piątek, 9 maja 2014

Od Codik (Resz)

Nie wiem czemu, ale słowa Sow'a jednocześnie mnie zaskoczyły jak i pocieszyły.  Uśmiechnęłam się na znak, że mu wierzę i ma rację, nie chciałam nic mówić bo bałam się, że palnę coś głupiego lub ( jak to czasem miałam w zwyczaju odpowiadać na takie teksty ) nawyzywam go od najgorszych, a tego nie chciałam, w końcu był moim kumplem... tak przynajmniej sądziłam. Kumpel, znajomy, przyjaciel, jak zwał tak zwał, był jednym z trzech i nie chciałam stracić tego poczucia.
Starszy pan w kilcie zabrał mnie do oddzielnej sali. Ostatnie co pamiętam to jego twarz w masce, potem zrobiło się ciemno.
Gdy się obudziłam znowu leżałam na łóżku szpitalnym, czułam się tak jakbym miała déjà vu, z tym szczegółem, że byłam zupełnie sama, a ramię mnie tak nie bolało.
Tak jak wtedy ( tak jakbym nie uczyła się na błędach... ) postanowiłam usiąść. Znów bolało, jednak tym razem było to do zniesienia. Usłyszałam jak zegar wybija piątą. Zmarszczyłam nos, o tej porze robiłam coś bardziej pożytecznego jak leżenie na łóżku szpitalnym.
Zabrałam z szafeczki swoje drobiazgi i wyszłam bez słowa. Ucieszył mnie fakt, że akurat nikogo nie było.
Poszłam na dzwonnice, odetchnąć choć świeżym powietrzem, gdyż stwierdziłam, że w najbliższym czasie las będzie miejscem typu sala na przeciwko dzwonnicy. Weszłam powoli po schodach, niespiesznie. Głównym powodem lekkiego ociągania się było ramię, każdy gwałtowniejszy ruch sprawiał mi ból.
Gdy wchodziłam na dzwonnice wyczułam, że sama nie będę, najwidoczniej nie tylko ja zechciałam sobie tu posiedzieć.
Przy oknie stał Sow. Podeszłam cicho i oparłam się o parapet nieco dalej od niego.
- Wypuścili cię? - zapytał spoglądając na mnie.
- Nie - uśmiechnęłam się - Sama wyszłam, nie czuję potrzeby siedzenia tam.

<Sow?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz