki wyciągnąłem paczkę chipsów i usiadłem na łóżku obok Codik. Nie wiem jak długo siedzieliśmy tak, rozmawiając o niczym. W końcu dziewczynę zmorzył sen, pierwszy od kilku dni. Oparła głowę o moje ramię i zasnęła. Trwałem nieruchomo, bojąc się drgnąć, by jej nie zbudzić. Do pokoju zaczęły wpadać pierwsze promienie wschodzącego słońca, potem również odpłynąłem w objęcia Morfeusza....

<Codik?>

Od Akarii

Chodziłam po parterze rozglądając się. Przyznam szczerze, że sądziłam iż ucieczka od watahy tu będzie największym błędem w moim życiu, ale jednak to miejsce wydaje się bardziej przyjazne niż moja była wataha. Co prawda nie wiele mi się tu podoba, ale przynajmniej mam dach nad głową.
Gdy tak sobie spacerowałam, wpadł na mnie ktoś... a może to ja na niego? W zasadzie nie ważne, według mnie i tak to jego wina.
- Uważaj jak chodzisz! -warknęłam z oburzeniem.
- To raczej ty powinnaś uważać. - mówił spokojnie, ukrywając uczucia.
Typowe dla wilkołaków. Dojrzałam u niego błysk w oczach, taki sam jaki widziałam w oczach wszystkich członków mojej watahy. Źle to wróżyło, zapewne był taki jak oni, w tych czasach to chyba ze świecą szukać wilkołaków podobnych do mnie.
- To ty na mnie wpadłeś! - ciągnęłam z oburzeniem.
Mimo wszystko nie miałam zamiaru pokazywać, że jest we mnie choć odrobina lęku, słabości. Chciałam aby wiedział, że łatwo się nie poddaję i nie łatwo mnie złamać, lub coś w tym stylu. Pozór, aby innym razem się do mnie nie zbliżał.
- Zabawna jesteś. - mówił dość obojętnie, ale kąciki ust lekko mu się uniosły.
- Radziłabym ci to odwołać - warknęłam.
Gość zaczynał działać mi na nerwy.

<Rico?>

Od Rico

Usiadłem zmęczony na łóżku. Rozejrzałem się po raz kolejny po otaczających mnie czterech ścianach. Pokój pomalowano na soczystą zieleń. Meble i łóżko zrobiono z ciemnobrązowego drzewa. Po prawej stronie od drzwi stało biurko, a na nim lampka, szkolny laptop i parę książek. Dalej umieszczono szeroką szafę z kilkoma pustymi półkami i zamykanymi szufladami. Kolejną ścianę zajmowało sporych rozmiarów staroświeckie okno. Nie pasowało zbytnio do nowoczesnego wystroju pomieszczenia, ale nie przeszkadzało mi to. Na przeciwko biurka znajdowało się łóżko, na którym obecnie siedziałem oraz moja torba podróżna. Małą szafkę nocną z lampką umieszczono na wyciągnięcie ręki. Przy ścianie po lewej stronie wejścia, stała kolejna szafa z rozsuwanymi drzwiami i wielkie lustro na jednym z nich. Na środku podłogi wyłożonej panelami o szarawym odcieniu leżał podłużny, zielony dywan. Chodź pokój przypadł mi do gustu, wiedziałem, że nie zagrzeję tu długo miejsca. Miałem tylko wykonać swoje zadanie i wrócić tak, skąd przybyłem. Ukryłem twarz w dłoniach. Może nie będzie tak źle? Wstałem nieśpiesznie i opuściłem ciche schronienie. Czas poznać lepiej mieszkańców tego przedziwnego zamczyska. Zszedłem na sam parter, rozglądając się ciekawie po wystroju Akademii. Na pierwszą okazję nawiązania nowej znajomości nie musiałem długo czekać. Zjawiła się sama, a właściwie wpadła na mnie...
- Uważaj jak chodzisz! - usłyszałem oburzony głos.

<jakiś ktosik?>

Od Codik

Zostawił mnie... tak po prostu mnie zostawił. Stałam tam, wołałam go kilka razy... nie wracał...
O(garnęła mnie złość... nie... to coś innego... smutek? A może jedno i drugie?
Miałam ochotę płakać, czułam jak z policzków spływają mi łzy... jednakże miałam też ochotę rozszarpać go na strzępy. Jak mógł mnie tak po prostu zostawić!
Robiło się późno... powoli dochodziło do mnie, że nie wróci, a ja nawet nie wiem jak stąd wyjść...
Zaczęłam iść w stronę z której tu przyszliśmy, nie wiedziałam, czy idę dobrze czy też źle.
Do akademii dotarłam dość późno po północy... dyrektor zaczął prawić mi morały, jednak ja byłam myślami gdzie indziej... chciałam aby Sow wrócił...
Jedyna bliska mi osoba, odeszła, a ja nie wiem czy wróci, to boli, chciałabym wiedzieć, czy jeszcze go zobaczę.
Siedziałam na łóżku, nie wychodziłam z pokoju przez kilka dni. Nauczyciele przychodzili, dawali mi tematy, których nie przepisałam. Na biurku leży sterta lekcji, prac domowych i wypracowań.
Raz próbowałam je zrobić, ale mi nie wyszło.
Wstałam obolała z łóżka. Powlokłam się do lusterka stojącego na ścianie. To co ujrzałam, nie przypominało mnie...
Całymi dniami tylko siedziałam na łóżku ze zwiniętymi nogami, nie jadłam, nie piałam, nie spałam... nic... jedynie łzy...
Wyglądałam jak sto nieszczęść. Nie mogłam długo na siebie patrzeć... żaden szanujący się łowca nie doprowadza się do stanu w którym się znalazłam... jestem na skraju wyczerpania.
Podkrążone oczy nieco opuchnięte od płaczu, nieco pożółkła skóra, wychudzona i brudna...
Powlokłam się do łazienki  doprowadziłam do jako takiego stanu użytku...
Nie wiem ile minęło od kiedy ostatnio wyszłam z pokoju, było to chyba tydzień temu... może dalej wstecz?
Spojrzałam na siebie... musiałam ubrać luźniejsze ubranie aby zamaskować wychudzenie... nic jednak nie zamaskuje podkrążonych i spuchniętych oczu oraz wklęsłych policzków... musiałam się z tym pogodzić...
Wyszłam niepewnie na korytarz... było ciemno, westchnęłam z ulgą... o tej porze nikt raczej nie chodzi.
Spokojnym choć nieco chwiejnym krokiem weszłam po schodach do wieży.
Zobaczyłam tam kogoś. Wystraszona ukryłam się w cieniu, nie chciałam, aby ktoś widział mnie w tym stanie... wtedy dostrzegłam coś co sprawiło, że miałam ochotę skakać ze szczęście... nie wiedziałam czemu od razu go nie rozpoznałam.
Poszłam spokojnie i cicho... dziękowałam bogu za bezszelestne poruszanie się.
Stanęłam za nim i wahając się tylko chwilę, przytuliłam go.
- Sow, nigdy więcej mi tak nie rób!

<Sow?>

Od Sow'a

- Co mam ci powiedzieć? - zapytałem, uciekając wzrokiem gdzieś w bok - Nic na to nie poradzę, że nie potrafię traktować cię jako przyjaciółki. Stałaś się dla mnie bardzo bliska. Nie wiem, kiedy to wszystko się zaczęło... Ach! - wściekły na siebie odwróciłem się na pięcie i pobiegłem w głąb lasu. Słyszałem gdzieś z tyłu głos Codik. Czułem się zbyt zawstydzony własnym zachowaniem. Tym jednym gestem mogłem zniszczyć przyjaźń, jaka nas łączyła. Może byłoby lepiej, gdybym zachował pozory, a kochał ją skrycie...? Zmieniłem się w wilka i długo biegłem przed siebie. Wieczorny chłód otrzeźwił mój umysł. Co się stało, to się nieodstanie. Kiedy wrócę, przeproszę za wszystko Codik. Może znów będzie jak dawniej? Oszukiwałem sam siebie. Gdzieś niedaleko usłyszałem wycie wilków. Przystanąłem i przyłączyłem się do ich smutnego zawodzenia. Pospiesznie ruszyłem w ich stronę. O dziwo pozwoliły mi się przyłączyć. Może wyczuły mój smutek i samotność? Biegłem ramię w ramię z basiorem watahy. Przez krótką chwilę poczułem się jak za dawnych czasów i zwolniłem nieco. Samiec alfa spojrzał na mnie pytająco. Potrząsnąłem łbem w odpowiedzi i przyspieszyłem kroku. To stado akceptowało mnie takim, jakim jestem. I tylko tyle potrzebowałem w tej chwili. Spędziłem razem z watahą kilka dni. Poznałem ich kryjówkę daleko na północ od Akademii. Wspaniale było uczestniczyć w ich życiu, bawić się beztrosko, polować na dzikie zwierzęta i razem obchodzić terytorium. Nigdy tego nie zapomnę. Jak się okazało, para alfa straciła niedawno syna, przyszłego przywódcę stada. Niestety we mnie również płynęła krew lidera, być może dlatego tak szybko mnie przyjęli i zaakceptowali. Mógłbym tak spędzić resztę życia, zapominając o człowieczeństwie. Jedyne, co nie dawało mi spokoju to myśl o kimś bliskim, za kogo oddałbym życie... Myśl o Codik. Pożegnałem się z watahą i ruszyłem w drogę powrotną. Przez pewien czas towarzyszył mi młody samiec, lecz wkrótce zawrócił. Pożegnaliśmy się wyjąc wspólnie do jednego księżyca. Zwierzę i wilkołak. Wreszcie dotarłem do Akademii. Stanąłem na skraju lasu i obserwowałem szkołę w nadziei, że dojrzę pewną dziewczynę. Poczekałem do zmroku i po cichu wkradłem się do własnego pokoju. Dziwnie było znów chodzić na dwóch nogach. Doprowadziłem się do porządku i położyłem do łóżka. Niestety sen, jak na złość, wziął sobie wolne. Rozdrażniony, ubrałem się i poszedłem do wieży, gdzie jak sądziłem, pozbieram myśli przed spotkaniem z Codik...

< Codik?>

piątek, 23 maja 2014

Od Codik

Byłam zaszokowana, czułam jak poraża mnie jakiś prądzik. Od stup do głów czułam dziwne mrowienie.
Odskoczyłam społoszona przytykając dłoń do ust. Z szeroko otwartymi oczami spoglądałam na Sow'a.
Czułam się dziwnie. Tylko raz czułam się tak samo. Wtedy też wpadłam w furię i trzasnęłam go tak, że ze trzy razy się obrócił... tym razem nie czułam się tak, jakbym miała zaraz zrobić coś Sow'owi, za bardzo go lubię, czy może to coś innego? Nie rozumiem tego uczucia, jak i nigdy go nie rozumiałam.
- Co-to-było?! - krzyknęłam nieco ochryple
Nie odpowiadał, chyba sam też nie bardzo rozumiał o co chodzi, albo wręcz przeciwnie... wiedział o co chodzi, ale nie chciał mnie zdenerwować?
Stałam patrząc na niego, a on na mnie. Cisza była wręcz podła.
Usiadłam pod drzewem i wsadziłam głowę między nogi.
Siedziałam tak jakiś czas, a gdy w końcu poczułam się nieco senna podniosłam ją i po  raz kolejny przeżyłam wstrząs. Przede mną siedział Sow, nie słyszałam jak podszedł ani nic, wystraszył mnie, co nie zdarza się często.
- Nie rób tak! - wrzasnęłam w oburzeniem.
- Wybacz. - uśmiechnął się.
Nie wiem jak to jest, ale zawsze gdy on się uśmiecha ja też mam ochotę się uśmiechnąć.... nigdy wcześniej tak nie miałam, w sumie jest to wspaniałe uczucie. Siedzieliśmy tak jeszcze chwile. Poczułam, że po nogach "łażą mi mrówki". Wstałam gwałtownie niemal się nie przewracając. Sow szybko zareagował i złapał mnie. Z niewiadomych powodów, znów poczułam się dziwnie... miałam już w sumie dość tego uczucia...
- Powiesz mi coś? - zapytałam niepewnie
- Co?
- Wytłumacz mi ten... pocałunek - zawahałam się, ale cicho mówiąc ostatnie słowa, powiedziałam to co cisnęło mi się na język już od dawna.

<Sow? Jak widać nie oberwałeś :D >

Od Sow'a

Uśmiechnąłem się niewinnie.
- Powiedzmy, że niektóre wszędobylskie ptaszki potrafią to i owo.
- Sow, co tym razem przeskrobałeś. - zapytała z naciskiem.
- Ja? Nic... - pod jej badawczym wzrokiem wreszcie skapitulowałem - Sekretarka zapomniała zamknąć drzwi. Chciałem upewnić się, że nikt niepowołany nie będzie wchodził do sekretariatu. Jeszcze mógłby zdobyć prywatne informacje o uczniach. - powiedziałem z udawanym oburzeniem, a Codik przytakiwała nieznacznie - Na biurku znalazłem otwarty dziennik III a...
- Akurat na kartce z numerami? - walczyła, by nie parsknąć serdecznym śmiechem.
- To się nazywa szczęście, prawda? - wyszczerzyłem zęby.
Pokręciła głową i spojrzała na mnie z politowaniem.
- Coś nie tak?
- Twoja nadgorliwa troska mnie przeraża...
- Niczego więcej nie szukałem. Słowo wilkołaka! - dodałem pospiesznie - Skoro już tu jesteś w ciepłym ubraniu, jak widzę, może wybierzemy się na mały spacer?
- Znowu?
- Przestało padać... - zrobiłem błagalną minę.
- Tylko obiecaj, że nie będziesz mnie nosił na rękach.
- Obiecuję, że będę grzeczny. - do czasu, dodałem w myślach.
Poprowadziłem Codik do zacisznego miejsca w parku, gdzie wisiały ogromne pajęczyny. Drobne krople deszczu lśniły na nich jak perły.
- Są piękne. - westchnęła cicho.
Odniosłem wrażenie, że myślami była gdzieś daleko. I o dziwo nie spodobało mi się to. Od pewnego czasu żywiłem do Codik nieco odmienne uczucia. Obawiałem się jednak, że ona traktowała mnie wyłącznie jako przyjaciela. Otaczająca nas cisza, szum drzew, przystrojone pajęcze nici, to wszystko stworzyło niepowtarzalny nastrój. Poddałem się mu całkowicie i postanowiłem zrobić coś, czego będę zapewne żałował przez wieki... Delikatnie odwróciłem dziewczynę w swoją stronę, uniosłem drobny podbródek i pocałowałem. Ująłem jej twarz w swoje ręce.

<Codik? Dostanę w twarz...?>

czwartek, 22 maja 2014

Od Codik

Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się szeroko.
- Bawiłam się świetnie. Nie pamiętam już kiedy ostatnio, czułam się tak dobrze. - nieco skłamałam... pamiętam dzień w którym byłam równie szczęśliwa jak dziś, jednak wspominanie tego wiązało ze sobą nieco bólu i przykrości... mi jak i osobie z którą spędziłam ten dzień...
- Cieszę się.
- Jak chcesz możemy spotkać się później, muszę coś załatwić.
Nie czekając w sumie na odpowiedz podbiegłam do pokoju. Nie wiem czemu, ale coś mnie wzięło, aby pogadać z bratem... w końcu musiałam to wyjaśnić, to co wtedy się stało... nie musiałam sobie tego przypominać... złapałam telefon i przejrzałam kontakty... głupia rzecz jasna usunęłam jego numer... szukanie go w akademii to też nie byłby dobry pomysł...mało możliwe, abym łatwo go znalazła...
Zrezygnowana usiadłam na łóżku po czym pod napływem wspomnień położyłam się zwijając w mały kłębek, poczułam jak z oczu spływają mi łzy.
- Nie mogę się dać... - powiedziałam mamrocząc
Wstałam i podeszłam chwiejnie do okna.Otworzyłam je i usiadłam patrząc na deszcz.
Lubiłam to, jednak stwierdziłam, że jest nieco za cicho. Włączyłam piosenkę z telefonu, tak na chybił trafił i dalej patrzyłam w pochmurne niebo i deszcz który powoli spadał też mi na twarz. Przymknęłam oczy i zostałam tak w bezruchu. Muzyka leciała, jedna piosenka, druga i tak jakoś leciało, aktualnie straciłam rachubę i nie wiem ile już piosenek odtworzyło, nie wiem która godzina. Tylko ja, muzyka i deszcz.
Powoli wspomnienie mnie opuszczało co cieszyło mnie.
Telefon za wibrował zatrzymując muzykę i przerywając mi ten wspaniały moment gdy już wszystko było okej. Na ekranie widniał sms od nieznanego mi numeru. Skrzywiłam się nieco, ale otworzyłam wiadomość.
"Chodź do parku"
Zmarszczyłam nos. Nie myślałam konkretnie nad tym czy powinnam iść, wzięłam cieplejszą bluzę by przypadkiem znów nie stracić zmysłów i wyszłam z pokoju, w zasadzie trzaskając a nie zamykając drzwi. Rozejrzałam się, nikogo nie było więc chyba nikt nie usłyszał.
Zbiegłam po schodach i wyszłam do parku. Rozejrzałam się. W małej altance ktoś siedział, przyglądał mi się. Zaczęłam podchodzić niepewnie.
Wtedy ujrzałam coś co od razu mnie odprężyło... dwu kolorowe oczy, które już tak dobrze znam.
Podeszłam pewniej i usiadłam naprzeciwko Sow'a.
- Skąd masz mój numer? - zapytałam podejrzliwie.
O ile dobrze pamiętałam, nie mówiłam mu tego.

<Sow? >

Od Sow'a

Pokręciłem głową i bez słowa wziąłem Codik na ręce.
- Wada mówisz? - mimowolnie uśmiechnąłem się.
- To wcale nie jest zabawne... - uciekła wzrokiem gdzieś w bok.
Przyszedł mi do głowy zwariowany pomysł i postanowiłem wprowadzić go w czyn. Zamiast do drzwi Akademii, pobiegłem na środek placu.
- Co robisz? - zapytała z lekkim niepokojem w głosie.
- Uwielbiasz deszcz, więc nie marudź.
W ulewie zrobiłem kilka piruetów z dziewczyną na rękach.
- Jesteś szalony! - krzyknęła ściskając mnie mocniej za szyję.
- Wiem! - odkrzyknąłem.
Byliśmy przemoczeni do suchej nitki, jednak w tej chwili nie miało to najmniejszego znaczenia. Moje ciało było znacznie cieplejsze od zwykłego, ludzkiego, toteż Codik rozgrzała się trochę. Wraz z ciepłem powrócił jej dobry humor.
- Umiesz krzyczeć głośniej ode mnie?
Przez kolejne kilkanaście minut darliśmy się wniebogłosy, wirując w deszczu. W oknach Akademii zacząłem dostrzegać różne twarze, to śmiejące się razem z nami, to krzyczące, żebyśmy się wreszcie zamknęli. Ani ja, ani Codik nie przejmowaliśmy się tym zbytnio. Po niedługim czasie zaczęli dołączać do nas inni uczniowie. W końcu końcu dyrektorka, z pomocą innych nauczycieli, zagoniła nas wszystkich do głównego holu i zwymyślała. Następnie zagoniła całe towarzystwo do pokoi. Czułem się wspaniale i dopiero przed drzwiami swojego pokoju, zorientowałem się, że nadal trzymam dziewczynę na rękach.
- Wybacz. - postawiłem ją na ziemi lekko speszony - Jak się bawiłaś?

<Codik?>

sobota, 17 maja 2014

Od Codik

- Uwielbiam deszcz! - mówiłam do nieba uśmiechając się
- Widać - odparł dość niemrawo Sow.
Odwróciłam się do niego i uśmiechnęłam lekko
- Nie martw się, nie chcę zrobić żadnej głupoty... - Na razie, pomyślałam - przecież obiecałam... - Ale na jak długo nic nie mówiłam, uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Cieszę się- albo mi się wydawało, albo na prawdę mu ulżyło.
Zaczęłam spacerować po chodniku okalającym akademię, lubiłam to, kruki ładnie śpiewały, deszczyk miło padał... niestety jedyne co mi zaczęło przeszkadzać to zimno... w końcu jest lipiec... niedługo zima... strasznie tego nie lubiłam... przystanęłam, aby otulić się nieco bluzą, która była już tak morka, że czułam jak przykleja mi się do pleców. Niestety, Łowcy mieli jedną wadę... bardzo mocno przeszkadzał im chłód... ciężko nam się myśli i wykonuje najprostsze czynności... tym razem odebrało mi to zdolność chodzenia i równowagi... zachwiałam się lekko mając nadzieję, że nie upadnę. Czułam jak coraz bardziej przechylam się w przód, poczułam jak ktoś łapie mnie za ramiona, oczywiście wiedziałam, ze to Sow, bo tylko on tu był, jednak myślenie mi się nieco opóźniło i dotarło to do mnie dopiero po jakimś czasie.
- Wszystko okej? - zapytał nieco zaniepokojony.
- Nie... - przyznałam niemrawo.
- Co jest?
- To przez chłód... straciłam zdolność do chodzenia... wada Łowców... powinnam była to przewidzieć - zmarszczyłam brwi.
- Chcesz wracać do akademii?
- No nie, w ogóle - odparłam sarkastycznie

<Sow?>

Od Sow'a

- Sow, to zapewne twój książę. - zmierzył dziewczynę z góry na dół - Masz dobry gust, bracie. - uśmiechnął się wrednie.
- Nawet nie waż się jej dotknąć! - warknąłem, chwytając chłopaka za ramię.
- Jest ci bliska. - wyszeptał, żeby słowa dotarły tylko do moich uszu - To dobrze, będziesz bardziej cierpiał... - odwrócił głowę w stronę Codik - Nie skrzywdzę cię cukiereczku, na razie.... - wyszarpnął ramię z mojego uścisku i spokojnie zaczął oddalać się pustym korytarzem.
- Pilnuj swojego nosa, bo możesz go stracić razem z całą głową! - krzyknęła za odchodzącym wilkołakiem.
Odpowiedział nam złośliwy śmiech.
- Chodźmy stąd. Sam nie stanowi zagrożenia, ale gdzieś tu kręci się jeszcze kilku z Watahy. Wyraźnie ich wyczuwam. - położyłem rękę na ramieniu Codik.
Nadal wściekła wpatrywała się w pusty już korytarz.
- Niech przyjdą, zobaczymy kto jest łowcą, a kto ofiarą... - jej uśmiech nie wróżył nic dobrego - Może masz ochotę na mały spacer.
- Co ty, dziewczyno kombinujesz? Na zewnątrz leje ja z cebra...
- Idealna pogoda na spacer. - uśmiechnęła się słodko.
Znałem ją na tyle, by wiedzieć, że ta delikatna twarz to tylko pozory... Kryła w sobie demona i potrafiła być niebezpieczna. Na jaki pomysł wpadła tym razem? Skierowaliśmy kroki w stronę głównych drzwi. Uchyliłem je lekko, niechętnie wyglądając na zewnątrz. Przypomniałem sobie czasy, kiedy bez dachu nad głową, musiałem całą dobę spędzać na świeżym powietrzu.
- Jesteś pewna, że chcesz wyjść? - zapytałem, mając cichą nadzieję, że tylko żartowała.
- Boisz się odrobiny wody? - zmarszczyła brwi i spokojnie wybiegła na ulewę.
Westchnąłem tylko i pospiesznie ruszyłem za nią.

