niedziela, 25 maja 2014

Od Sow'a

- Brzmi kusząco - Mrugnąłem co Codik - Mam pewien pomysł. Poczekaj tu, za dziesięć minut powinienem wrócić.
- Co ty kombinujesz. spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Zobaczysz. - wstałem z łóżka - Jeśli miałabyś ochotę się odświeżyć, w tej szafce znajdziesz ręcznik. Myślę, że znajdziesz łazienkę bez problemu. - uśmiechnąłem się szeroko i wyszedłem czym prędzej.
Chciałem dziewczynie zrobić miłą niespodziankę, ale nie potrafiłem skłamać, gdyby zapytała wprost. Czym prędzej pognałem na palcach do kawiarenki na parterze. Na szczęście nie spotkałem po drodze żadnej żywej duszy.
Wchodząc do pomieszczenia, zrobiłem zbolałą minę. Akurat jedna z kucharek krzątała się za ladą. Na mój widok załamała ręce.
- Gdzieś ty tak zmizerniał, Sow? - zapytała zmartwiona - Zaraz naszykuję ci porządną porcję na obiad.
Od Początku roku kucharki zdążyły mnie dobrze poznać i polubić. Bywałem tu często, a mój apetyt nie był mały...
- Nie trzeba. Chorowałem ostatnio trochę. - westchnąłem cicho - Ze znajomymi chcieliśmy urządzić małe ognisko. Mamy, oczywiście pozwolenie... - dodałem pospiesznie.
- o nic się nie martw, kochaneczku - starsza kobieta uśmiechnęła się ciepło i zniknęła w kuchni.
Po chwili pojawiła się z zapakowaną porcją kiełbasek, chleba i ziemniaków.l
- Proszę, miłej zabawy dzieci.
Podziękowałem grzecznie i wróciłem pospiesznie na drugie piętro do czekającej Codik. Wpadłem do pokoju lekko zdyszany.
- Gdzie byłeś i co masz w pudełkach? - zapytała, rozczesując włosy.
- Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie... słońce moje... - dodałem z wahaniem.
Na sekundę zamarła i powróciła do przerwanej czynności, jak gdyby nigdy nic. Zapakowany prowiant postawiłem na stole.
- To niespodzianka. - powiedziałem z naciskiem.
Uśmiechnęła się blado. Dzisiaj wyglądała dużo lepiej niż ostatnio. Jej skóra powróciła do naturalnego koloru, a oczy nie były już podkrążone i opuchnięte. Pozbierałem potrzebne drobiazgi i zniknąłem w łazience na piętnaście minut. Dzień był dość ciepły, więc nie powinniśmy się przeziębić zaraz po kąpieli. Po wyjściu o łazienki postanowiłem spakować niezbędne rzeczy. Wziąłem plecak, do którego schowałem jedzenie, koc i kilka innych drobiazgów.
- Gotowa?
- Na co?
- Zobaczysz. - powiedziałem tajemniczo.
Bez większych przeszkód opuściliśmy Akademię. o tej porze wszyscy mieli lekcje, więc korytarze świeciły pustkami. Zaprowadziłem Codik niedaleko w las. Znalazłem małą polankę i upewniłem się, że w okolicy nie spotkamy żadnego stwora. Zostawiłem plecak pod najbliższym drzewem.
- Teraz poszukajmy drzewa na ognisko. - powiedziałem uroczyście.
- Chcesz palić ogień? Zlecą się tu zaraz wszyscy głodni mieszkańcy lasu.
- Zaufaj mi. Mam na to sposób.
Dziesięć minut później rozłożyłem koc w pobliżu sporego stosu gałęzi. Bez powodzenia próbowałem rozpalić ognisko.
- Może spróbuj tego. - dziewczyna patrząc na moje wysiłki z politowaniem. podała zapalniczkę.
Z wdzięcznością skorzystałem z tej wspaniałej, acz prostej zdobyczy techniki. Po chwili siedzieliśmy przy wesoło trzaskającym ogniu.
- Teraz jeszcze niewielkie zabezpieczenie. - odchyliłem głowę i zawyłem w zupełnie innej tonacji niż zwykle - Teraz okoliczne stworki wiedzą, że wilkołak ruszył na łowy. Powinniśmy mieć spokój, przynajmniej przez jakiś czas.
- Zobaczymy. - odruchowo ścisnęła rękojeść miecza, z którym, jak zauważyłem, nigdy się nie rozstawała.
- To co, pieczemy kiełbaski? - zapytałem radośnie.

<Codik?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz