sobota, 31 maja 2014

Od Codik

Skrzywiłam się nieco.
- Skądże znowu - odparłam tak, jakbym miała zaraz strzelić mu w twarz.
Nie wyglądał na przekonanego, sama bym nie było, gdy usłyszałam swój własny ton, zastanowiłam się czy na pewno jest mój...
- Nic nie zrobiłeś... - złagodniałam, mimo iż po głowie chodziło mi te kilka przerażających dni... mu chyba tez przeszło to przez głowę, gdyż był zaskoczony. - Nie czuję się skrępowana... - Drugie kłamstwo... pomyślałam myśląc nad tym co dalej powiem - Po prostu czuję się inaczej... czułam się tak tylko raz - spojrzałam na swoje buty. - To jest coś czego nie rozumiem - szepnęłam.
Spojrzałam na niego. Przyglądał mi się.
Nasze spojrzenia zetknęły się. Poczułam dziwny dreszczyk przyglądając się tym jego dwukolorowych oczom, tym samym które zaintrygowały mnie przy pierwszym spotkaniu.
Staliśmy tak przed wejściem do akademii. Czas jakby stanął.
Spojrzałam na wejście i odezwałam się niepewnie:
- Może już wjedziemy?

<Sow? Nie tylko tobie... >

czwartek, 29 maja 2014

Od Sow'a

- O tob..., o tym, że nasze kiełbaski są już gotowe. - poprawiłem się pospiesznie, czując lekkie zawstydzenie.
Mam nadzieję, że Codik nie zauważyła niczego... Podałem jej talerzyk i kilka kromek chleba. Przyjęła je z zamyślonym wyrazem twarzy.
- Tylko się nie poparz. - uśmiechnąłem się lekko.
Zjedliśmy, rozmawiając i żartując z byle czego. Kiedy ognisko przygasło, zagrzebaliśmy w gorącym popiele ziemniaki.
- Już nie mogę się doczekać.
Oboje oparliśmy się o pień drzewa tuż za nami. Niewielkie płomienie trawiły resztki grubych gałęzi. Wokół panowała cisza, przerywana od czasu do czasu krakaniem lub wyciem jakiegoś stworzenia. Sam nie wiem, kiedy Codik oparła głowę o moje ramię. Niepewnie objąłem ją ramieniem. Nie odsunęła się, o dziwo. Trwaliśmy tak nieporuszeni, zbyt onieśmieleni nowym doświadczeniem. Odniosłem wrażenie, jakby czas stanął w miejscu. Liczyło się tylko tu i teraz. Przymknąłem oczy wdychając delikatny zapach jej włosów. Czułem się wspaniale.
- Czas na ziemniaki. - odsunęła się ode mnie, odwracając głowę w bok.
- Chyba masz rację. - obserwowałem ją dyskretnie ze smutkiem niewiadomego pochodzenia. Nasz deser okazał się gotowy, gorący i wyjątkowo smaczny, choć zawierał śladowe ilości popiołu. Tym razem jedliśmy w milczeniu.... Nadszedł wreszcie czas na powrót do Akademii, robiło się późno. Zasypałem starannie popiół ziemią, by nie wzniecić pożaru.
Pozbieraliśmy rzeczy i spiesznie ruszyliśmy w drogę powrotną. Dopiero przed wejściem do szkoły odważyłem się zadać pytanie:
- Codik, krępuje cię moje towarzystwo? - zacząłem niepewnie - Byłaś dzisiaj wyjątkowo milcząca i zamyślona. Jeśli zrobiłem coś nie tak.... - ugryzłem się w język, przypominając sobie o niedawnym powrocie.

><Codik? U mnie coś z weną szwankuje...>

niedziela, 25 maja 2014

Od Codik

Uśmiechnęłam się w odpowiedzi.
Sow znalazł dwie cieńsze gałęzie naostrzył czubek i podał mi jedną.
Nabiłam kiełbaskę i podstawiłam ją pod ogień.
Sow usiadł koło mnie. Siedzieliśmy cicho przyglądając się jak ogień osmala kiełbaski.
Spojrzałam na niebo i kilka ciemnawych chmur powoli wlokących się z wiatrem na zachód. Spokój lasu był przyjemny. Odejście od codzienności było dla mnie czymś, czego już dawno nie doświadczyłam.
Przymknęłam oczy i wsłuchiwałam się w śpiew ptaków ( nie mam na myśli krakanie kruków ).
- O czym myślisz? - Sow odezwał się akurat wtedy, gdy było mi najprzyjemniej.
Jednak nie zdenerwowałam się. Uśmiechnęłam się i odwróciłam głowę w jego stronę.
- O niczym takim... - odparłam. W zasadzie moje myśli chodziły z miejsca na miejsce i po prostu nie potrafiłam określić o czym w zasadzie myślę...  Uśmiechnął się. - A ty o czym myślisz?

<Sow? Sorry, że takie serio krótkie :P zabrakło mi weny... >

Od Sow'a

- Brzmi kusząco - Mrugnąłem co Codik - Mam pewien pomysł. Poczekaj tu, za dziesięć minut powinienem wrócić.
- Co ty kombinujesz. spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Zobaczysz. - wstałem z łóżka - Jeśli miałabyś ochotę się odświeżyć, w tej szafce znajdziesz ręcznik. Myślę, że znajdziesz łazienkę bez problemu. - uśmiechnąłem się szeroko i wyszedłem czym prędzej.
Chciałem dziewczynie zrobić miłą niespodziankę, ale nie potrafiłem skłamać, gdyby zapytała wprost. Czym prędzej pognałem na palcach do kawiarenki na parterze. Na szczęście nie spotkałem po drodze żadnej żywej duszy.
Wchodząc do pomieszczenia, zrobiłem zbolałą minę. Akurat jedna z kucharek krzątała się za ladą. Na mój widok załamała ręce.
- Gdzieś ty tak zmizerniał, Sow? - zapytała zmartwiona - Zaraz naszykuję ci porządną porcję na obiad.
Od Początku roku kucharki zdążyły mnie dobrze poznać i polubić. Bywałem tu często, a mój apetyt nie był mały...
- Nie trzeba. Chorowałem ostatnio trochę. - westchnąłem cicho - Ze znajomymi chcieliśmy urządzić małe ognisko. Mamy, oczywiście pozwolenie... - dodałem pospiesznie.
- o nic się nie martw, kochaneczku - starsza kobieta uśmiechnęła się ciepło i zniknęła w kuchni.
Po chwili pojawiła się z zapakowaną porcją kiełbasek, chleba i ziemniaków.l
- Proszę, miłej zabawy dzieci.
Podziękowałem grzecznie i wróciłem pospiesznie na drugie piętro do czekającej Codik. Wpadłem do pokoju lekko zdyszany.
- Gdzie byłeś i co masz w pudełkach? - zapytała, rozczesując włosy.
- Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie... słońce moje... - dodałem z wahaniem.
Na sekundę zamarła i powróciła do przerwanej czynności, jak gdyby nigdy nic. Zapakowany prowiant postawiłem na stole.
- To niespodzianka. - powiedziałem z naciskiem.
Uśmiechnęła się blado. Dzisiaj wyglądała dużo lepiej niż ostatnio. Jej skóra powróciła do naturalnego koloru, a oczy nie były już podkrążone i opuchnięte. Pozbierałem potrzebne drobiazgi i zniknąłem w łazience na piętnaście minut. Dzień był dość ciepły, więc nie powinniśmy się przeziębić zaraz po kąpieli. Po wyjściu o łazienki postanowiłem spakować niezbędne rzeczy. Wziąłem plecak, do którego schowałem jedzenie, koc i kilka innych drobiazgów.
- Gotowa?
- Na co?
- Zobaczysz. - powiedziałem tajemniczo.
Bez większych przeszkód opuściliśmy Akademię. o tej porze wszyscy mieli lekcje, więc korytarze świeciły pustkami. Zaprowadziłem Codik niedaleko w las. Znalazłem małą polankę i upewniłem się, że w okolicy nie spotkamy żadnego stwora. Zostawiłem plecak pod najbliższym drzewem.
- Teraz poszukajmy drzewa na ognisko. - powiedziałem uroczyście.
- Chcesz palić ogień? Zlecą się tu zaraz wszyscy głodni mieszkańcy lasu.
- Zaufaj mi. Mam na to sposób.
Dziesięć minut później rozłożyłem koc w pobliżu sporego stosu gałęzi. Bez powodzenia próbowałem rozpalić ognisko.
- Może spróbuj tego. - dziewczyna patrząc na moje wysiłki z politowaniem. podała zapalniczkę.
Z wdzięcznością skorzystałem z tej wspaniałej, acz prostej zdobyczy techniki. Po chwili siedzieliśmy przy wesoło trzaskającym ogniu.
- Teraz jeszcze niewielkie zabezpieczenie. - odchyliłem głowę i zawyłem w zupełnie innej tonacji niż zwykle - Teraz okoliczne stworki wiedzą, że wilkołak ruszył na łowy. Powinniśmy mieć spokój, przynajmniej przez jakiś czas.
- Zobaczymy. - odruchowo ścisnęła rękojeść miecza, z którym, jak zauważyłem, nigdy się nie rozstawała.
- To co, pieczemy kiełbaski? - zapytałem radośnie.

<Codik?>

Od Rico

- Już prawie jesteśmy na miejscu. - powiedziałem nieco znużony.
Wreszcie położyłem ostrożnie dziewczynę na trawie i rozejrzałem się po okolicy.
- Po co mnie tu przywlokłeś?! - widać nie ochrypła całkowicie.
Podniosła się z ziemi i uderzyła mnie w ramię.
- To dla twojego dobra wilczku. Jesteś już dużą dziewczynką i chcę wiedzieć czy się nadajesz.
- Nadaję? Co ty kombinujesz? - zmarszczyła brwi założyła ręce na piersi.
Nie próbowała wracać do Akademii, może ciekawość nie pozwalała jej odejść?
- Pomyślałem, że zrobię ci mały test. Widzisz, jestem w Akademii tylko tymczasowo. Mam tu pewną sprawę do załatwienia i pomyślałem, że poszukam sobie towarzystwa.
- Jesteś stuknięty. - powiedziała kręcąc głową.
- Lubię kobiety z silnym charakterem, ale nie zamierzam nikogo niańczyć. Musisz, więc być zaradna. Oto nasz gwóźdź programu. - wskazałem na wyłaniającą się z gąszczu Bruxę.
Dziewczyna spojrzała na mnie jak na wariata i zacisnęła mocno pięści. W moim stadzie panowały bardzo surowe zasady. Chciałem się przekonać czy Akaria jest równie silna, za jaką chce uchodzić. Nie zamierzałem, oczywiście zostawiać jej samej z potworem. Byłem ciekaw reakcji dziewczyny. Tymczasem Bruxa wodziła wokół niewidzącymi, szklanymi oczami i węszyła...

<Akaria?>

Od Akarii

Krzyczałam jeszcze chwilę, jednak gdy poczułam, że zaczyna boleć mnie gardło zamilkłam.
- Akaria - odparłam ochryple.
- Słucham? - chyba niedosłyszał lub nie zrozumiał... obstawiłam drugie...
- Mam na imię Akaria - odezwałam się głośniej i jak najwyraźniej mogłam... przez chrypę ciężko mi to szło.
- Rico - przedstawił się.
Jakoś nie miałam ochoty na ciągnięcie z nim konwersacji, jednak fakt iż byłam przerzucona przez jego ramię i szliśmy gdzieś... nawet nie mam pojęcie gdzie, sprawił, że skusiło mnie do drobnej rozmowy.
- Mógłbyś mnie puścić? - zapytałam miej ochryple
- Zastanowię się. - uśmiechnął się.
Nie znosiłam jego uśmiechu. Zwłaszcza tego, nie umiałam określić tego co oznaczał.
Stwierdziłam, żer raczej nie ma zamiaru mnie puścić, więc zaczęłam się wyrywać.
- Uspokój się. - był chyba nieco zdenerwowany, ale jakoś mnie to nie obchodziło.
- To mnie puść! - warknęłam znowu chrypiąc.

<Rico?>

Od Rico

Uniosłem lekko jej podbródek.
- Mały wilczek się zgubił?
- Łapy przy sobie i nie nazywaj mnie tak! - warknęła, odsuwając się gwałtownie.
Uśmiechnąłem się nieznacznie. Doskonale wyczuwałem jej przyspieszone tętno i oddech. Ręce dziewczyny drżały nieomal niedostrzegalnie. No, cóż. Nieomal. Nachyliłem się nad nią i spojrzałem głęboko w oczy.
- Boisz się mnie. Powinnaś.
- Nie bądź tego taki pewny! - wyszeptała z sykiem.
Odchyliłem głowę do tyłu i parsknąłem głośnym śmiechem. Kilka osób zerknęło na nas ciekawie.
- Nikt mnie tak dzisiaj nie rozbawił. Przypominasz szczenię, które za wszelką cenę próbuje wyglądać groźnie.
Złapała przód mojej koszulki i pociągnęła w dół, zmuszając tym samym, bym spojrzał jej w oczy.
- Nie lekceważ mnie. - powiedziała gniewnie.
- Mam pewien pomysł, jak rozwiązać nasz problem. Przejdźmy się, a przy okazji zobaczymy, czy jesteś taka straszna.
Wydawała się nieco zdezorientowana moją zmianą postawy. Korzystając z okazji, zarzuciłem sobie dziewczynę na ramię.
- Co ty wyprawiasz?! - darła się wniebogłosy.
- Jak skończysz krzyczeć, zdradzisz jak masz na imię? - zapytałem, jak gdyby nigdy nic.

<Akari?>

sobota, 24 maja 2014

Od Codik

Nie wiem kiedy zasnęłam. Czułam się dużo lepiej, obecność Sow'a sprawiała, że moje życie miało sens... czyżby to było to? Czy tak wygląda miłość? Wciąż nie rozumiem.
Chciałam aby ten sen potrwał jeszcze chwilę, jednak wiedziałam, że tak nie będzie. Wiedziałam, że jak tylko słonce zacznie wschodzić, ja zacznę się budzić. Z niewiadomych powodów zawsze tak miałam...
Powoli i jeszcze dość sennie uniosłam powieki. Sow spał. Wtuliłam się w niego i jedynie przymknęłam oczy, aby zapaść w coś podobnego do drzemki.
Zakładałam, że i dziś nie będę szła na lekcję, dlatego też nie przejęłam się wschodzącym słońcem i faktem istniejących sprawdzianów... chciałam aby czas się zatrzymał... choć na chwilę. Chciałam być tylko z Sow'em. Mieć świadomość, że mogę spędzać z nim każda chwilę, że zawsze będzie obok...
Nie udało mi się zdrzemnąć, oczy ciągle same mi się otwierały. Postanowiłam więc nie próbować więcej na siłę się zdrzemnąć i leżałam u boku najbliższej mi osoby.
Gdy zbliżało się południe nie dawałam już rady leżeć w bezruchu, zaczęłam się zastanawiać jak wytrzymałam te kilka dni bezruchu....
Poruszyłam się lekko próbując wstać tak aby nie obudzić Sow'a... nie udało mi się...
Przeciągnął się i spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się lekko.
- Która godzina? - wyjrzał przez ono przyglądając się błękitnemu niebu.
- Około dwunastej... lub później - skrzywiłam się nieco na myśl, że do tak długiej pory leżałam w łóżku... wracałam do siebie skoro takie coś mnie irytowało...
- No nieźle - uśmiechnął się.
- Bardzo... jesteśmy tu jeszcze uziemieni do około piętnastej... potem kończą się lekcje i będziemy mogli swobodnie się poruszać - uśmiechnęłam się zadziornie - albo się wyjdziemy starając się o to, by nikt nas nie zauważył.

<Sow?>

Od Sow'a

Codik zaskoczyła mnie zupełnie. Odwróciłem się w jej stronę. Wyglądała mizernie. Zapadnięte policzki, podkrążone oczy, sine usta.... Przytuliłem ją, głaszcząc delikatnie po włosach. Westchnąłem cicho.
- Czy ty w ogóle coś jadłaś? - zapytałem z troską.
- Nie miałam na to siły....
Trwaliśmy tak w milczeniu, ciesząc się wzajemnym towarzystwem.
- Muszę o ciebie zadbać.
Wziąłem ją na ręce. Ważyła o wiele mniej niż ostatnio.
- Postaw mnie Sow.
- Obiecuję, że nigdy więcej nie zostawię cię samej.
Zaniosłem Codik do mojego pokoju i położyłem na łóżku. Wyglądała na wyczerpaną. Jakiś czas temu przytargałem do pokoju niewielką, poręczną lodóweczkę. Wyjąłem z niej sałatkę z kurczakiem i dwie puszki koli. Podsunąłem wszystko dziewczynie pod nos.
- Nie jestem głodna. - obserwowała mnie bacznie, jakbym miał rozpłynąć się w powietrzu, jednak na jedzenie nie spojrzała nawet przelotnie.
- Musisz coś zjeść. - nalegałem.
Z głośnym westchnieniem wzięła do ręki widelec i zaczęła od niechcenia dzióbać w talerzu. Zauważyłem, że kolejne kęsy przełykała w nieco szybszym tempie i z większym apetytem. Na koniec wypiła duszkiem kolę. Uśmiechnęła się delikatnie. Z szafki wyciągnąłem paczkę chipsów i usiadłem na łóżku obok Codik. Nie wiem jak długo siedzieliśmy tak, rozmawiając o niczym. W końcu dziewczynę zmorzył sen, pierwszy od kilku dni. Oparła głowę o moje ramię i zasnęła. Trwałem nieruchomo, bojąc się drgnąć, by jej nie zbudzić. Do pokoju zaczęły wpadać pierwsze promienie wschodzącego słońca, potem również odpłynąłem w objęcia Morfeusza....

<Codik?>

Od Akarii

Chodziłam po parterze rozglądając się. Przyznam szczerze, że sądziłam iż ucieczka od watahy tu będzie największym błędem w moim życiu, ale jednak to miejsce wydaje się bardziej przyjazne niż moja była wataha. Co prawda nie wiele mi się tu podoba, ale przynajmniej mam dach nad głową.
Gdy tak sobie spacerowałam, wpadł na mnie ktoś... a może to ja na niego? W zasadzie nie ważne, według mnie i tak to jego wina.
- Uważaj jak chodzisz! -warknęłam z oburzeniem.
- To raczej ty powinnaś uważać. - mówił spokojnie, ukrywając uczucia.
Typowe dla wilkołaków. Dojrzałam u niego błysk w oczach, taki sam jaki widziałam w oczach wszystkich członków mojej watahy. Źle to wróżyło, zapewne był taki jak oni, w tych czasach to chyba ze świecą szukać wilkołaków podobnych do mnie.
- To ty na mnie wpadłeś! - ciągnęłam z oburzeniem.
Mimo wszystko nie miałam zamiaru pokazywać, że jest we mnie choć odrobina lęku, słabości. Chciałam aby wiedział, że łatwo się nie poddaję i nie łatwo mnie złamać, lub coś w tym stylu. Pozór, aby innym razem się do mnie nie zbliżał.
- Zabawna jesteś. - mówił dość obojętnie, ale kąciki ust lekko mu się uniosły.
- Radziłabym ci to odwołać - warknęłam.
Gość zaczynał działać mi na nerwy.

<Rico?>

Od Rico

Usiadłem zmęczony na łóżku. Rozejrzałem się po raz kolejny po otaczających mnie czterech ścianach. Pokój pomalowano na soczystą zieleń. Meble i łóżko zrobiono z ciemnobrązowego drzewa. Po prawej stronie od drzwi stało biurko, a na nim lampka, szkolny laptop i parę książek. Dalej umieszczono szeroką szafę z kilkoma pustymi półkami i zamykanymi szufladami. Kolejną ścianę zajmowało sporych rozmiarów staroświeckie okno. Nie pasowało zbytnio do nowoczesnego wystroju pomieszczenia, ale nie przeszkadzało mi to. Na przeciwko biurka znajdowało się łóżko, na którym obecnie siedziałem oraz moja torba podróżna. Małą szafkę nocną z lampką umieszczono na wyciągnięcie ręki. Przy ścianie po lewej stronie wejścia, stała kolejna szafa z rozsuwanymi drzwiami i wielkie lustro na jednym z nich. Na środku podłogi wyłożonej panelami o szarawym odcieniu leżał podłużny, zielony dywan. Chodź pokój przypadł mi do gustu, wiedziałem, że nie zagrzeję tu długo miejsca. Miałem tylko wykonać swoje zadanie i wrócić tak, skąd przybyłem. Ukryłem twarz w dłoniach. Może nie będzie tak źle? Wstałem nieśpiesznie i opuściłem ciche schronienie. Czas poznać lepiej mieszkańców tego przedziwnego zamczyska. Zszedłem na sam parter, rozglądając się ciekawie po wystroju Akademii. Na pierwszą okazję nawiązania nowej znajomości nie musiałem długo czekać. Zjawiła się sama, a właściwie wpadła na mnie...
- Uważaj jak chodzisz! - usłyszałem oburzony głos.

<jakiś ktosik?>

Od Codik

Zostawił mnie... tak po prostu mnie zostawił. Stałam tam, wołałam go kilka razy... nie wracał...
O(garnęła mnie złość... nie... to coś innego... smutek? A może jedno i drugie?
Miałam ochotę płakać, czułam jak z policzków spływają mi łzy... jednakże miałam też ochotę rozszarpać go na strzępy. Jak mógł mnie tak po prostu zostawić!
Robiło się późno... powoli dochodziło do mnie, że nie wróci, a ja nawet nie wiem jak stąd wyjść...
Zaczęłam iść w stronę z której tu przyszliśmy, nie wiedziałam, czy idę dobrze czy też źle.
Do akademii dotarłam dość późno po północy... dyrektor zaczął prawić mi morały, jednak ja byłam myślami gdzie indziej... chciałam aby Sow wrócił...
Jedyna bliska mi osoba, odeszła, a ja nie wiem czy wróci, to boli, chciałabym wiedzieć, czy jeszcze go zobaczę.
Siedziałam na łóżku, nie wychodziłam z pokoju przez kilka dni. Nauczyciele przychodzili, dawali mi tematy, których nie przepisałam. Na biurku leży sterta lekcji, prac domowych i wypracowań.
Raz próbowałam je zrobić, ale mi nie wyszło.
Wstałam obolała z łóżka. Powlokłam się do lusterka stojącego na ścianie. To co ujrzałam, nie przypominało mnie...
Całymi dniami tylko siedziałam na łóżku ze zwiniętymi nogami, nie jadłam, nie piałam, nie spałam... nic... jedynie łzy...
Wyglądałam jak sto nieszczęść. Nie mogłam długo na siebie patrzeć... żaden szanujący się łowca nie doprowadza się do stanu w którym się znalazłam... jestem na skraju wyczerpania.
Podkrążone oczy nieco opuchnięte od płaczu, nieco pożółkła skóra, wychudzona i brudna...
Powlokłam się do łazienki  doprowadziłam do jako takiego stanu użytku...
Nie wiem ile minęło od kiedy ostatnio wyszłam z pokoju, było to chyba tydzień temu... może dalej wstecz?
Spojrzałam na siebie... musiałam ubrać luźniejsze ubranie aby zamaskować wychudzenie... nic jednak nie zamaskuje podkrążonych i spuchniętych oczu oraz wklęsłych policzków... musiałam się z tym pogodzić...
Wyszłam niepewnie na korytarz... było ciemno, westchnęłam z ulgą... o tej porze nikt raczej nie chodzi.
Spokojnym choć nieco chwiejnym krokiem weszłam po schodach do wieży.
Zobaczyłam tam kogoś. Wystraszona ukryłam się w cieniu, nie chciałam, aby ktoś widział mnie w tym stanie... wtedy dostrzegłam coś co sprawiło, że miałam ochotę skakać ze szczęście... nie wiedziałam czemu od razu go nie rozpoznałam.
Poszłam spokojnie i cicho... dziękowałam bogu za bezszelestne poruszanie się.
Stanęłam za nim i wahając się tylko chwilę, przytuliłam go.
- Sow, nigdy więcej mi tak nie rób!

<Sow?>

Od Sow'a

- Co mam ci powiedzieć? - zapytałem, uciekając wzrokiem gdzieś w bok - Nic na to nie poradzę, że nie potrafię traktować cię jako przyjaciółki. Stałaś się dla mnie bardzo bliska. Nie wiem, kiedy to wszystko się zaczęło... Ach! - wściekły na siebie odwróciłem się na pięcie i pobiegłem w głąb lasu. Słyszałem gdzieś z tyłu głos Codik. Czułem się zbyt zawstydzony własnym zachowaniem. Tym jednym gestem mogłem zniszczyć przyjaźń, jaka nas łączyła. Może byłoby lepiej, gdybym zachował pozory, a kochał ją skrycie...? Zmieniłem się w wilka i długo biegłem przed siebie. Wieczorny chłód otrzeźwił mój umysł. Co się stało, to się nieodstanie. Kiedy wrócę, przeproszę za wszystko Codik. Może znów będzie jak dawniej? Oszukiwałem sam siebie. Gdzieś niedaleko usłyszałem wycie wilków. Przystanąłem i przyłączyłem się do ich smutnego zawodzenia. Pospiesznie ruszyłem w ich stronę. O dziwo pozwoliły mi się przyłączyć. Może wyczuły mój smutek i samotność? Biegłem ramię w ramię z basiorem watahy. Przez krótką chwilę poczułem się jak za dawnych czasów i zwolniłem nieco. Samiec alfa spojrzał na mnie pytająco. Potrząsnąłem łbem w odpowiedzi i przyspieszyłem kroku. To stado akceptowało mnie takim, jakim jestem. I tylko tyle potrzebowałem w tej chwili. Spędziłem razem z watahą kilka dni. Poznałem ich kryjówkę daleko na północ od Akademii. Wspaniale było uczestniczyć w ich życiu, bawić się beztrosko, polować na dzikie zwierzęta i razem obchodzić terytorium. Nigdy tego nie zapomnę. Jak się okazało, para alfa straciła niedawno syna, przyszłego przywódcę stada. Niestety we mnie również płynęła krew lidera, być może dlatego tak szybko mnie przyjęli i zaakceptowali. Mógłbym tak spędzić resztę życia, zapominając o człowieczeństwie. Jedyne, co nie dawało mi spokoju to myśl o kimś bliskim, za kogo oddałbym życie... Myśl o Codik. Pożegnałem się z watahą i ruszyłem w drogę powrotną. Przez pewien czas towarzyszył mi młody samiec, lecz wkrótce zawrócił. Pożegnaliśmy się wyjąc wspólnie do jednego księżyca. Zwierzę i wilkołak. Wreszcie dotarłem do Akademii. Stanąłem na skraju lasu i obserwowałem szkołę w nadziei, że dojrzę pewną dziewczynę. Poczekałem do zmroku i po cichu wkradłem się do własnego pokoju. Dziwnie było znów chodzić na dwóch nogach. Doprowadziłem się do porządku i położyłem do łóżka. Niestety sen, jak na złość, wziął sobie wolne. Rozdrażniony, ubrałem się i poszedłem do wieży, gdzie jak sądziłem, pozbieram myśli przed spotkaniem z Codik...

< Codik?>

piątek, 23 maja 2014

Od Codik

Byłam zaszokowana, czułam jak poraża mnie jakiś prądzik. Od stup do głów czułam dziwne mrowienie.
Odskoczyłam społoszona przytykając dłoń do ust. Z szeroko otwartymi oczami spoglądałam na Sow'a.
Czułam się dziwnie. Tylko raz czułam się tak samo. Wtedy też wpadłam w furię i trzasnęłam go tak, że ze trzy razy się obrócił... tym razem nie czułam się tak, jakbym miała zaraz zrobić coś Sow'owi, za bardzo go lubię, czy może to coś innego? Nie rozumiem tego uczucia, jak i nigdy go nie rozumiałam.
- Co-to-było?! - krzyknęłam nieco ochryple
Nie odpowiadał, chyba sam też nie bardzo rozumiał o co chodzi, albo wręcz przeciwnie... wiedział o co chodzi, ale nie chciał mnie zdenerwować?
Stałam patrząc na niego, a on na mnie. Cisza była wręcz podła.
Usiadłam pod drzewem i wsadziłam głowę między nogi.
Siedziałam tak jakiś czas, a gdy w końcu poczułam się nieco senna podniosłam ją i po  raz kolejny przeżyłam wstrząs. Przede mną siedział Sow, nie słyszałam jak podszedł ani nic, wystraszył mnie, co nie zdarza się często.
- Nie rób tak! - wrzasnęłam w oburzeniem.
- Wybacz. - uśmiechnął się.
Nie wiem jak to jest, ale zawsze gdy on się uśmiecha ja też mam ochotę się uśmiechnąć.... nigdy wcześniej tak nie miałam, w sumie jest to wspaniałe uczucie. Siedzieliśmy tak jeszcze chwile. Poczułam, że po nogach "łażą mi mrówki". Wstałam gwałtownie niemal się nie przewracając. Sow szybko zareagował i złapał mnie. Z niewiadomych powodów, znów poczułam się dziwnie... miałam już w sumie dość tego uczucia...
- Powiesz mi coś? - zapytałam niepewnie
- Co?
- Wytłumacz mi ten... pocałunek - zawahałam się, ale cicho mówiąc ostatnie słowa, powiedziałam to co cisnęło mi się na język już od dawna.

<Sow? Jak widać nie oberwałeś :D >

Od Sow'a

Uśmiechnąłem się niewinnie.
- Powiedzmy, że niektóre wszędobylskie ptaszki potrafią to i owo.
- Sow, co tym razem przeskrobałeś. - zapytała z naciskiem.
- Ja? Nic... - pod jej badawczym wzrokiem wreszcie skapitulowałem - Sekretarka zapomniała zamknąć drzwi. Chciałem upewnić się, że nikt niepowołany nie będzie wchodził do sekretariatu. Jeszcze mógłby zdobyć prywatne informacje o uczniach. - powiedziałem z udawanym oburzeniem, a Codik przytakiwała nieznacznie - Na biurku znalazłem otwarty dziennik III a...
- Akurat na kartce z numerami? - walczyła, by nie parsknąć serdecznym śmiechem.
- To się nazywa szczęście, prawda? - wyszczerzyłem zęby.
Pokręciła głową i spojrzała na mnie z politowaniem.
- Coś nie tak?
- Twoja nadgorliwa troska mnie przeraża...
- Niczego więcej nie szukałem. Słowo wilkołaka! - dodałem pospiesznie - Skoro już tu jesteś w ciepłym ubraniu, jak widzę, może wybierzemy się na mały spacer?
- Znowu?
- Przestało padać... - zrobiłem błagalną minę.
- Tylko obiecaj, że nie będziesz mnie nosił na rękach.
- Obiecuję, że będę grzeczny. - do czasu, dodałem w myślach.
Poprowadziłem Codik do zacisznego miejsca w parku, gdzie wisiały ogromne pajęczyny. Drobne krople deszczu lśniły na nich jak perły.
- Są piękne. - westchnęła cicho.
Odniosłem wrażenie, że myślami była gdzieś daleko. I o dziwo nie spodobało mi się to. Od pewnego czasu żywiłem do Codik nieco odmienne uczucia. Obawiałem się jednak, że ona traktowała mnie wyłącznie jako przyjaciela. Otaczająca nas cisza, szum drzew, przystrojone pajęcze nici, to wszystko stworzyło niepowtarzalny nastrój. Poddałem się mu całkowicie i postanowiłem zrobić coś, czego będę zapewne żałował przez wieki... Delikatnie odwróciłem dziewczynę w swoją stronę, uniosłem drobny podbródek i pocałowałem. Ująłem jej twarz w swoje ręce.

<Codik? Dostanę w twarz...?>

czwartek, 22 maja 2014

Od Codik

Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się szeroko.
- Bawiłam się świetnie. Nie pamiętam już kiedy ostatnio, czułam się tak dobrze. - nieco skłamałam... pamiętam dzień w którym byłam równie szczęśliwa jak dziś, jednak wspominanie tego wiązało ze sobą nieco bólu i przykrości... mi jak i osobie z którą spędziłam ten dzień...
- Cieszę się.
- Jak chcesz możemy spotkać się później, muszę coś załatwić.
Nie czekając w sumie na odpowiedz podbiegłam do pokoju. Nie wiem czemu, ale coś mnie wzięło, aby pogadać z bratem... w końcu musiałam to wyjaśnić, to co wtedy się stało... nie musiałam sobie tego przypominać... złapałam telefon i przejrzałam kontakty... głupia rzecz jasna usunęłam jego numer... szukanie go w akademii to też nie byłby dobry pomysł...mało możliwe, abym łatwo go znalazła...
Zrezygnowana usiadłam na łóżku po czym pod napływem wspomnień położyłam się zwijając w mały kłębek, poczułam jak z oczu spływają mi łzy.
- Nie mogę się dać... - powiedziałam mamrocząc
Wstałam i podeszłam chwiejnie do okna.Otworzyłam je i usiadłam patrząc na deszcz.
Lubiłam to, jednak stwierdziłam, że jest nieco za cicho. Włączyłam piosenkę z telefonu, tak na chybił trafił i dalej patrzyłam w pochmurne niebo i deszcz który powoli spadał też mi na twarz. Przymknęłam oczy i zostałam tak w bezruchu. Muzyka leciała, jedna piosenka, druga i tak jakoś leciało, aktualnie straciłam rachubę i nie wiem ile już piosenek odtworzyło, nie wiem która godzina. Tylko ja, muzyka i deszcz.
Powoli wspomnienie mnie opuszczało co cieszyło mnie.
Telefon za wibrował zatrzymując muzykę i przerywając mi ten wspaniały moment gdy już wszystko było okej. Na ekranie widniał sms od nieznanego mi numeru. Skrzywiłam się nieco, ale otworzyłam wiadomość.
"Chodź do parku"
Zmarszczyłam nos. Nie myślałam konkretnie nad tym czy powinnam iść, wzięłam cieplejszą bluzę by przypadkiem znów nie stracić zmysłów i wyszłam z pokoju, w zasadzie trzaskając a nie zamykając drzwi. Rozejrzałam się, nikogo nie było więc chyba nikt nie usłyszał.
Zbiegłam po schodach i wyszłam do parku. Rozejrzałam się. W małej altance ktoś siedział, przyglądał mi się. Zaczęłam podchodzić niepewnie.
Wtedy ujrzałam coś co od razu mnie odprężyło... dwu kolorowe oczy, które już tak dobrze znam.
Podeszłam pewniej i usiadłam naprzeciwko Sow'a.
- Skąd masz mój numer? - zapytałam podejrzliwie.
O ile dobrze pamiętałam, nie mówiłam mu tego.

<Sow? >

Od Sow'a

Pokręciłem głową i bez słowa wziąłem Codik na ręce.
- Wada mówisz? - mimowolnie uśmiechnąłem się.
- To wcale nie jest zabawne... - uciekła wzrokiem gdzieś w bok.
Przyszedł mi do głowy zwariowany pomysł i postanowiłem wprowadzić go w czyn. Zamiast do drzwi Akademii, pobiegłem na środek placu.
- Co robisz? - zapytała z lekkim niepokojem w głosie.
- Uwielbiasz deszcz, więc nie marudź.
W ulewie zrobiłem kilka piruetów z dziewczyną na rękach.
- Jesteś szalony! - krzyknęła ściskając mnie mocniej za szyję.
- Wiem! - odkrzyknąłem.
Byliśmy przemoczeni do suchej nitki, jednak w tej chwili nie miało to najmniejszego znaczenia. Moje ciało było znacznie cieplejsze od zwykłego, ludzkiego, toteż Codik rozgrzała się trochę. Wraz z ciepłem powrócił jej dobry humor.
- Umiesz krzyczeć głośniej ode mnie?
Przez kolejne kilkanaście minut darliśmy się wniebogłosy, wirując w deszczu. W oknach Akademii zacząłem dostrzegać różne twarze, to śmiejące się razem z nami, to krzyczące, żebyśmy się wreszcie zamknęli. Ani ja, ani Codik nie przejmowaliśmy się tym zbytnio. Po niedługim czasie zaczęli dołączać do nas inni uczniowie. W końcu końcu dyrektorka, z pomocą innych nauczycieli, zagoniła nas wszystkich do głównego holu i zwymyślała. Następnie zagoniła całe towarzystwo do pokoi. Czułem się wspaniale i dopiero przed drzwiami swojego pokoju, zorientowałem się, że nadal trzymam dziewczynę na rękach.
- Wybacz. - postawiłem ją na ziemi lekko speszony - Jak się bawiłaś?

<Codik?>

sobota, 17 maja 2014

Od Codik

- Uwielbiam deszcz! - mówiłam do nieba uśmiechając się
- Widać - odparł dość niemrawo Sow.
Odwróciłam się do niego i uśmiechnęłam lekko
- Nie martw się, nie chcę zrobić żadnej głupoty... - Na razie, pomyślałam - przecież obiecałam... - Ale na jak długo nic nie mówiłam, uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Cieszę się- albo mi się wydawało, albo na prawdę mu ulżyło.
Zaczęłam spacerować po chodniku okalającym akademię, lubiłam to, kruki ładnie śpiewały, deszczyk miło padał... niestety jedyne co mi zaczęło przeszkadzać to zimno... w końcu jest lipiec... niedługo zima... strasznie tego nie lubiłam... przystanęłam, aby otulić się nieco bluzą, która była już tak morka, że czułam jak przykleja mi się do pleców. Niestety, Łowcy mieli jedną wadę... bardzo mocno przeszkadzał im chłód... ciężko nam się myśli i wykonuje najprostsze czynności... tym razem odebrało mi to zdolność chodzenia i równowagi... zachwiałam się lekko mając nadzieję, że nie upadnę. Czułam jak coraz bardziej przechylam się w przód, poczułam jak ktoś łapie mnie za ramiona, oczywiście wiedziałam, ze to Sow, bo tylko on tu był, jednak myślenie mi się nieco opóźniło i dotarło to do mnie dopiero po jakimś czasie.
- Wszystko okej? - zapytał nieco zaniepokojony.
- Nie... - przyznałam niemrawo.
- Co jest?
- To przez chłód... straciłam zdolność do chodzenia... wada Łowców... powinnam była to przewidzieć - zmarszczyłam brwi.
- Chcesz wracać do akademii?
- No nie, w ogóle - odparłam sarkastycznie

<Sow?>

Od Sow'a

- Sow, to zapewne twój książę. - zmierzył dziewczynę z góry na dół - Masz dobry gust, bracie. - uśmiechnął się wrednie.
- Nawet nie waż się jej dotknąć! - warknąłem, chwytając chłopaka za ramię.
- Jest ci bliska. - wyszeptał, żeby słowa dotarły tylko do moich uszu - To dobrze, będziesz bardziej cierpiał... - odwrócił głowę w stronę Codik - Nie skrzywdzę cię cukiereczku, na razie.... - wyszarpnął ramię z mojego uścisku i spokojnie zaczął oddalać się pustym korytarzem.
- Pilnuj swojego nosa, bo możesz go stracić razem z całą głową! - krzyknęła za odchodzącym wilkołakiem.
Odpowiedział nam złośliwy śmiech.
- Chodźmy stąd. Sam nie stanowi zagrożenia, ale gdzieś tu kręci się jeszcze kilku z Watahy. Wyraźnie ich wyczuwam. - położyłem rękę na ramieniu Codik.
Nadal wściekła wpatrywała się w pusty już korytarz.
- Niech przyjdą, zobaczymy kto jest łowcą, a kto ofiarą... - jej uśmiech nie wróżył nic dobrego - Może masz ochotę na mały spacer.
- Co ty, dziewczyno kombinujesz? Na zewnątrz leje ja z cebra...
- Idealna pogoda na spacer. - uśmiechnęła się słodko.
Znałem ją na tyle, by wiedzieć, że ta delikatna twarz to tylko pozory... Kryła w sobie demona i potrafiła być niebezpieczna. Na jaki pomysł wpadła tym razem? Skierowaliśmy kroki w stronę głównych drzwi. Uchyliłem je lekko, niechętnie wyglądając na zewnątrz. Przypomniałem sobie czasy, kiedy bez dachu nad głową, musiałem całą dobę spędzać na świeżym powietrzu.
- Jesteś pewna, że chcesz wyjść? - zapytałem, mając cichą nadzieję, że tylko żartowała.
- Boisz się odrobiny wody? - zmarszczyła brwi i spokojnie wybiegła na ulewę.
Westchnąłem tylko i pospiesznie ruszyłem za nią.

<Codik?>

piątek, 16 maja 2014

Od Codik (Resz)

Było jeszcze dość wcześnie. Jeszcze szwędałam się po pokoju, bo mimo iż była sobota, nie miałam zamiaru długo siedzieć w pokoju. Z resztą, pogoda dość ładna ( taaak... ciemne chmurki, mokry chodnik i tak dalej... "piękna pogoda!!" xD ) po co marnować czas na siedzenie w domu? Wyszłam cicho z pokoju by nie obudzić reszty. Na korytarzu ujrzałam Sow'a i kogoś kto wydawał mi się znajomy... nie wiem czemu, ale ramię zaczęło mi lekko pulsować. Zamknęłam pokój na klucz i poszłam powoli w ich stronę.
- Hej Sow - odezwałam się zaciskając lekko zęby.
- O wilku mowa... - uśmiechnął się nieznajomy.
- Słucham? - skrzywiłam się, powoli zaczynając coraz więcej kojarzyć. Głos, oczy i ten paskudny uśmieszek... olśniło mnie dopiero po chwili. Był to ten sam wilkołak z którym walczył Sow - Czego tu szukasz? - wycedziłam.
Nie lubiłam takich jak on. Wydał mi się dość chamskim osobnikiem. Od razu go nie polubiłam, zwłaszcza, że skrzywdził osobę która była mi w aktualnym momencie najbliższa. Sow był moim jedynym prawdziwym przyjacielem. Takie miałam odczucie i tego w sumie byłam pewna.
- Jestem nowym uczniem - znów uśmiechnął się tak, że miałam wielką ochotę zedrzeć mu ten uśmieszek żywcem z twarzy.
- Tsa, akurat, a ja jestem królewną! - odparłam sarkastycznie.
Spojrzałam na Sow'a licząc może na to, że ma pomysł jak się stąd zmyć.

<Sow? Spk... moje też nie jest długie :P )

Od Sow'a

Całą drogę przebyliśmy w milczeniu. Codik odprowadziła mnie pod same drzwi sali w skrzydle szpitalnym.
- Teraz połóż się wreszcie do łóżka i nie łaź po nocy. - powiedziała z naciskiem, jednak na jej ustach dostrzegłem cień uśmiechu.
- Obiecuję, że nie ruszę się stad do samego rana.
- Obietnica to za mało.
- Nie wierzysz mi? - uniosłem ze zdziwienia brwi - No dobrze, składam uroczystą przysięgę na Wilczy Kieł. Lepiej?
- Lepiej. - pokiwała głową z zadowoleniem - Dobranoc Sow.
Dopiero teraz puściła mój nadgarstek i zniknęła w ciemnościach korytarza. Pokręciłem głową z szerokim uśmiechem na twarzy. Po chwili grzecznie wróciłem do łóżka i zasnąłem. Nad ranem zbudził mnie lekarz, zbadał nogę, po marudził trochę. Na koniec pozwolił wrócić do internatu. Powoli dowlokłem się pod drzwi pokoju. Czekała tu na mnie bardzo nieprzyjemna niespodzianka... Odwróciłem się błyskawicznie, czując znajomy zapach.
- Witaj Sow.
- Co tu robisz?! - warknąłem cicho.
- Jestem nowym uczniem. - słowa Rico zabrzmiało złowieszczo - Chętnie poznam bliżej twoją przyjaciółkę...

<Codik? Sorki, że takie krótkie...>

środa, 14 maja 2014

Od Codik (Resz)

- I promise you - uśmiechnęłam się lekko.
- Mam nadzieję, że dotrzymasz słowa... - nadal był niepewien
- Mam ci złożyć przysięgę łowców czy jak?! - zapytałam lekko zdenerwowana na brak jego zaufania.
- Przysięgę łowców? - wyraźnie nie wiedział co to.
- Przysięga z której nie można złamać ni słowa, musi być dotrzymana... - Milczał, westchnęłam - Przysięgam na najświętszego archaanioła Gabriela, który to pokonał diabła i pomógł dać życie tej oto ziemi, przysięgam tobie Sow, że będę ostrożna i nie będę robiła głupot... - spojrzałam na niego marszcząc lekko brwi - Zadowolony? Tej przysięgi złamać nie mogę...
- Wierzę - uśmiechnął się lekko.
- A teraz wracaj do skrzydła szpitalnego - uśmiechnęłam się.
- Może pójdę - drażnił się ze mną.
- Jak sam nie pójdziesz to cię tam zawlokę - zażartowałam
- Ciekawa propozycja - uśmiechnął się
- Okej,  - podeszłam do niego złapałam za nadgarstek i "lekko" pociągnęłam go za sobą - nie sam, to ja cię zaprowadzę - zaśmiałam się lekko

<Sow? Sorry, że krótkie :( cierpię na brak weny :( >

Od Sow'a

Zignorowałem gniewny ton dziewczyny. Stałem nadal w milczeniu, opierając się o poręcz.
- No? Co tu robisz o tej porze? - ponagliła.
- Miałem sen...
- I po to do mnie przyszedłeś? - wydawała się lekko poirytowana.
- To nie był zwykły sen. Członkowie jednej watahy mogą porozumiewać się między sobą telepatycznie. - wziąłem głębszy oddech - Otrzymałem ostrzeżenie, że zaczęto polowanie,... na ciebie... - dodałem z wahaniem.
- Co?! Dlaczego?
- Jesteś... dla mnie kimś bliskim. - uciekłem spojrzeniem gdzieś w bok - Przyjaciółką... Rico, to wilkołak, z którym walczyłem. Chce mnie zmusić do powrotu.
- Więc zamierza urządzić polowanie. - w ciemności korytarza dostrzegłem przebiegły uśmiech na twarzy Codik.
- Nie lekceważ ich! - powiedziałem z naciskiem - Wolałbym, żebyś nie poruszała się poza Akademią samotnie. W szczególności omijaj las! Mogą próbować przeniknąć na teren szkoły.
- Akademia jest dobrze chroniona. - wydawała się niezwykle spokojna.
- Jakoś nikt nas nie zatrzymał przed wkroczeniem do lasu. Poza tym mogą udawać nowych uczniów.
- Innymi słowy, zamierzasz mnie niańczyć. - spytała rozbawiona.
- Nie ująłbym tego tak...
- Więc jednak. Nie martw się Sow. Jestem Nocnym Łowcą i potrafię o siebie zadbać, a teraz wracaj do szpitala, nim zrobią raban.
- Dobrze, ale obiecaj mi, że będziesz ostrożna. - nie dawałem za wygraną.

<Codik?>

wtorek, 13 maja 2014

Od Codik (Resz)

Poszłam do pokoju. Zastanowiłam się co mogę robić, w końcu jutro sobota, czyli lekcji odrabiać nie musiałam, bo po co? Jest jeszcze sobota, kujonem przecież nie jestem...
Spojrzałam na laptopa, zmarszczyłam na chwilę noc, w zasadzie co innego mogłam robić? Może ktoś znajomy jest na chacie? pomyślałam i usiadłam na krześle przy biurku.
Jak zwykle laptop zamulił już na samym początku. Gdy się włączył zobaczyłam mocno zawaloną skrzynkę, Nie sądziłam, że aż tylu ludzi za mną tęskni... pomyślałem żartobliwie bo wiedziałam, że to głównie prośby abym znów zrobiła coś na blogu. Miałam tego dość, zerknęłam na chata, aktywny był jedynie mój brat...
"Hej, co ty robisz o tej porze?" zaczęłam konwersację, z braku laku leprze gadanie z nim niż nudzenie się.
"Szukam szczęścia.." zażartował
"Tu goi raczej nie znajdziesz..."
"Zauważyłem"
"Gdzie jesteś?"
"W tym samym miejscu co ty..."
" W akademii?" zaskoczył mnie, zapierał się, że za ni cholerę tu nie dołączy...
"Dobra... ja spadam... może się kiedyś na korytarzu złapiemy..."
"Okej... pa"
Zamknęłam laptopa wciąż przetrawiając to co usłyszałam. Położyłam się na łóżku i patrzyłam jak głupia w sufit.
Nagle poczułam coś czego nie mogłam opisać. Coś mnie tknęło, aby wyjść na korytarz. Nie wiem czemu, ale po prostu to zrobiłam. Zauważyłam, że ktoś stoi przy schodach. Szybko rozpoznałam już znajomą mi postać.
- Co ty wyrabiasz!? Wracają do skrzydła szpitalnego! - syknęłam do niego zamykając pokój.

<Sow?>

Od Sow'a

- Liczę, że wcześniej, niż później. - puściłem do niej oko.
Przegadaliśmy, śmiejąc się jeszcze jakieś pół godziny, nim pielęgniarka nie wyprosiła Codik za drzwi.
- Zobaczymy się jutro. Może, jak znajdę czas. - uśmiechnęła się szeroko i już jej nie było.
Przewróciłem się na plecy i podłożyłem rękę pod głowę. Co można robić w szpitalu, żeby nie umrzeć z nudów? Myśleć o czymś lub spać. Zdecydowanie wolałem to drugie. Niestety jak na złość Morfeusz postanowił wziąć sobie wolne. Zamknąłem oczy, prawie natychmiast pod powiekami ujrzałem znajomą postać.
- Ogarnij się Sow. - wymamrotałem do siebie gniewnie.
Bez towarzystwa Codik, zniknął gdzieś cały dobry humor. Wreszcie zmorzył mnie sen. Niestety nie nie przyniósł ukojenia od bólu rannej nogi. Śniłem o polanie, gdzieś pośrodku nieznanego lasu. Stałem sam w wysokiej trawie, a wokół dostrzegałem wiele świecących ślepi. "Źle wybrałeś, Sow...", "Zdradziłeś Watahę!", "Poniesiesz słuszną karę...". Gdzieś na granicy słyszalności rozbrzmiał złośliwy śmiech. Wilki zbliżyły się do granicy polany. Słabe światło księżyca pozwoliło mi rozpoznać poszczególnych członków stada. Jeden wyjątkowo duży osobnik podszedł do mnie i zatrzymał się w odległości kilku metrów.
- Mam dla ciebie wyjątkową niespodziankę, Sow. Pamiętasz stare czasy?
- Uciekaj, to pułapka! - na polanę wbiegła Codik.
- Jeśli ją skrzywdzicie Roco...! - warknąłem gardłowo
- Zabawimy się w małe polowanie... - zaśmiał się złowieszczo.
Dziewczyna dobiegła do mnie, ciężko dysząc.
- Zabawa właśnie się rozpoczęła. Pamiętaj o tym Sow...
Usiadłem gwałtownie na łóżku, a w umyśle wciąż rozbrzmiewały słowa wilkołaka. Codik była w niebezpieczeństwie, a sen stanowił ostrzeżenie... Bez namysłu wstałem z łóżka i jęknąłem dotykając zranioną nogą zimnej podłogi. Kulejąc, opuściłem szpitalne skrzydło. Na szczęście pielęgniarki na nocnej zmianie oglądały telewizor w pokoju na końcu korytarza. Z trudem dostałem się na drugie piętro. Gdzie może być pokój Codik? - myślałem zdenerwowany. Czas uciekał, musiałem ją ostrzec!

<Codik? ktoś na ciebie poluje...>

Od Codik (Resz)

Jedna z pielęgniarek podeszła do nas i posadziła Sow'a na wózek.
Szłam nieco za nim.Pielęgniarka pomogła Sow'owi wdrapać się na przedostatnie łóżko, ja stała z boku i się przyglądałam, jak to ja, nic nie robię kiedy nie czuję takiej potrzeby czy też konieczności.
Starszy pan w kitlu opatrzył Sow'a, w zasadzie największym problemem była noga, tak poza tym tylko siniaki i zadrapania.
Kazano mi na trochę wyjść, skrzywiłam się lekko, ale wyszłam. Poczekałam na korytarzu do czasu gdy pozwolono mi wejść. Podeszłam do Sow'a i usiadłam na taborecie stojącym obok.
- To jak się czujesz kaleko? - uśmiechnęłam się.
- W zasadzie całkiem nieźle. - odwzajemnił uśmiech.
- Kiedy cię wypuszczą z tego a'la kicia? - zażartowałam.
- Nie mam pojęcia, może zrobię tak jak ty i sobie po prostu wyjdę?
Zaśmiałam się, Sow dołączył do mnie po chwili.
- Ale tak na poważnie, to kiedy wychodzisz?
- Serio nie wiem... - położył głowę na poduszce i spojrzał w sufit. - mam nadzieję, że za niedługo.
- Ja też, nudno mi będzie po lekcjach - uśmiechnęłam się do niego
- Zawsze możesz mnie odwiedzić. - spojrzał na mnie
- Jak będzie mi się chciało... to wpadnę...

<Sow? Sry, że krótkie :P >

Od Sow'a

- Dziękuję za zaufanie. - uśmiechnąłem się krzywo - Aaa....! - syknąłem z bólu, upadając na zdrowe kolano.
- W porządku? - Codik nachyliła się nade mną zmartwiona.
- Jasne, wszystko w najlepszym porządku.
- Pomogę ci kaleko.
Sprawnie zarzuciła moje ramię nad własną szyją i zdrową ręką przytrzymała moje plecy, bym nie upadł.
- Jesteś ranna, nie powinnaś się nadwyrężać. - próbowałem protestować.
Nie sądziłem że w tak niepozornym ciele drzemie wielka siła. Co tu ukrywać, ważyłem sporo...
- Marudzisz jak stara baba... - kątem oka dostrzegłem na jej twarzy niewielki rumieniec.
Sam czułem się nieco... zawstydzony... W zamyśleniu trąciłem ręką jej chore ramię.
- Ach! Uważaj trochę! - Wybacz... - powiedziałem cicho, patrząc gdzieś w bok.
Wreszcie dowlekliśmy się do skrzydła szpitalnego.
- Lekarz ucieszy się na nasz widok. - powiedziałem z przekąsem.
Jak na zawołanie w drzwiach stanął starszy pan w kitlu, ten sam, który leczył Codik.
- Znowu wy...? - sapnął rozżalony.

<Codik? Będziesz mnie odwiedzać?>

niedziela, 11 maja 2014

Od Codik (Resz)

Nie pytałam o nic, wiedziałam, że i tak mi nie odpowie... albo zrobi to nieszczerze. Ruszyliśmy bardzo powoli. Sow kulał przez co nie mogliśmy iść szybciej.
- Szkoda, że nie da się jakoś tam prze teleportować - pomyślałam na głos mamrocząc pod nosem.
- Fajnie by było - uśmiechnął się
Jak zawsze wszystko słyszał, nie dało się szeptać ni nic, zawsze usłyszy. Uśmiechnęłam się przelotnie.
- Dobrze, że nie odeszliśmy za daleko bo droga trwałaby dłużej... - odparłam - i bardziej by bolesna dla ciebie... - dodałam po chwili mrucząc.
- Bez przesady, aż tak nie boli - tak jak ja nie przyznawał się do swoich słabości i bólu.
- Nie wcale - uśmiechnęłam się.
- No, wcale - odwzajemnił uśmiech.
Polubiłam go. Rzadko się to zdarzało, mało kto zasługiwał także na miano mojego przyjaciela. Sama sobie się dziwiłam, że tak szybko nazwałam go przyjacielem.
- Nad czym tak myślisz? - wyciągnął mnie z zamyśleń.
- Nad niczym... - odparłam szybko - tak jakoś...
- Zagadkowa jesteś - uśmiechnął się.
- No jasne, i tak wiesz o mnie więcej niż kto inny - odparłam dość nieśmiało co nie było za bardzo w moim stylu.

<Sow?>

Od Sow'a

Obaj walczyliśmy zajadle, jednak Rico mimo większych rozmiarów był znacznie mniej wytrzymały. Polegał głównie na własnej sile, przez co męczył się zacznie szybciej. Po opuszczeniu Watahy wiele lat spędziłem samotnie. Życie nauczyło mnie przebiegłości i sprytu, co wykorzystałem przeciwko drugiemu wilkołakowi. Niespodziewanie kątem oka dostrzegłem ruch na skraju polany. Domyśliłem się czyja postać stała oparta o pień drzewa. Za wszelką cenę starałem się zając uwagę Rico, by nie dostrzegł dziewczyny. Wreszcie skrwawiony przeciwnik odskoczył ode nie, ciężko dysząc.
- Tym razem wygrałeś Sow, tym razem... - uśmiechnął się dziwnie i pomknął w stronę lasu, na szczęście w przeciwnym kierunku do miejsca, gdzie stała Codik. Ogień w moich żyłach wygasł prawie całkowicie, więc bez większych problemów przybrałem ludzką postać. Kulejąc mocno na prawą nogę, zdołałem dojść do dziewczyny.
- Co tu robisz, przecież powiedziałem wyraźnie... - wysapałem.
- Martwiłam się o ciebie! - powiedziała z wyrzutem.
- To było niebezpieczne! Mógł cię zranić albo...
- Nie jestem taka bezbronna. - w za dużej bluzie wyglądem przypominała naburmuszone dziecko.
Musiałem sobie przypominać, że należy do gatunku Łowców i nawet ranna może być bardzo niebezpieczna.
- Cieszę się, że jesteś cała.
- Przecież nic mi nie jest. O co walczyliście?
- To już nie ważne. Obiecaj mi tylko, że będziesz na siebie uważać.
Spojrzała na mnie podejrzliwie. W niedalekiej przyszłości zamierzałem powiedzieć jej o wszystkim, ale jeszcze nie teraz.
- Wracajmy do Akademii.

<Codik?>

Od Codik (Resz)

Siedziałam na trawie patrząc jak Sow znika mi z pola widzenia.
Tak normalnie bym za nim poszła jednak nie wiedziałam, czy na pewno tego chcę. Siedziałam wpatrzona w miejsce w którym  straciłam z oczu przyjaciela. Teraz byłam już pewna, że mogę go tak nazwać.
Zimny podmuch wiatru sprawił, że w zasadzie zostałam wygoniona do akademii. Zamknęłam drzwi na klucz i podeszłam do okna. Patrzyłam w to samo miejsce co poprzednio. Zastanawiałam się, kiedy wróci.
Znów zaczęło wiać, naciągnęłam na siebie bardzie bluzę od Sow'a.
Nagle do moich uszu dobiegło ogłuszające wycie, pamiętałam je z poprzedniej nocy, Sow. Stanęłam na środku pokoju kłócąc się z samą sobą czy mam iść czy powinnam zostać.
W końcu wyszłam z pokoju, pamiętając o tym by go zamknąć. Zbiegłam po schodach i poszłam w tym samym kierunku co on, nie biegłam... nie mogłam, ramię mi nie pozwalało.
Szłam przez las, nie wiedząc gdzie mam iść. Stwierdziłam, że muszę iść prosto.
Miałam nadzieję, że mój wybór nie doprowadzi do tego, że się zgubię, nie chciałam aby później znalazł mnie on, lub ktoś inny... co gorsza ktoś inny.
Nie wiem czemu, ale miałam wrażenie, że ktoś za mną idzie. Odwróciłam się gwałtownie, ciemność i nic więcej, zmarszczyłam brwi, wiedziałam, ze coś tam jest ale nie chciałam się cofać.
Szłam dalej, znów słysząc za sobą kroki. Chwyciłam miecz i powoli zaczęłam go wyciągać, wiedziałam ,że teraz będzie gorzej, ramie nie pozwalało mi na wszystko, byłam ograniczona.
Odwróciłam się wyciągając miecz i rozglądając się.
W ciemności odznaczała się jedynie para dwóch przeszklonych oczu, pozbawionych źrenic i tęczówki.
Zacisnęłam mocniej dłonie na mieczu. Bruxy są szybkie, i zwinne, jednak głupie, pomyślałam Może uda mi się ja wyprowadzić w pole? podczas gdy ja myślałam stwór się zbliżał, a ja powoli cofałam, krok za krokiem, aby utrzymać tą samą odległość między nami, pamiętałam też, aby nie zrywać kontaktu wzrokowego, miałam nadzieję, że to choć odrobinę poprawi moją sytuację.
Usłyszałam coś jakby walkę. Słyszałam gardłowe pomruki i odgłos uderzanego ciała. Walka toczyła się tuż za mną. Powoli cofałam się w jej kierunku po czym obróciłam się i pobiegłam przed siebie.
Szybko rozpoznałam teren, zaledwie dwa dni temu byłam tu z Sow'em gdy tylko go poznałam.
Słyszałam jak Bruxa biegnie za mną. Dostałam się na polanę, na której zobaczyłam dwa wilkołaki, Sow i zapewne ten, którego słyszałam w parku za akademią. Oparłam się o jedno z drzew zasadniczo modląc się, aby Bruxa nie miała odwagi tu przyjść.
Spojrzałam na Sow'a, widać było, że jest zajęty walką, tu pojawiło się też ziarno nadziei, że mnie nie zobaczy, jednak nigdy nic nie wiadomo.
Usłyszałam jak Bruxa stoi za drzewem o które się opieram, przymknęłam oczy. Nic... cisza jedyne co usłyszałam to kroki, stwór odszedł, zniechęcił go widok walczących wilkołaków. Kiedy otworzyłam oczy spostrzegłam, że Sow ukradkiem spojrzał w moją stronę. Od razu pomyślałam, że gdy tylko skończy walkę da mi do zrozumienia co zrobiłam i że nie powinnam. Pozostało mi czekać.

<Sow?>

Od Sow'a

- Podziwiam piękno natury. - wyszczerzyłem zęby w szerokim uśmiechu.
- Nie jestem owieczką, wilku. - pogroziła mi palcem.
- Ja tylko dostrzegam uroki tegorocznych kwiatów leśnych, zwłaszcza jednego... - nagle zamarłem w pół słowa.
Gdzieś w oddali rozległo się donośne wycie. Oboje nadstawiliśmy uszu.
- Znasz go? - Codik zdawała się być lekko spięta.
- Tak... - zacisnąłem pięści - Nie chodź za mną bez względu na wszystko!. - powiedziałem z naciskiem i zawyłem w odpowiedzi - Najlepiej wracaj do Akademii. - rzuciłem przez ramię, biegnąc w stronę lasu.
Szybko odnalazłem właściwą drogę obok szkoły, przez park przed zameczkiem i wreszcie las... Co pewien czas przystawałem, wdychając powietrze w poszukiwaniu właściwego zapachu. Drugiego wilkołaka spotkałem na łące. tej samej, gdzie razem z Codik natknęliśmy się na Kikimorę.
- Nie spieszyłeś się zbytnio. - stwór niedbale oparty o drzewo, spojrzał na mnie gniewnie - Czemu przychodzisz na spotkanie w ludzkiej postaci?!
- To nie twój teren Rico! Nie ty stawiasz warunki! - warknąłem gardłowo.
Poczułem narastający ogień w żyłach.
- Powinieneś cieszyć się z mojego przybycia. - powiedział spokojnie - Wataha cię potrzebuje.
A więc o to chodziło...
- Czyżby stary Ralph wyciągnął łapy?
- Mów o nim z szacunkiem! - wrzasnął, jednak szybko opanował gniew - Jesteś jego synem i powinieneś zająć należne ci miejsce.
- Zapomnij o tym Rico. Wiesz dlaczego odszedłem. Nie odpowiadały mi wasze metody!
- Od kiedy zżyłeś się z ludźmi? Zabili ci matkę! Dlaczego tak ich bronisz?! - rzucił z pogardą w głosie.
- Nigdy nie popierałem zabijania niewinnych! Doskonale pamiętam rzezie, jakie sprawialiście w wioskach, nie oszczędzając nawet kobiet i dzieci!
- Nie wiem skąd w tobie współczucie dla tych słabych istot. Pewnie dlatego zawsze wolałeś polować na zwierzęta w lesie. Teraz najważniejsze jest przetrwanie Watahy!
- Nigdy do was nie wrócę dobrowolnie i dobrze o tym wiesz Rico!
- Pamiętasz może Ekimmy i mały wypadek twojej przyjaciółki? - wilkołak uśmiechnął się przebiegle - Następnym razem może przydarzyć się jej coś gorszego...
- Nie mieszaj w to Codik!
- Więc mnie do tego nie zmuszaj...
Zawyłem ogłuszająco i przyjąłem postać bestii. Gniew i nienawiść do dawnego brata krwi przesłoniły mój umysł. Rzuciłem się na przeciwnika. W tej chwili liczyło się tylko jedno. Bezpieczeństwo mojej przyjaciółki...

<Codik? Zadbaj o colę i popcorn, bo będzie się działo >

Od Codik (Resz)

Spojrzałam na siebie uśmiechnęłam się lekko.
- Tak, jakby ktoś mi worek na ziemniaki narzucił - uśmiechnęłam się szerzej spoglądając na Sow'a - Dlaczego jestem taka niska- mruknęłam do siebie.
- Aż taka niska nie jesteś - uśmiechnął się do mnie
- Ta, akurat - skrzywiłam się. - Wspominałeś  coś o parku... - zmieniłam temat.
- Tak, chcesz tam iść?
- Czemu by nie - uśmiechnęłam się lekko - chyba, że jest blisko lasu to nie- zmarszczyłam brwi.
- Nie martw się.
Zaczęliśmy schodzić powoli ze schodów, szłam nieco za Sow'em, gdyż jakoś nie kojarzyłam sobie parku za akademią, przed tak, za nie...
Wyszliśmy z budynku. Na niebie powoli pojawiały się gwiazdy. Szliśmy powoli, ja kilka kroków za nim.
- Daleko jeszcze? - zaczęłam nieco marudzić, gdyż moje ramię zaczęło pulsować.
Chciałam się już móc zatrzymać, usiąść lub stać, obojętnie, byle by już nie iść.
- Nie, w zasadzie to jesteśmy.
Rozejrzałam się, park jak każdy inny. Niestety, brakowało ławek. Usiadłam na trawie i odetchnęłam z ulgą.
Sow patrzył na mnie z uśmiechem.
- Co ci tak do śmiechu? - zapytałam unosząc lewą brew.

<Sow?>

Od Sow'a

Czego innego mogłem spodziewać się po Codik? Uśmiechnąłem się mimowolnie. Oboje zapatrzyliśmy się w odległy horyzont, tonąc we własnych myślach. Od pierwszego spotkania z dziewczyną, zaszły we mnie pewne zmiany. Przede wszystkim zacząłem się śmiać...
- Zamierzałem cię odwiedzić w szpitalu, ale byłaś szybsza. - wróciłem do rzeczywistości - Cały poranek i popołudnie spędziłem w bibliotece. To - wskazałem na owinięte bandażem ramię dziewczyny - spowodowała Ekimma...
- No tak, - przerwała mi - mogłam się tego domyślić po charakterystycznych objawach. To wampiry niższego rzędu, nie sądziłam, że występują w naszym lesie - powiedziała zamyślona.
- Szczerze, to nigdy wcześniej ich nie spotkałem. Nie zamienisz się chyba w wampira? - zapytałem z lekką obawą w glosie.
- Co? - roześmiała się serdecznie - Nie ma obawy. To dotyczy tylko przedstawicieli tego gatunku z wyższego rzędu. W dużej dawce jad Ekimmy jest zabójczą trucizną dla zwykłych śmiertelników.
- Słyszałem, że Nocni Łowcy są odporni na większość trucizn.
- Dzięki temu jesteśmy tak skuteczni. Dość tej teorii. Może przejdziemy się gdzieś? Tu jest dość chłodno. - Codik, rozmasowując zmarznięte ramiona, syknęła cicho - Przeklęta ręka...
Niewiele myśląc, zdjąłem bluzę i zarzuciłem dziewczynie na ramiona.
- Nie trzeba...
- Mam wyższą temperaturę ciała niż ludzie, a ty powinnaś dbać o zdrowie.
- Nic mi nie będzie. - uśmiechnęła się krzywo.
Chłodny wiatr sprawiał, że mimo ciepłej bluzy, Codik nadal drżała z zimna. Miałem ochotę ją przytulić i ogrzać, zamiast tego powiedziałem:
- Za szkołą jest niewielki park, chyba, że wolisz wejść do Akademii.
Ciekawe czy mocno bym oberwał, gdybym ją objął ramieniem . Na samą myśl kąciki ust powędrowały w górę.
- Śmiejesz się ze mnie Sow? - zapytała podejrzliwie.
- Jakbym śmiał. Do twarzy ci w tej bluzie. - puściłem do niej oko.


<Codik?>

piątek, 9 maja 2014

Od Codik (Resz)

Nie wiem czemu, ale słowa Sow'a jednocześnie mnie zaskoczyły jak i pocieszyły.  Uśmiechnęłam się na znak, że mu wierzę i ma rację, nie chciałam nic mówić bo bałam się, że palnę coś głupiego lub ( jak to czasem miałam w zwyczaju odpowiadać na takie teksty ) nawyzywam go od najgorszych, a tego nie chciałam, w końcu był moim kumplem... tak przynajmniej sądziłam. Kumpel, znajomy, przyjaciel, jak zwał tak zwał, był jednym z trzech i nie chciałam stracić tego poczucia.
Starszy pan w kilcie zabrał mnie do oddzielnej sali. Ostatnie co pamiętam to jego twarz w masce, potem zrobiło się ciemno.
Gdy się obudziłam znowu leżałam na łóżku szpitalnym, czułam się tak jakbym miała déjà vu, z tym szczegółem, że byłam zupełnie sama, a ramię mnie tak nie bolało.
Tak jak wtedy ( tak jakbym nie uczyła się na błędach... ) postanowiłam usiąść. Znów bolało, jednak tym razem było to do zniesienia. Usłyszałam jak zegar wybija piątą. Zmarszczyłam nos, o tej porze robiłam coś bardziej pożytecznego jak leżenie na łóżku szpitalnym.
Zabrałam z szafeczki swoje drobiazgi i wyszłam bez słowa. Ucieszył mnie fakt, że akurat nikogo nie było.
Poszłam na dzwonnice, odetchnąć choć świeżym powietrzem, gdyż stwierdziłam, że w najbliższym czasie las będzie miejscem typu sala na przeciwko dzwonnicy. Weszłam powoli po schodach, niespiesznie. Głównym powodem lekkiego ociągania się było ramię, każdy gwałtowniejszy ruch sprawiał mi ból.
Gdy wchodziłam na dzwonnice wyczułam, że sama nie będę, najwidoczniej nie tylko ja zechciałam sobie tu posiedzieć.
Przy oknie stał Sow. Podeszłam cicho i oparłam się o parapet nieco dalej od niego.
- Wypuścili cię? - zapytał spoglądając na mnie.
- Nie - uśmiechnęłam się - Sama wyszłam, nie czuję potrzeby siedzenia tam.

<Sow?>

Od Sow'a

- Jak się czujesz? - zignorowałem jej pytanie.
- Trochę boli mnie ręka. - powiedziała przez zaciśnięte z bólu zęby.
- Taa..., właśnie słyszałem. - wstałem z krzesła - Pójdę po lekarza.
Wiedziałem, że to twarda dziewczyna i za nic w świecie nie przyznałaby się do słabości. Udałem, więc, że nie słyszę cichego westchnienia "Nie trzeba, nic mi nie je..., ach...". Minutę później wróciłem ze starszym jegomościem w białym kitlu.
- Jak się czujesz panienko?
Codik zmarszczyła brwi wyraźnie poirytowana użytym zwrotem.
- Dobrze...
- Boli ją ramię, jest blada, ma przyspieszony oddech i wzrost temperatury. Chyba 38, jak się nie mylę. - oboje spojrzeli na mnie zdumieni - Ten typ tak ma... - westchnąłem.
Nie miałem zamiaru im tłumaczyć, że wilkołaki są wyczulone na tym punkcie podobnie jak psy i wilki. Lekarz tymczasem zbadał puls i temperaturę pacjentki, pokręcił głową.
Odwinął bandaż na ramieniu dziewczyny.
- Nie wygląda to dobrze. Zawiozę panienkę do sali zabiegowej, a ty chłopcze powinieneś wrócić do internatu i porządnie się wyspać.
- Nic mi nie jest, czy ktoś mnie słucha?!
- Dziewczyno, czy wiesz co pozostawiło tak paskudną ranę?! Miałaś dużo szczęścia, że uszłaś z życiem! - starszy pan zaczerwienił się gniewnie - Wy młodzi, myślicie, że można bezkarnie włóczyć się po tym lesie. Nie patrzcie tak na mnie, trzeba być idiotą, żeby nie domyślić się gdzie byliście!
Do sali wbiegła zaniepokojona pielęgniarka.
- Panie doktorze czy coś się stało?
- Zabieram tą młodą damę do sali zabiegowej. Proszę dopilnować, żeby młodzieniec trafił do internatu.
Oburzony lekarz przywiózł wózek inwalidzki z korytarza i pomógł Codik zająć miejsce. Nie obyło się bez kilku okrzyków bólu. Niestety starszy pan nie należy do delikatnych osób.
- Podbiegłem do niego i złapałem za kołnierz fartucha. Moje oczy przybrały wilczy wygląd.
- Niech pan na nią uważa! - warknąłem cicho.
Lekarz poczerwieniał ze złości, ale nie powiedział ani słowa. Przyklęknąłem przy dziewczynie i dotknąłem jej zdrowej ręki.
- Wszystko będzie dobrze Codik.

<Codik?>

czwartek, 8 maja 2014

Od Codik (Resz)

Nie chciałam aby Sow zabierał mnie do skrzydła szpitalnego. Dokładnie znałam tą drogę i dobrze wiedziałam, że tam mnie zabiera. mimo tego nie protestowałam, nie wyrywałam się... nic... choć szczerze powiedziawszy miałam taką ochotę, po prostu już brakło mi sił.
Poczułam jak oczy same mi się zamykają. Stwierdziłam, że tak będzie nawet lepiej, zasnę i będzie okej po prostu rano obudzę się w skrzydle szpitalnym i będę miała wszystko gdzieś, zero prawienia morałów na sen.
Poddałam się więc i zasnęłam, nie wiedziałam kiedy dotarłam do skrzydła i co się tam dalej działo.
Obudziłam się w białym pokoju, ramię rwało mnie niemiłosiernie, a wczoraj ledwie co bolało.
Spróbowałam usiąść, czego od razu pożałowałam, gdyż ramie zabolało mnie tak jakby mi ktoś łamał kość. Teraz zaczęłam się zastanawiać z czym wczoraj walczyliśmy.
Rozejrzałam się, z początku nikogo nie widziałam, wszystkie łóżka wolne, jednak po chwili moją uwagę przykuł kształt drzemiący na krześle niedaleko mnie. Sow. od razu go poznałam, zastanowiłam się czemu tu został, czemu nie poszedł do siebie.
Znów próbowałam wstać, tym razem nie udało mi się powstrzymać jęku. Rozległ się echem po sali.
- Wszystko ok? - zapytał zaspany Sow
- Czemu nie poszedłeś do siebie? - zapytałam zdławionym głosem

<Sow? Sry... brak mi weny >

Od Anastasi (Any)

Pokazał mi swoje zdjęcie z dzieciństwa. Przyznam, słodkością w tym wieku nie grzeszył.
-Cóż. Tego nie powiedziałam. Ale już na pewno brzydkim kaczątkiem nie jesteś patrząc na te zdjęcie.- zaczerwieniłam się.
On dobrze widział co myślę o jego wyglądzie. Pytanie było niepotrzebne. Rozmowa rozwinęła się. Przy stoliku spędziliśmy ponad dwie godziny.
-Dość późno się zrobiło, chyba już pójdę.
-OK. To do jutra.- pożegnał mnie ze zmęczeniem. Nie dziwię się, że był zmęczony. Mało kto wytrzymuje ze mną kilka godzin pod rząd. W drodze do pokoju wyjrzałam przez okno.
Postanowiłam jeszcze pójść się wywietrzyć na parę minut. Spacerując usłyszałam dziwny szelest w krzakach. Nie miałam ochoty na żaden spór bo byłam śpiąca. Odleciałam pod drzwi akademii. Pobiegłam truchtem do pokoju, położyłam się na łóżko i zapadłam w glęboki sen. Rano po umyciu twarzy skojarzyłam, że mam zajęcia. Popędziłam ile sił w nogach na trzecią lekcję. Po bardzo nużących zajęciach udałam się do kawiarenki. Zauważyłam tam siedzącego samotnie Neill'a. Zauważył mnie i się roześmiał. Podeszłam do niego lekko zdziwiona.
-Czego tak wczoraj się wystraszyłaś? Jestem aż tak przerażający? - zaśmiał się
-To byłeś ty?! Byłam zmęczona i Cię nie poznałam.- uśmiechnęłam się.
-A czemu tam byłeś?- zapytałam z czystej ciekawości.

<Neill?>

Od Sow'a

Rzuciłem się na stwora z pazurami i paszczą pełną ostrych zębów. Nie przeczę, że całkowicie dałem się ponieść wewnętrznej bestii. Zanim oczy zaszły czerwoną mgłą, zauważyłem jak Codik obrywa w ramię. Potem wszystko zatonęło w szkarłacie. Z szału wybudziły mnie dopiero słowa dziewczyny:
- Jak ci poszło?
Rozejrzałem się lekko zdezorientowany. Moje łapy ociekały czymś lepkim. Niestety widok stwora również nie przedstawiał się najlepiej. Powinienem był bardziej się kontrolować...
- Dobrze. Teraz muszę zadbać o higienę, bo jeszcze ktoś skończy z zawałem na mój widok.... - powiedziałem z przekąsem.
Na szczęście nieopodal płynął niewielki strumyk. Doprowadziłem się do jakiego, takiego stanu używalności.
- I jak? - rozłożyłem szeroko ramiona i wyszczerzyłem paszczę w upiornym uśmiechu.
- Czerwonego Kapturka raczej nie przestraszysz. - dziewczyna cicho zachichotała - Lepiej wracajmy. Robi się późno.
- Myślałem, że nie wracasz do domu przed 22. - nagle przypomniałem sobie o ramieniu Codik - Jak się czujesz?
- To nic. - machnęła dłonią, zaciskając przy tym zęby.
- Oczywiście. Pozwól, że odprowadzę cię do domu. - nie bacząc na protesty, wziąłem delikatnie dziewczynę na ręce i pomknąłem przez gęsty las w stronę szkoły. Do skrzydła szpitalnego było już blisko.

<Codik?>

środa, 7 maja 2014

Od Codik (Resz)

Nie często angażowałam się w bez uzasadnione walki, jednak tym razem, ochoczo wzięłam w tym udział.
Ruszyłam pierwsza, powolnym krokiem, ociągając się nieco, aby zaskoczyć stwora. Z resztą nie czułam powodu do pośpiechu, nie chciałam się szybko zmęczyć.
W cieniu trudno mi było zorientować się z czym mam do czynienia, jednak ta myśl mocno mnie nie nękała, stwór to stwór, po co mam je klasyfikować?
Słyszałam jak za mną równie powoli idzie Sow. Gdy byliśmy na tyle blisko że mieliśmy stwory na wyciągnięcie ręki, wyjęłam miecz jeszcze bardziej i wbiłam go w udo jednego ze stworów. Zawył tak, że słuch odbierało. Poczułam jak z jednego coś wypływa. Przyłożyłam dłoń do ucha. Lepka ciemna maź, od razu dało się ją poznać.
To coś mocno mnie tym zdenerwowało. Zacisnęłam dłoń mocniej na mieczu i skinęłam do Sow'a że zabawa może się już zacząć.
Sow skoczył na drugiego, ja się zajęłam tym, którego dźgnęłam w nogę. ulał, już nie był tak sprawny, więc miałam przewagę.
Starałam się trafiać celnie, jednak każdy ruch sprawiał mi ból. Przeklęte ucho! warknęłam w myślach. Jakby tego było mało, wystarczyła ta chwila dekoncentracji, aby stwór mógł mnie drasnąć. Niby nic, drobna rana na ramieniu. Zamachnęłam się po raz kolejny, tym razem z dobrym efektem. Trafiłam go pod żebrami, zawył niemiłosiernie, przytknęłam dłonie do uszu. Stwór padł na ziemię. Uśmiechnęłam się widząc efekty jednego celnego trafienia. Mój towarzysz również rozprawił się ze stworem. Uśmiechnęłam się do niego.
- Jak ci poszło?

<Sow?>

wtorek, 6 maja 2014

Od Sow'a

Przez chwilę przyglądałem się Codik z uwagą. Wreszcie rozdziawiłem paszczę w szerokim uśmiechu, ukazując białe kły. Postronny obserwator pewnie nie uznałby tego za uśmiech...
- Nudzi ci się?
przytaknęła ze śmiechem.
- Widzę, że nie tylko ja potrafię odgadywać czyjeś myśli. - mrugnęła porozumiewawczo.
- Masz ochotę na małą przejażdżkę? Niedaleko widziałem ślady zagubionego stworzonka. Może warto mu pokazać drogę do domu.
W odpowiedzi dziewczyna poklepała miecz przypięty do pasa.
- Wskakuj, tak będzie szybciej. - domyślałem się, że jej wzrok w ciemności nie jest tak czuły jak mój. Bez trudu posadziłem lekką Codik na barkach i pomknąłem przez las.
Wybierałem takie ścieżki, by niskie gałązki zbytnio nie przeszkadzały w podróży.
Cieszyłem się z towarzystwa, zwłaszcza Codik. Perzy niej mogłem być sobą. Na tle czarnego nieba dostrzegłem znajomy kształt. Nocną ciszę przerwało głośne krakanie.
- Moja przyjaciółka wskaże nam drogę. Wygodnie ci?
- Myślałam, że potrafisz biegać szybciej. - dziewczyna odpowiedziała znudzonym głosem.
Wiedziałem, że tylko się ze mną drażni. Zawyłem głośno i przyspieszyłem bieg. Wyczułem zapach potwora.
- Jesteśmy już blisko.
Wreszcie dotarliśmy na miejsce. Przed nami w zaroślach zalśniły wrogie oczy.
- Mamy szczęście, przyprowadziła koleżankę. - usłyszałem szept Codik i cichy odgłos, kiedy zeskoczyła na ziemię - To jak, zaczynamy zabawę?
Jej ostrze zalśniło w słabym świetle księżyca.

<Codik?>

Od Xavier'a (Xav'a)

Spacerowałem po budynku akademii. Zwiedzałem sobie nowe środowisko, w którym aktualnie miałem mieszkać. Rodzice powiedzieli, że to miejsce jest w sam raz dla mnie, no bo skoro Codik jest tu dobrze to czemu mi miałoby być źle? Byłem na najwyższym poziomie. Spodobała mi się dzwonnica. Kruki od zawsze mnie fascynowały, a taka ich ilość w jednym miejscu, sprawiała, że czułem się jak w niebie. Stwierdziłem, że to chyba będzie moje ulubione miejsce.
Zszedłem na dół, do swojego pokoju. Stwierdziłem, że pora aby się urządzić.
Pokój był raczej w moim stylu. Ciemne kolory. Granat podchodzący pod czerń, mój ulubiony kolor... zaraz po czarnym. Nie był on jakiś tam znowu mocno wyposażony.
Jedna szafa, łóżko, szafka nocna, biurko i komódka.
- Idealnie - mruknąłem
Nie lubiłem rozpusty, taki skromny wystrój mi pasował. Wyjąłem laptopa i położyłem go delikatnie na biurku, tuż pod lampką, którą teraz zauważyłem. Na szafkę nocną położyłem kilka książek, resztę ułożyłem na komodzie. Wyjąłem z torby ciuch na jutro i piżamę, a potem rzuciłem ją do szafy. Ciuch wybrany na następny dzień włożyłem do szuflady komody po czym rozejrzałem si po pokoju. Stwierdziłem, że nie widać nawet, że tu przybyłem. Spodobało mi się to.
Nie tracąc czasu zeszedłem niżej by zapoznać się z resztą budynku.
Znalazłem się na dole, rozejrzałem się. Ujrzałem kafejkę, od dawna miałem zamiar coś zjeść. Skierowałem się więc tam. Miałem pecha, gdyż miejsc było mało, a praktycznie wszystkie zajęte.
Stanąłem przy jakimś stole, przy którym było miejsce i tylko jedna osoba.
- Mogę się dosiąść? - zapytałem głucho

<Ktoś?>

Do Alexander'a (Alex'a)

-Widzę jesteś zdeterminowana aby nauczyć się strzelać - spojrzałem na nią.
Zrobiła lekko zirytowaną minę.
Podszedłem blisko po czym stanąłem za aby pokazać jej pewien mały trik.
-Kiedy strzelasz.
Dotknąłem jej ręki i położyłem na cięciwę.
-Rób to na wydechu wtedy nie drżą ręce.
Strzał wbiła się w sam środek tarczy. Anabella gwałtownie odsunęła się ode mnie.
-Tak to chyba skuteczny sposób.
Cały czas wpatrywała się w ziemie.
Usiadłem na ławce.
-Więc co jesteś Łowcą.
-I muzą.
Dodała pospiesznie.
-Słyszałem że,głos muzy jest niesamowicie piękny jak i śmiercionośny.
-Nie działa na wampiry...
Dodała ociągle spoglądając na tarczę.Trafiła idealnie.
-Jestem niezłym nauczycielem.Jest późno ale może chciałabyś się przejść?
(Anabella ?)

Od Codik (Resz)

Stałam dalej patrząc na horyzont, nie miałam zamiaru go zatrzymywać, nie czułam potrzeby. Zaczęłam rozmyślać o przeszłości, już po chwili doszło do mnie, że znów robię ten głupi błąd. Po policzku spłynęła mi łza, nie znosiłam tego. Zbiegłam po schodach i wpadłam do pokoju rzucając się na łóżko i oddając się emocjom, jakie się we mnie kłębiły. Z oczu spływały falami gorzkosłone łzy.
Gdy w końcu się uspokoiłam podeszłam do biurka i wyjęłam zeszyt na którym dużymi literami widniała nazwa mojej rasy. Otworzyłam na drugiej stroni, znalazłam tam opis znaku, którego dawno nie używałam... znak zapomnienia... marzeniem było go użyć, jednak nie chciałam zapomnieć ostatnich dni, ludzi których poznałam. Nie o chciałam zapomnieć... nie to...
Odeszłam od biurka i stanęłam przy oknie zerkając na horyzont. Do moich uszu dobiegło wycie, od razu skojarzyło mi się to z Swo'em.
Zabrałam cieplejszą bluzę i zrobiłam to co on, wyszłam się przewietrzyć. Co prawda on latał po lesie, ja jednak miałam zamiar pospacerować w około akademii.
Przy chyba piątym okrążeniu stwierdziłam, że zaczyna mnie to nudzić. Zerknęłam w stronę lasu.
W zasadzie czemu nie? pomyślałam, Przecież nic mi nie będzie. sprawdziłam czy mam swój miecz, jak zawsze był dobrze przymocowany do pasa tuż obok steli.
Skierowałam się w stronę ciemnego lecz kuszącego lasu.
Szłam powoli, nie spiesząc się. Miałam skrytą nadzieję na spotkanie kikimory czy też bruxy. Szłam coraz głębiej, nawet ja jeszcze się tu nie zapuszczałam, jednak nie bałam się, szłam dalej z uśmiechem nie zważając na to co może czaić się za każdym drzewem lub na nim... lub też pod nim.
Usłyszałam coś, odwróciłam się dość gwałtownie. Nic... sama czerń. Usiadłam pod drzewem i przymknęłam nieco oczy. Usłyszałam ponownie to samo.  Otworzyłam jedno oko, przed sobą ujrzałam oczy. Świat był nieco rozmazany, dlatego nie mogłam określić koloru, aby poznać z czym mogę mieć do czynienia. Gdy otworzyłam drugie oko ujrzałam wie pary oczu o dwóch kolorach. Uśmiechnęłam się.
- Hej Sow - cisza... zastanowiłam się chwilę - Nie śledziłam cię - zmarszczyłam nieco czoło - wyszłam na spacer - uśmiechnęłam się.
Z nie wiadomych powodów sytuacja mnie bawiła.

<Sow?>

Od Annabelli

- Jestem Anabella. Co do nauki walki na miecze to uczył mnie ojciec, a co do strzelania z łuku, próbował mnie uczyć.
Z zadowoleniem spojrzałam na chłopaka. Wcześniej bałam się tej walki i przegranej, która mogła za nią iść. Cieszyłam się z wygranej, znowu ta duma, która mnie dopadała jak nieznośna choroba. Spojrzałam na chłopaka. Jakoś nie zbyt przejmował się moim zachowaniem. Stał i przyglądał się mi. Teraz każdy patrzył na mnie z zaciekawieniem. Zajęcia się skończyły. Wszyscy wyszli z sali, pozostałam tylko ja. Planowałam poćwiczyć strzelanie z łuku. Strzelanie wciąż było taką trochę czarną magią, ale już szło mi nie najgorzej ( pomijając to że mało nie trafiłam w człowieka ). Nawet nie zauważyłam że ktoś jeszcze został w sali. W sumie jakoś mnie to nie ciekawiło. Przecież sala jest dla wszystkich, więc mógł tam być ktoś jeszcze - pomyślałam, gdy dostrzegłam postać.
<Alex?>

poniedziałek, 5 maja 2014

Od Sow'a

Oparłem się o murek odgradzający dzwonnicę od przepaści w dole. Tuż obok mnie usłyszałem znajome krakanie.
- Khun. - ucieszyłem się na jej widok i musnąłem czarne, aksamitne pióra - Codik cieszę się, że twoje zdolności są ograniczone. - ugryzłem się w język - Nie to chciałem powiedzieć.... - dodałem pospiesznie.
- Spokojnie. Wiem o co chodzi. - dziewczyna podeszła do mnie - Nie martw się o swoje tajemnice, są bezpieczne. - delikatnie dotknęła mojej przyjaciółki.
Kruk łypnął na nią czarnym oczkiem, ale nie poruszył się.
- To dziwne, nigdy nie pozwalała dotykać się obcym. - powiedziałem lekko zaskoczony.
- Nie jestem dla niej obca. - szepnęła tajemniczo.
Oboje w milczeniu obserwowaliśmy horyzont. Gdzieś w oddali usłyszałem wycie. Westchnąłem cicho, a dziewczyna rzuciła mi pytające spojrzenie, jednak nie odezwała się ani słowem. Zwiesiłem ramiona, nie miałem ochoty z nikim dzielić się swoimi marzeniami. W sercu budziła się bolesna tęsknota za lasem, zapachem rosy na liściach, żywicy, znajomych odgłosów.
- Tęsknisz za tym? - zapytała, jak zwykle nieomylnie odgadując moje myśli.
- Tak... - wyszeptałem - Muszę iść.
Odwróciłem się i skierowałem w stronę schodów. Codik nie próbowała mnie zatrzymać, czy choćby towarzyszyć i za to byłem jej wdzięczny. Po kilku minutach znalazłem się sam w lesie. Niedługo zacznie się ściemniać. Tym lepiej, nie powinienem o tej porze spotkać tu nikogo z uczniów szkoły. Przeobraziłem się w bestię i z lubością wciągnąłem zapachy, wsłuchałem się w odgłosy żyjącej przyrody. Na koniec zawyłem do zachodzącego słońca i pobiegłem przed siebie. Wilk - moja prawdziwa natura - domagał się swoich praw. Byłem szczęśliwy, mogąc swobodnie poruszać się po lesie i cieszyć otaczającą mnie naturą. Wreszcie lekko zdyszany zatrzymałem się pod wielkim drzewem. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nie jestem sam...

<Codik?>

niedziela, 4 maja 2014

Od Codik (Resz)

Wyszłam z lekcji z lekkim uśmiechem. Cieszyłam się, że już mam spokój... że będę mogła pójść do siebie i zająć się swoimi sprawami. Niestety... jak zwykle moje plany szybko legły w gruzach.
Gdy wchodziłam po schodach usłyszałam za sobą jak ktoś mówi moje imię. Odwróciłam się. Dostrzegłam Sow'a który szedł w moją stronę. Przystanęłam na pół piętrze by nie torować drogi innym.
- Hej - odparłam dość niemrawo - Masz do mnie jakąś sprawę? - wyczuwałam to... rzadko się zdarzało, aby ktoś zawracał mi głowę po lekcjach bez powodu.
- W zasadzie tak - przyznał. Przynajmniej szczery, pomyślałam.
- Chodź. - zaczęłam wchodzić wyżej, na dzwonnice.
Wiedziałam, że Sow idzie za mną. Byliśmy już na trzecim piętrze. Drzwi od dzwonnicy jak zawsze były uchylone i jak zawsze słychać było skrzekliwe krakanie kruków.
Stanęłam przy oknie i wyjrzałam na zewnątrz.
- No... mów - odparłam nie spoglądając na niego - Co chcesz wiedzieć?
- Nie wiem jak to określić...
- To może będę zgadywać? - odwróciłam się do niego i uniosłam prawą brew.
Nie odpowiedział. Siedzieliśmy chwilę w ciszy. Zastanawiałam się nad pytaniami.
- Chodzi o to skąd wiedziałam jak wyglądasz? - kiwnął przecząco - Hm... - przyjrzałam się mu.l wyglądał na nieco zmartwionego. Tak wygląda ktoś kto nie chce by coś wyszło na jaw. - Chodzi o twoje tajemnice? - Jego twarz zastygła. Strzał w dziesiątkę, pomyślałam - Nie martw się, tego nie potrafię. Nocni Łowcy umieją znaleźć prawdę w fikcji. Na przykład niektóre z akademii takich jak ta, są pod tarczą magiczną aby śmiertelnicy nic nie widzieli, niekiedy tacy jak ty nie widzą tego, ja zawsze dojrzę to co jest skryte pod magią, jednak nie umiem czytać w myślach, nie potrafię grzebać w czyjejś przeszłości, nie umiem poznać cudzych sekretów. Nie wiem czy to potrafi ktokolwiek, w każdym bądź razie, ja nie - wydawało mi się lub nie, ale chyba kamień spadł mu z serca, od razu się rozluźnił. Uśmiechnęłam się nieco.

<Sow?>

Od Neill'a

Usiedliśmy spokojnie,powoli popijając ciepłą herbatę.
-Ciężko mi mówić prawdę o sobie nigdy do końca nie zachowywałem się naturalnie.Gdy pokazywałem komuś swoją drugą twarz z reguł od razu uciekał w popłochu.Nie znam swoich rodziców wychowywała mnie babcia.Pewnego dnia w podstawówce niechcący się przemieniłem i od tej pory uciekałem.Przed sobą.
-Uciekałeś przed innymi to oni się ciebie bali bo jesteś wyjątkowy jak ja i wiele innych osób.
Zaczerwieniła się.
A ja dla rozluźnienia sytuacji zaśmiałem się.
-Możliwe.W każdym bądź razie.
Wyjąłem swoje zdjęcie z dzieciństwa i jej pokazałem.
Zaczęła się śmiać na głos aż wszyscy na nas spojrzeli.
-Brzydkie kaczątko..
Zachichotała.
-Czyli uważasz że,teraz jestem łabędziem...?
(Ana?)

Od Sow'a

- Jasne, poczekaj chwilę. - zniknąłem w pobliskich krzakach i wróciłem do ludzkiej postaci.
Zawsze krępowało mnie zmienianie formy przy świadkach. Szybko wróciłem do dziewczyny.
- Jestem gotowy.
Do szkoły wracaliśmy w milczeniu.Plac przed budynkiem był pusty.
- Pospiesz się, już po dzwonku! - Codik rzuciła przez ramię i pobiegła do wejścia głównego.
Z łatwością dotrzymałem jej szybkiego tempa. Ukradkiem obserwowałem twarz towarzyszki, była wyraźnie zamyślona i spięta. W moim stadzie, zanim odszedłem, opowiadano legendy o zdolnościach Nocnych Łowców. Nie sądziłem, że będzie w stanie rozpoznać we mnie bestię i to ze szczegółami... Lekko zdyszani dobiegliśmy do drzwi. Otworzyłem je pośpiesznie przed dziewczyną. Na korytarzu szkolnym każde z nas poszło w inną.
- Spotkamy się po lekcji? - nie wiem czy mnie usłyszała, zniknęła bez słowa.
Przesiedziałem całe czterdzieści pięć minut, myślami będąc przy Codik. Skąd ona wiedziała? Może to mało istotne, ale nie dawało mi spokoju. Jeśli potrafiła odgadnąć mój wygląd, czy potrafiła też odkryć moje tajemnice? - pomyślałem z niepokojem.
- Pan Edwall oczywiście uczestniczy w lekcji?
Wreszcie zabrzmiał dzwonek. Szybko spakowałem rzeczy i wybiegłem z klasy. Postanowiłem znaleźć Codik i rozwiać swoje wątpliwości.

<Codik?>

Od Anastasi (Any)

Zobaczyłam jak Neill nerwowo odchodzi.
-Poczekaj! - krzyknęłam
Przystanął. Podbiegłam do niego i pokazałam mu mój amulet.
- Mam go od mamy. Tylko to po niej mi zostało. Ona zapoczątkowała moją pasję, ona.. -przerwałam- nie żyje. Byłyśmy tylko dwie razem. Bardzo za nią tęsknię.
Między nami zapadła głęboka cisz. Słychać było tylko kruki z dzwonnicy. -Wiesz, nie chcę o tym wspominać, chodźmy, zakończmy ten temat. Nie umiem długo być smutna.- zaproponowałam. Neill był zapatrzony w amulet. Myślał o czymś.
- Halo! - pomachałam mu przed oczami z uśmiechem na twarzy. Schowałam wisiorek za bluzkę. - Wiesz, tak naprawdę nic nie wiem o Tobie, może mi coś opowiesz?-byłam ciekawa jego historii. On o mnie już dużo wiedział.
-No nie wiem..- odpowiedział był niepewny.
-Chodźmy do kawiarenki. Jest dość zimno, więc może napijemy się herbaty?
-OK.
Poszliśmy w kierunku akademii z lepszymi humorami. Ja jeszcze z nadzieją na jego opowieść.

<Neill?>

Od Neill'a

Może mnie lubi bo wgłębi tak naprawdę jestem zwierzęciem.
Ujrzałem lecącego motyla,chyba pazia królowej.
Pochwyciłem go.
Po czym ruszyłem w jej stronę.
Przykucnąłem obok szlochającego anioła (bardzo majestatycznie stwierdzenie).
-Wiesz czemu zwierzęta są niesamowite.
Spojrzała na mnie zaszklonymi oczyma.
-Pokazują szczere emocje którymi są zachowania instynktowne.Ale ich piękno nie raz nie dwa jest bardzo kruche i ulotne.
Motyl odleciał.
-Ale ty jak i twoje piękno nie przeminie to jest dopiero niesowite.
Otworzyła szerzej oczy.
-No to powiedziałem co miałem powiedzieć.
Zaśmiałem się nerwowo.
Ruszyłem powoli w swoją stronę.
Czekałem na jej ruch...
(Ana ?)

sobota, 3 maja 2014

Od Codik (Resz)

- Nie obawiam się - przyglądałam mu się uważnie - raczej... jestem...- przycinałam się, gdyż nie mogłam uwierzyć w podobieństwo Sow'a do szkicu. Sądziłam, że przypisałam mu tylko oczy, a teraz przede mną stał przede mną mój własny szkic. Zatkało mnie, nie potrafiłam wydusić więcej słów.
- Jesteś?... - Sow, również mi się przyglądał.
- Zaskoczona - niemal niesłyszalnie wyszeptałam, nie potrafiłam powiedzieć tego głośno.
- Czym? Przecież wiedziałaś, że jestem wilkołakiem, tak więc nie rozumiem twego zaskoczenia. - zmarszczył czoło.
- Jestem zaskoczona podobieństwem... ja - wciąż zaskoczona próbowałam dobierać słowa i tworzyć z nich sensowne zdania. - sądziłam, że szkicowi przypisałam tylko twoje oczy... nie sądziłam, że naszkicowałam całokształt twego prawdziwego ja - wyznałam w końcu.
Staliśmy w ciszy. Wciąż przyglądałam się Sow'owi, nie potrafiłam zrozumieć tego, że narysowałam dosłownie go. Słyszałam o tym, że Nocni Łowcy umieją zobaczyć prawdę pod fikcją, nie wiedziałam jednak, że nawet tak mocno ukrytą.
- Jak to możliwe?... - wyszeptałam sama do siebie, dalej szukając jakiejś sensownej odpowiedzi. Miałam nadzieję, że Sow, nie słyszy moich wypowiedzi.
- Nie wiem, jak to możliwe - odezwał się wybudzając mnie z rozmyśleń. Najwidoczniej mnie usłyszał. - Sądziłem, że ty mi to powiesz - powiedział znacząco.
- Gdybym wiedziała, nie zadawałabym racze takich pytań... - odparłam niepewna własnych słów. - Możemy już wracać? - zerknęłam na zegarek - I tak ominęliśmy jedną lekcję... - Jakby to teraz miało znaczenie, pomyślałam oburzona na siebie, że interesuje mnie taka błahostka

<Sow?>

Od Sow'a

Wziąłem kartkę do ręki. Rysunek bardzo mnie zaskoczył. Codik miała wprawną rękę i dobre oko, jak zauważyłem z lekkim zawstydzeniem. Narysowała postać wilkołaka, zaznaczając wiele szczegółów charakterystycznych dla pierwowzoru, czyli dla mnie... Zaznaczyła nawet odmienny odcień oczy.
- I jak? - zapytała obojętnie.
Odchrząknąłem.
- To... niezwykłe podobieństwo. - spuściłem wzrok i oddałem dziewczynie szkic - Chodź, coś ci pokarzę.
Schowała zeszyt do torby i podniosła się z ławki.
- Dokąd idziemy? - zapytała nieco podejrzliwie.
- Do lasu. Tu jest za dużo ludzi. - ruszyłem przed siebie, nie sprawdzając czy Codik podąża za mną.
Po chwili usłyszałem jej ciche kroki tuż za mną. Drogę do lasu przemierzyliśmy w milczeniu. Tym razem nie spotkaliśmy żadnych stworów.
- Wystarczy. - zatrzymałem się na niewielkiej polanie otoczonej zewsząd lasem - Nie musisz się obawiać, potrafię doskonale nad sobą panować.
- Chcesz zamienić się w bestię? - w jej głosie pobrzmiewało niedowierzanie.
- Tak. Do tej pory niewiele osób widziało mnie w tej postaci. Zrób mi trochę miejsca.
Cofnęła się o kilka kroków i obserwowała wszystko z lekkim zaciekawieniem. Nie dostrzegłem w jej oczach lęku. Czego innego można było spodziewać się po Łowcy? Przymknąłem oczy i pozwoliłem, by ogień zapłonął w moich żyłach. Przemiana zawsze zachodziła błyskawicznie i boleśnie. Mój krzyk zamienił się w gardłowy warkot. Wreszcie stanąłem przed dziewczyną w prawdziwej postaci.
- Nie musisz się mnie bać. - powiedziałem cicho.