<Codik?>

piątek, 16 maja 2014

Od Codik (Resz)

Było jeszcze dość wcześnie. Jeszcze szwędałam się po pokoju, bo mimo iż była sobota, nie miałam zamiaru długo siedzieć w pokoju. Z resztą, pogoda dość ładna ( taaak... ciemne chmurki, mokry chodnik i tak dalej... "piękna pogoda!!" xD ) po co marnować czas na siedzenie w domu? Wyszłam cicho z pokoju by nie obudzić reszty. Na korytarzu ujrzałam Sow'a i kogoś kto wydawał mi się znajomy... nie wiem czemu, ale ramię zaczęło mi lekko pulsować. Zamknęłam pokój na klucz i poszłam powoli w ich stronę.
- Hej Sow - odezwałam się zaciskając lekko zęby.
- O wilku mowa... - uśmiechnął się nieznajomy.
- Słucham? - skrzywiłam się, powoli zaczynając coraz więcej kojarzyć. Głos, oczy i ten paskudny uśmieszek... olśniło mnie dopiero po chwili. Był to ten sam wilkołak z którym walczył Sow - Czego tu szukasz? - wycedziłam.
Nie lubiłam takich jak on. Wydał mi się dość chamskim osobnikiem. Od razu go nie polubiłam, zwłaszcza, że skrzywdził osobę która była mi w aktualnym momencie najbliższa. Sow był moim jedynym prawdziwym przyjacielem. Takie miałam odczucie i tego w sumie byłam pewna.
- Jestem nowym uczniem - znów uśmiechnął się tak, że miałam wielką ochotę zedrzeć mu ten uśmieszek żywcem z twarzy.
- Tsa, akurat, a ja jestem królewną! - odparłam sarkastycznie.
Spojrzałam na Sow'a licząc może na to, że ma pomysł jak się stąd zmyć.

<Sow? Spk... moje też nie jest długie :P )

Od Sow'a

Całą drogę przebyliśmy w milczeniu. Codik odprowadziła mnie pod same drzwi sali w skrzydle szpitalnym.
- Teraz połóż się wreszcie do łóżka i nie łaź po nocy. - powiedziała z naciskiem, jednak na jej ustach dostrzegłem cień uśmiechu.
- Obiecuję, że nie ruszę się stad do samego rana.
- Obietnica to za mało.
- Nie wierzysz mi? - uniosłem ze zdziwienia brwi - No dobrze, składam uroczystą przysięgę na Wilczy Kieł. Lepiej?
- Lepiej. - pokiwała głową z zadowoleniem - Dobranoc Sow.
Dopiero teraz puściła mój nadgarstek i zniknęła w ciemnościach korytarza. Pokręciłem głową z szerokim uśmiechem na twarzy. Po chwili grzecznie wróciłem do łóżka i zasnąłem. Nad ranem zbudził mnie lekarz, zbadał nogę, po marudził trochę. Na koniec pozwolił wrócić do internatu. Powoli dowlokłem się pod drzwi pokoju. Czekała tu na mnie bardzo nieprzyjemna niespodzianka... Odwróciłem się błyskawicznie, czując znajomy zapach.
- Witaj Sow.
- Co tu robisz?! - warknąłem cicho.
- Jestem nowym uczniem. - słowa Rico zabrzmiało złowieszczo - Chętnie poznam bliżej twoją przyjaciółkę...

<Codik? Sorki, że takie krótkie...>

środa, 14 maja 2014

Od Codik (Resz)

- I promise you - uśmiechnęłam się lekko.
- Mam nadzieję, że dotrzymasz słowa... - nadal był niepewien
- Mam ci złożyć przysięgę łowców czy jak?! - zapytałam lekko zdenerwowana na brak jego zaufania.
- Przysięgę łowców? - wyraźnie nie wiedział co to.
- Przysięga z której nie można złamać ni słowa, musi być dotrzymana... - Milczał, westchnęłam - Przysięgam na najświętszego archaanioła Gabriela, który to pokonał diabła i pomógł dać życie tej oto ziemi, przysięgam tobie Sow, że będę ostrożna i nie będę robiła głupot... - spojrzałam na niego marszcząc lekko brwi - Zadowolony? Tej przysięgi złamać nie mogę...
- Wierzę - uśmiechnął się lekko.
- A teraz wracaj do skrzydła szpitalnego - uśmiechnęłam się.
- Może pójdę - drażnił się ze mną.
- Jak sam nie pójdziesz to cię tam zawlokę - zażartowałam
- Ciekawa propozycja - uśmiechnął się
- Okej,  - podeszłam do niego złapałam za nadgarstek i "lekko" pociągnęłam go za sobą - nie sam, to ja cię zaprowadzę - zaśmiałam się lekko

<Sow? Sorry, że krótkie :( cierpię na brak weny :( >

Od Sow'a

Zignorowałem gniewny ton dziewczyny. Stałem nadal w milczeniu, opierając się o poręcz.
- No? Co tu robisz o tej porze? - ponagliła.
- Miałem sen...
- I po to do mnie przyszedłeś? - wydawała się lekko poirytowana.
- To nie był zwykły sen. Członkowie jednej watahy mogą porozumiewać się między sobą telepatycznie. - wziąłem głębszy oddech - Otrzymałem ostrzeżenie, że zaczęto polowanie,... na ciebie... - dodałem z wahaniem.
- Co?! Dlaczego?
- Jesteś... dla mnie kimś bliskim. - uciekłem spojrzeniem gdzieś w bok - Przyjaciółką... Rico, to wilkołak, z którym walczyłem. Chce mnie zmusić do powrotu.
- Więc zamierza urządzić polowanie. - w ciemności korytarza dostrzegłem przebiegły uśmiech na twarzy Codik.
- Nie lekceważ ich! - powiedziałem z naciskiem - Wolałbym, żebyś nie poruszała się poza Akademią samotnie. W szczególności omijaj las! Mogą próbować przeniknąć na teren szkoły.
- Akademia jest dobrze chroniona. - wydawała się niezwykle spokojna.
- Jakoś nikt nas nie zatrzymał przed wkroczeniem do lasu. Poza tym mogą udawać nowych uczniów.
- Innymi słowy, zamierzasz mnie niańczyć. - spytała rozbawiona.
- Nie ująłbym tego tak...
- Więc jednak. Nie martw się Sow. Jestem Nocnym Łowcą i potrafię o siebie zadbać, a teraz wracaj do szpitala, nim zrobią raban.
- Dobrze, ale obiecaj mi, że będziesz ostrożna. - nie dawałem za wygraną.

<Codik?>

wtorek, 13 maja 2014

Od Codik (Resz)

Poszłam do pokoju. Zastanowiłam się co mogę robić, w końcu jutro sobota, czyli lekcji odrabiać nie musiałam, bo po co? Jest jeszcze sobota, kujonem przecież nie jestem...
Spojrzałam na laptopa, zmarszczyłam na chwilę noc, w zasadzie co innego mogłam robić? Może ktoś znajomy jest na chacie? pomyślałam i usiadłam na krześle przy biurku.
Jak zwykle laptop zamulił już na samym początku. Gdy się włączył zobaczyłam mocno zawaloną skrzynkę, Nie sądziłam, że aż tylu ludzi za mną tęskni... pomyślałem żartobliwie bo wiedziałam, że to głównie prośby abym znów zrobiła coś na blogu. Miałam tego dość, zerknęłam na chata, aktywny był jedynie mój brat...
"Hej, co ty robisz o tej porze?" zaczęłam konwersację, z braku laku leprze gadanie z nim niż nudzenie się.
"Szukam szczęścia.." zażartował
"Tu goi raczej nie znajdziesz..."
"Zauważyłem"
"Gdzie jesteś?"
"W tym samym miejscu co ty..."
" W akademii?" zaskoczył mnie, zapierał się, że za ni cholerę tu nie dołączy...
"Dobra... ja spadam... może się kiedyś na korytarzu złapiemy..."
"Okej... pa"
Zamknęłam laptopa wciąż przetrawiając to co usłyszałam. Położyłam się na łóżku i patrzyłam jak głupia w sufit.
Nagle poczułam coś czego nie mogłam opisać. Coś mnie tknęło, aby wyjść na korytarz. Nie wiem czemu, ale po prostu to zrobiłam. Zauważyłam, że ktoś stoi przy schodach. Szybko rozpoznałam już znajomą mi postać.
- Co ty wyrabiasz!? Wracają do skrzydła szpitalnego! - syknęłam do niego zamykając pokój.

<Sow?>

Od Sow'a

- Liczę, że wcześniej, niż później. - puściłem do niej oko.
Przegadaliśmy, śmiejąc się jeszcze jakieś pół godziny, nim pielęgniarka nie wyprosiła Codik za drzwi.
- Zobaczymy się jutro. Może, jak znajdę czas. - uśmiechnęła się szeroko i już jej nie było.
Przewróciłem się na plecy i podłożyłem rękę pod głowę. Co można robić w szpitalu, żeby nie umrzeć z nudów? Myśleć o czymś lub spać. Zdecydowanie wolałem to drugie. Niestety jak na złość Morfeusz postanowił wziąć sobie wolne. Zamknąłem oczy, prawie natychmiast pod powiekami ujrzałem znajomą postać.
- Ogarnij się Sow. - wymamrotałem do siebie gniewnie.
Bez towarzystwa Codik, zniknął gdzieś cały dobry humor. Wreszcie zmorzył mnie sen. Niestety nie nie przyniósł ukojenia od bólu rannej nogi. Śniłem o polanie, gdzieś pośrodku nieznanego lasu. Stałem sam w wysokiej trawie, a wokół dostrzegałem wiele świecących ślepi. "Źle wybrałeś, Sow...", "Zdradziłeś Watahę!", "Poniesiesz słuszną karę...". Gdzieś na granicy słyszalności rozbrzmiał złośliwy śmiech. Wilki zbliżyły się do granicy polany. Słabe światło księżyca pozwoliło mi rozpoznać poszczególnych członków stada. Jeden wyjątkowo duży osobnik podszedł do mnie i zatrzymał się w odległości kilku metrów.
- Mam dla ciebie wyjątkową niespodziankę, Sow. Pamiętasz stare czasy?
- Uciekaj, to pułapka! - na polanę wbiegła Codik.
- Jeśli ją skrzywdzicie Roco...! - warknąłem gardłowo
- Zabawimy się w małe polowanie... - zaśmiał się złowieszczo.
Dziewczyna dobiegła do mnie, ciężko dysząc.
- Zabawa właśnie się rozpoczęła. Pamiętaj o tym Sow...
Usiadłem gwałtownie na łóżku, a w umyśle wciąż rozbrzmiewały słowa wilkołaka. Codik była w niebezpieczeństwie, a sen stanowił ostrzeżenie... Bez namysłu wstałem z łóżka i jęknąłem dotykając zranioną nogą zimnej podłogi. Kulejąc, opuściłem szpitalne skrzydło. Na szczęście pielęgniarki na nocnej zmianie oglądały telewizor w pokoju na końcu korytarza. Z trudem dostałem się na drugie piętro. Gdzie może być pokój Codik? - myślałem zdenerwowany. Czas uciekał, musiałem ją ostrzec!

<Codik? ktoś na ciebie poluje...>

Od Codik (Resz)

Jedna z pielęgniarek podeszła do nas i posadziła Sow'a na wózek.
Szłam nieco za nim.Pielęgniarka pomogła Sow'owi wdrapać się na przedostatnie łóżko, ja stała z boku i się przyglądałam, jak to ja, nic nie robię kiedy nie czuję takiej potrzeby czy też konieczności.
Starszy pan w kitlu opatrzył Sow'a, w zasadzie największym problemem była noga, tak poza tym tylko siniaki i zadrapania.
Kazano mi na trochę wyjść, skrzywiłam się lekko, ale wyszłam. Poczekałam na korytarzu do czasu gdy pozwolono mi wejść. Podeszłam do Sow'a i usiadłam na taborecie stojącym obok.
- To jak się czujesz kaleko? - uśmiechnęłam się.
- W zasadzie całkiem nieźle. - odwzajemnił uśmiech.
- Kiedy cię wypuszczą z tego a'la kicia? - zażartowałam.
- Nie mam pojęcia, może zrobię tak jak ty i sobie po prostu wyjdę?
Zaśmiałam się, Sow dołączył do mnie po chwili.
- Ale tak na poważnie, to kiedy wychodzisz?
- Serio nie wiem... - położył głowę na poduszce i spojrzał w sufit. - mam nadzieję, że za niedługo.
- Ja też, nudno mi będzie po lekcjach - uśmiechnęłam się do niego
- Zawsze możesz mnie odwiedzić. - spojrzał na mnie
- Jak będzie mi się chciało... to wpadnę...

<Sow? Sry, że krótkie :P >

Od Sow'a

- Dziękuję za zaufanie. - uśmiechnąłem się krzywo - Aaa....! - syknąłem z bólu, upadając na zdrowe kolano.
- W porządku? - Codik nachyliła się nade mną zmartwiona.
- Jasne, wszystko w najlepszym porządku.
- Pomogę ci kaleko.
Sprawnie zarzuciła moje ramię nad własną szyją i zdrową ręką przytrzymała moje plecy, bym nie upadł.
- Jesteś ranna, nie powinnaś się nadwyrężać. - próbowałem protestować.
Nie sądziłem że w tak niepozornym ciele drzemie wielka siła. Co tu ukrywać, ważyłem sporo...
- Marudzisz jak stara baba... - kątem oka dostrzegłem na jej twarzy niewielki rumieniec.
Sam czułem się nieco... zawstydzony... W zamyśleniu trąciłem ręką jej chore ramię.
- Ach! Uważaj trochę! - Wybacz... - powiedziałem cicho, patrząc gdzieś w bok.
Wreszcie dowlekliśmy się do skrzydła szpitalnego.
- Lekarz ucieszy się na nasz widok. - powiedziałem z przekąsem.
Jak na zawołanie w drzwiach stanął starszy pan w kitlu, ten sam, który leczył Codik.
- Znowu wy...? - sapnął rozżalony.

<Codik? Będziesz mnie odwiedzać?>

niedziela, 11 maja 2014

Od Codik (Resz)

Nie pytałam o nic, wiedziałam, że i tak mi nie odpowie... albo zrobi to nieszczerze. Ruszyliśmy bardzo powoli. Sow kulał przez co nie mogliśmy iść szybciej.
- Szkoda, że nie da się jakoś tam prze teleportować - pomyślałam na głos mamrocząc pod nosem.
- Fajnie by było - uśmiechnął się
Jak zawsze wszystko słyszał, nie dało się szeptać ni nic, zawsze usłyszy. Uśmiechnęłam się przelotnie.
- Dobrze, że nie odeszliśmy za daleko bo droga trwałaby dłużej... - odparłam - i bardziej by bolesna dla ciebie... - dodałam po chwili mrucząc.
- Bez przesady, aż tak nie boli - tak jak ja nie przyznawał się do swoich słabości i bólu.
- Nie wcale - uśmiechnęłam się.
- No, wcale - odwzajemnił uśmiech.
Polubiłam go. Rzadko się to zdarzało, mało kto zasługiwał także na miano mojego przyjaciela. Sama sobie się dziwiłam, że tak szybko nazwałam go przyjacielem.
- Nad czym tak myślisz? - wyciągnął mnie z zamyśleń.
- Nad niczym... - odparłam szybko - tak jakoś...
- Zagadkowa jesteś - uśmiechnął się.
- No jasne, i tak wiesz o mnie więcej niż kto inny - odparłam dość nieśmiało co nie było za bardzo w moim stylu.

<Sow?>

Od Sow'a

Obaj walczyliśmy zajadle, jednak Rico mimo większych rozmiarów był znacznie mniej wytrzymały. Polegał głównie na własnej sile, przez co męczył się zacznie szybciej. Po opuszczeniu Watahy wiele lat spędziłem samotnie. Życie nauczyło mnie przebiegłości i sprytu, co wykorzystałem przeciwko drugiemu wilkołakowi. Niespodziewanie kątem oka dostrzegłem ruch na skraju polany. Domyśliłem się czyja postać stała oparta o pień drzewa. Za wszelką cenę starałem się zając uwagę Rico, by nie dostrzegł dziewczyny. Wreszcie skrwawiony przeciwnik odskoczył ode nie, ciężko dysząc.
- Tym razem wygrałeś Sow, tym razem... - uśmiechnął się dziwnie i pomknął w stronę lasu, na szczęście w przeciwnym kierunku do miejsca, gdzie stała Codik. Ogień w moich żyłach wygasł prawie całkowicie, więc bez większych problemów przybrałem ludzką postać. Kulejąc mocno na prawą nogę, zdołałem dojść do dziewczyny.
- Co tu robisz, przecież powiedziałem wyraźnie... - wysapałem.
- Martwiłam się o ciebie! - powiedziała z wyrzutem.
- To było niebezpieczne! Mógł cię zranić albo...
- Nie jestem taka bezbronna. - w za dużej bluzie wyglądem przypominała naburmuszone dziecko.
Musiałem sobie przypominać, że należy do gatunku Łowców i nawet ranna może być bardzo niebezpieczna.
- Cieszę się, że jesteś cała.
- Przecież nic mi nie jest. O co walczyliście?
- To już nie ważne. Obiecaj mi tylko, że będziesz na siebie uważać.
Spojrzała na mnie podejrzliwie. W niedalekiej przyszłości zamierzałem powiedzieć jej o wszystkim, ale jeszcze nie teraz.
- Wracajmy do Akademii.

<Codik?>

Od Codik (Resz)

Siedziałam na trawie patrząc jak Sow znika mi z pola widzenia.
Tak normalnie bym za nim poszła jednak nie wiedziałam, czy na pewno tego chcę. Siedziałam wpatrzona w miejsce w którym  straciłam z oczu przyjaciela. Teraz byłam już pewna, że mogę go tak nazwać.
Zimny podmuch wiatru sprawił, że w zasadzie zostałam wygoniona do akademii. Zamknęłam drzwi na klucz i podeszłam do okna. Patrzyłam w to samo miejsce co poprzednio. Zastanawiałam się, kiedy wróci.
Znów zaczęło wiać, naciągnęłam na siebie bardzie bluzę od Sow'a.
Nagle do moich uszu dobiegło ogłuszające wycie, pamiętałam je z poprzedniej nocy, Sow. Stanęłam na środku pokoju kłócąc się z samą sobą czy mam iść czy powinnam zostać.
W końcu wyszłam z pokoju, pamiętając o tym by go zamknąć. Zbiegłam po schodach i poszłam w tym samym kierunku co on, nie biegłam... nie mogłam, ramię mi nie pozwalało.
Szłam przez las, nie wiedząc gdzie mam iść. Stwierdziłam, że muszę iść prosto.
Miałam nadzieję, że mój wybór nie doprowadzi do tego, że się zgubię, nie chciałam aby później znalazł mnie on, lub ktoś inny... co gorsza ktoś inny.
Nie wiem czemu, ale miałam wrażenie, że ktoś za mną idzie. Odwróciłam się gwałtownie, ciemność i nic więcej, zmarszczyłam brwi, wiedziałam, ze coś tam jest ale nie chciałam się cofać.
Szłam dalej, znów słysząc za sobą kroki. Chwyciłam miecz i powoli zaczęłam go wyciągać, wiedziałam ,że teraz będzie gorzej, ramie nie pozwalało mi na wszystko, byłam ograniczona.
Odwróciłam się wyciągając miecz i rozglądając się.
W ciemności odznaczała się jedynie para dwóch przeszklonych oczu, pozbawionych źrenic i tęczówki.
Zacisnęłam mocniej dłonie na mieczu. Bruxy są szybkie, i zwinne, jednak głupie, pomyślałam Może uda mi się ja wyprowadzić w pole? podczas gdy ja myślałam stwór się zbliżał, a ja powoli cofałam, krok za krokiem, aby utrzymać tą samą odległość między nami, pamiętałam też, aby nie zrywać kontaktu wzrokowego, miałam nadzieję, że to choć odrobinę poprawi moją sytuację.
Usłyszałam coś jakby walkę. Słyszałam gardłowe pomruki i odgłos uderzanego ciała. Walka toczyła się tuż za mną. Powoli cofałam się w jej kierunku po czym obróciłam się i pobiegłam przed siebie.
Szybko rozpoznałam teren, zaledwie dwa dni temu byłam tu z Sow'em gdy tylko go poznałam.
Słyszałam jak Bruxa biegnie za mną. Dostałam się na polanę, na której zobaczyłam dwa wilkołaki, Sow i zapewne ten, którego słyszałam w parku za akademią. Oparłam się o jedno z drzew zasadniczo modląc się, aby Bruxa nie miała odwagi tu przyjść.
Spojrzałam na Sow'a, widać było, że jest zajęty walką, tu pojawiło się też ziarno nadziei, że mnie nie zobaczy, jednak nigdy nic nie wiadomo.
Usłyszałam jak Bruxa stoi za drzewem o które się opieram, przymknęłam oczy. Nic... cisza jedyne co usłyszałam to kroki, stwór odszedł, zniechęcił go widok walczących wilkołaków. Kiedy otworzyłam oczy spostrzegłam, że Sow ukradkiem spojrzał w moją stronę. Od razu pomyślałam, że gdy tylko skończy walkę da mi do zrozumienia co zrobiłam i że nie powinnam. Pozostało mi czekać.

<Sow?>

Od Sow'a

- Podziwiam piękno natury. - wyszczerzyłem zęby w szerokim uśmiechu.
- Nie jestem owieczką, wilku. - pogroziła mi palcem.
- Ja tylko dostrzegam uroki tegorocznych kwiatów leśnych, zwłaszcza jednego... - nagle zamarłem w pół słowa.
Gdzieś w oddali rozległo się donośne wycie. Oboje nadstawiliśmy uszu.
- Znasz go? - Codik zdawała się być lekko spięta.
- Tak... - zacisnąłem pięści - Nie chodź za mną bez względu na wszystko!. - powiedziałem z naciskiem i zawyłem w odpowiedzi - Najlepiej wracaj do Akademii. - rzuciłem przez ramię, biegnąc w stronę lasu.
Szybko odnalazłem właściwą drogę obok szkoły, przez park przed zameczkiem i wreszcie las... Co pewien czas przystawałem, wdychając powietrze w poszukiwaniu właściwego zapachu. Drugiego wilkołaka spotkałem na łące. tej samej, gdzie razem z Codik natknęliśmy się na Kikimorę.
- Nie spieszyłeś się zbytnio. - stwór niedbale oparty o drzewo, spojrzał na mnie gniewnie - Czemu przychodzisz na spotkanie w ludzkiej postaci?!
- To nie twój teren Rico! Nie ty stawiasz warunki! - warknąłem gardłowo.
Poczułem narastający ogień w żyłach.
- Powinieneś cieszyć się z mojego przybycia. - powiedział spokojnie - Wataha cię potrzebuje.
A więc o to chodziło...
- Czyżby stary Ralph wyciągnął łapy?
- Mów o nim z szacunkiem! - wrzasnął, jednak szybko opanował gniew - Jesteś jego synem i powinieneś zająć należne ci miejsce.
- Zapomnij o tym Rico. Wiesz dlaczego odszedłem. Nie odpowiadały mi wasze metody!
- Od kiedy zżyłeś się z ludźmi? Zabili ci matkę! Dlaczego tak ich bronisz?! - rzucił z pogardą w głosie.
- Nigdy nie popierałem zabijania niewinnych! Doskonale pamiętam rzezie, jakie sprawialiście w wioskach, nie oszczędzając nawet kobiet i dzieci!
- Nie wiem skąd w tobie współczucie dla tych słabych istot. Pewnie dlatego zawsze wolałeś polować na zwierzęta w lesie. Teraz najważniejsze jest przetrwanie Watahy!
- Nigdy do was nie wrócę dobrowolnie i dobrze o tym wiesz Rico!
- Pamiętasz może Ekimmy i mały wypadek twojej przyjaciółki? - wilkołak uśmiechnął się przebiegle - Następnym razem może przydarzyć się jej coś gorszego...
- Nie mieszaj w to Codik!
- Więc mnie do tego nie zmuszaj...
Zawyłem ogłuszająco i przyjąłem postać bestii. Gniew i nienawiść do dawnego brata krwi przesłoniły mój umysł. Rzuciłem się na przeciwnika. W tej chwili liczyło się tylko jedno. Bezpieczeństwo mojej przyjaciółki...

<Codik? Zadbaj o colę i popcorn, bo będzie się działo >