<Codik?>

Od Anastasi (Any)

Nie sądziłam, że w szkole spotkam kotowatego. Mogłam się tego spodziewać, ale ja nie patrze w przyszłość.. Czytałam o nich w wielu książkach. Najciekawsze jest to, że mogą w każdej chwili zmienić swoją postać. Też bym tak chciała. Fakt, mogę w każdej chwili schować skrzydła, ale to nie to samo.
-Jestem Neill, a ty? - nadzwyczaj przystojny kotowaty wyrwał mnie z zamyślenia
-Anastasia - po chwili dodałam - Ale możesz na mnie mówić Ana, wolę tą wersję mojego imienia..
-Co robiłaś na tym drzewie? - zapytał się. Zaczerwieniłam się. Mało komu mówię o moim uwielbieniu do zwierząt.
-Nie wiem, dlaczego, ale Ci powiem. Kocham zwierzęta. Przebywanie z nimi sprawia mi przyjemność. Z każdym gatunkiem mogę się dogadać. Od dzieciństwa tak miałam. Z nikim innym nie mam takiej więzi jak z nimi.. Dlaczego to już inna historia.- nagle poczułam, że po moim policzku spływa łza.. Przeprosiłam Neill'a i odeszłam w stronę parku jak najszybszym krokiem, żeby nie zobaczył jak płaczę. Rzadko mi się to zdarza.

<Neill?>

Od Codik ( Resz )

Przytkało mnie. Nie sądziłam, że w ogóle ktoś zwróci uwagę na to co robiłam na zajęciach.
- Ee... - starałam się znaleźć jakąś wymówkę, jednak tak jak anioły, kiepsko kłamałam... - W zasadzie to nie wiem - wydukałam - Ze mną było inaczej... - zajęłam się jedzeniem jabłka, aby jakoś zająć ręce.
- Wież, że nie umiesz kłamać? - zapytał spoglądając mi prosto w oczy.
- Wiem - przyznałam ponuro.
- No więc?
- Ehh... - poddałam się, nie umiałam kłamać, z resztą jako wilkołak i tak by poznał czy mówię prawdę - to może być przez to co ryso... nie ważne - odparłam spuszczając  głową. Nie wiem jak pani Jamaki wypatrzyła podobieństwo między moim rysunkiem, a Sow'em
Czułam jakby wszystkie spojrzenia wlepione były właśnie we mnie.
- A co jak dla mnie ważne? - zapytał Sow podnosząc przy tym prawą brew.
- Nie wiem - odparłam cicho, zabierając się szybko i nie patrząc na resztą odeszłam.
Miałam nadzieję, że nikt za mną nie podąży, no bo niby po co mieli by za mną iść? A jednak... słyszałam za sobą czyjeś kroki, nie odwracając się wyszłam na zewnątrz i usiadłam na ławce ni patrząc w stronę drzwi.
Ktoś mi się przyglądał, czułam to. Podniosłam nieco wzrok.
- Zakładam, że nie powiesz mi, czemu tak na mnie patrzyła - odparł ponuro.
- Może powiem, a może i nie... lub zrobię coś innego. - Wyglądał na totalnie zaskoczonego. Nie dziwiłam mu się, w końcu gdybym była na jego miejscu też bym się zdziwiła.
Stał tak nade mną i mi się przyglądał. Czułam się nieswojo. Wzięłam torbę i wyjęłam szkicownik, który najwidoczniej musiałam wpakować razem z innymi książkami. Wyjęłam z niego rysunek wilkołaka. Sow, dalej mi się przyglądał, bez słowa, podałam mu rysunek i czekałam na reakcję.

<Sow?>

piątek, 2 maja 2014

Od Sow'a

Wreszcie zadzwonił dzwonek. Znudzony, zwlokłem się z ławki i wrzuciłem swoje rzeczy do torby. W drodze do pokoju, głośne burczenie brzucha przypomniało mi o przerwie obiadowej. Najwyższa pora coś zjeść. W pokoju wypakowałem zbędne podręczniki i zeszyty, zastępując je właściwymi. Już na korytarzu poczułem kuszącą woń jedzenia. Wyjątkowo szybko i bezbłędnie dotarłem do szkolnej kafejki. Głodny jak wilk (kto wymyślił to porównanie...?) podszedłem do lady i zamówiłem kilka smakowicie wyglądających potraw. Z wyładowaną tacą, odwróciłem się do niewielkiej sali wypełnionej uczniami. Rozglądając się za znajomymi twarzami, dostrzegłem w kącie siedzące dziewczyny, Codik, Anastasię i Annabellę. Bez namysłu podszedłem do stolika i przysiadłem się.
- Cześć. - rzuciłem w przestrzeń i zająłem się pochłanianiem jedzenia.
- Ktoś tu ma wilczy apetyt. - zażartowała Anabella.
Zamarłem z widelcem w pół drogi do ust.
- A propos. Codik - zignorowałem pozostałe osoby -wydajesz się najlepiej znać szkolne środowisko. Możesz mi wyjaśnić, czemu ta nauczycielka z zajęć dodatkowych, chyba Jamaka, dziwnie mi się przyglądała na lekcji? Zawsze tak odnosi się do nowych uczniów? - zapytałem, krzywiąc się przy tym.

<Codik, Anastasia, Annabella?>

Od Codik ( Resz )

Wróciłam z dziewczynami do akademika. Rozeszłyśmy się, gdyż każda musiała zabrać coś z pokoju. W moim przypadku był to szkicownik, gdyż stwierdziłam, że skoro mam wolną godzinę to mogę pójść na kółko plastyczne. Nie spodziewałam się, że kogoś tam spotkam. W końcu, byłam jedną z niewielu którzy uczęszczali na kółko.
Pani Jamaki, jak zwykle siedziała przy biurku, zakładam, że znów szykowała scenariusz do sztuki, której i tak nie wystawi, bo szkółka aktorska będzie mieć lenia... jak zwykle z resztą.
Usiadłam cicho na swoim miejscu. Cisza mi odpowiadała, miałam możliwość dokończenia szkicu sprzed kilku tygodni, jeszcze z czasu wakacji. Miałam tylko głowę... i to niepełną... rysowałam wilka, konkretnie wilkołaka. Z niewiadomych powodów miałam wrażenie, że znam jakiegoś. Wtedy mnie olśniło. Oczy Sow'a, już wiem, emu rzadko się takie widzi. Wilkołak. Uśmiechnęłam się do siebie i wróciłam do szkicowania. Przypisałam stworowi oczy, chyba mojego przyjaciela... w zasadzie nie wiem jak mogłam nazywać Sow'a. Znałam go zaledwie chwilę, ale czułam jakbym znała go od dawna... jak z resztą całe nasze towarzystwo... była to zasługa mojej rasy. Tak to bywa.... kiedyś Nocni Łowcy walczyli z wilkołakami, wampirami i innymi rasami... głównym powodem były nasze stare dzieje... ale co tam... nie będę sobie samej robić wykładu z historii. Na kartce pojawił się pełen zarys wilkołaka.
- Co tam masz? - usłyszałam głos pani Jamaki, który mnie nieco wystraszył. Byłam tak skupiona, że nie zauważyłam kiedy do mnie podeszła. Stała tuż nade mną i przyglądała się szkicowi. Uśmiechnęła się. - Widziałaś wilkołaka?
- Tak jakby - nie kłamałam, przecież znałam jednego... nie widziałam go może w pierwotnej postaci, ale to już inna sprawa.
- Świetnie odwzorowałaś szczegóły - wróciła do biurka w tym samym momencie, gdy zadzwonił dzwonek.
Zasadniczo rzecz biorąc pobiegłam do siebie i zabrałam podręcznik od języka Francuskiego.
Przechodziłam korytarzem. W zasadzie to chciałam spotkać znajomych których poznałam przed lekcjami.
Siedzieli przy szkolnej kafejce.
- No to widzimy się znowu - uśmiechnęłam się i dosiadłam się do nich.

<Sow?Anastasia?Annabella?>

Od Alexander'a (Alex'a)

-Proszę pana uważam w dość nieudolny sposób próbuje pan utrzeć delikatnej dziewczynie nosa może..
-Delikatnej!?
W tym momencie zamachnęła się mieczem.
-Może bardziej subtelnej?...
Chwyciłem miecz i sparowałem jej kolejny cios.
Podniosła miecz prawie mnie trafiając.
-I ta finezja w walce.
Z każdym komentarzem ogień w jej oczach zdawał się powiększać aż jej złość wypełniła salę.Walka naprawdę utrzymywała się na poziomie,lecz jej silne emocje dodawały jej odwagi a odwaga to wiedza o tym czego się bać za czego nie.Zrobiłem unik.I gdy przemknęła obok mnie,uniósł się delikatny zapach lasu.Ta chwila rozkojarzenia kosztowała mnie przegraną. Zrobiła pół obrót,powaliła mnie na ziemie po czym przyłożyła kraniec miecza do gardła.
-Wystarczy już.
Krzyknął zbulwersowany nauczyciel.
-Chyba nie obroniłem pana honoru.
Zaśmiałem się.
-Rozkojarzyłeś się bo jeszcze masz chłopięce nawyki.
Zrobił oburzoną minę.
Przez jakieś dwadzieścia minut słuchałem że,nie mam zahamowań.
Annabella cały czas podśmiewała się pod nosem triumfalnie się do tego uśmiechając.
Po zakończonych zajęciach powiedziała do mnie.
-Nieźle walczysz ale panuj nad emocjami pamiętaj..
-Śmieszne...
Uśmiechnąłem się.
-O zapomniałbym Aleksander Lucarda do pani usług.Gdzie się tak nauczyłaś walczyć ?
(Annabell?)

Od Sow'a

W głosie dziewczyny usłyszałem nutkę irytacji.
- Nie miałem na myśli, że nie dałabyś sobie rady. Po prostu nie potrafię sobie wyobrazić anioła walczącego ze strzygą, czy innym stworem. - moje wyjaśnienie chyba nie bardzo przypadło do gustu nowej.
Wzruszyłem tylko ramionami. Nie za bardzo wychodziło mi zawieranie nowych znajomości.
- Jestem aniołem, ale nie daj się zwieść pozorom. - powiedziała patrząc na mnie przenikliwie.
Na szczęście do akcji wkroczyła Codik i zapobiegła kłótni.
- Wracamy właśnie do Akademii, za pół godziny rozpoczną się lekcje. - powiedziała patrząc na m nie znacząco.
Schowałem ręce do kieszeni i ograniczyłem się wyłącznie do obserwacji skrzydlatej.
Szliśmy w czwórkę w stronę wejścia do szkoły. Dziewczyny dyskutowały o czymś zawzięcie, ja natomiast zastanawiałem się, co takiego przykuło moją uwagę w aniele.
- Wiem! - krzyknąłem, zapominając o towarzystwie.
- Co takiego? - spytała zdziwiona Anabnella
- Y... nic. - zgarbiłem się nieco - Zapomniałem książki. Zobaczymy się na przerwie. - rzuciłem przez ramię i pobiegłem do skrzydła Akademii, gdzie mieścił się internat dla męskiej części uczniów.
Zdziwione dziewczyny wzruszyły ramionami i weszły do budynku. Jedną z wybetonowanych ścieżek podążyłem w stronę parku. Znalazłem wolną ławkę i usiadłem na niej zdyszany. Wiem co takiego nie dawało mi spokoju w Anastazji. To naszyjnik, już go raz widziałem!


<Codik, Anabelle, Anastasia?>

Od Annabelli

Zaczerwieniłam się na słowa chłopaka. Znów się zezłościłam. Łatwo wpadałam w gniew. Bardzo mnie to denerwowało. Nie umiałam panować nad emocjami. Kiedy nie udało mi się strzelić z łuku w środek tarczy wymierzyłam strzałę w drzwi, o mało go nie zabijając. Chyba nie było to dobre pierwsze wrażenie. Strzelanie było za trudne, nie to co walka na miecze. Nikt mnie w tym NIGDY nie pokonał. Z niecierpliwością czekałam na pierwszą wskazówkę nauczyciela co do walki. Chłopak usiadł na długiej ławce. Oboje czekaliśmy. Po chwili przyszedł nauczyciel. Mówił o podstawowych i najprostszych rzeczach, więc wyłączyłam się. Wyglądałam za okno. Patrzyłam na drobne czarne ptaki lecące po jasnym niebie. Pamiętałam z lekcji, że ten gatunek w nocy zaczyna świecić białym światłem.
Bardzo chciałam to zobaczyć. Nagle nauczyciel świsnął mi mieczem przed nosem.
- A może, skoro jak widzę lekceważysz me rady, zaprezentujesz klasie swoje zdolności? Kto chciałby zmierzyć się z naszą marzycielką?
- Mam na imię Annabella - odparłam z lekką wyższością. Cały czas zachowywałam się dumnie i bezczelnie. Nie umiałam tego opanować.
Nauczyciel zmierzył mnie dziwnym spojrzeniem. Zapewne chciał mi utrzeć nosa. Bo wybrał chłopaka z trzeciej klasy, abym się z nim zmierzyła.
- Choć tutaj Aleksander - powiedział i rzucił mi kolejne złe spojrzenie. Usiadł na ławce i patrzył na mnie i chłopaka.

<Alexander?>

czwartek, 1 maja 2014

Od Neill'a

Rzadko obnażam swoją prawdziwą postać. Może się boję może wstydzę sam dokładnie nie wiem.Kiedyś wyznałem miłość dziewczynie i gdy ukazałem jej swoją postać jako kotowaty,trafiła do psychiatryka z silnymi zaburzeniami psychicznymi. Właśnie po tym wydarzeniu zacząłem uciekać przed samym sobą.Trudno się tłumi swoją osobowość,ale uważałem że,to konieczne. Dark Ravens otworzyło mi drzwi do oswojenia swojego drugie ja.Ale wyraźnie czułem obecność innych nadprzyrodzonych istot.Ranek był piękny w porannym świetle rośliny zawsze wydawały się bardzo żywe.Udawałem że,jestem spokojny ale słyszałem ruch na drzewie parę metrów ode mnie.Czyżby Kikimora?Stanąłem jak wryty.Gdy coś skoczyło z drzewa przemieniłem się w wielkiego kota.
Okazało się że,to nie Kikimora tylko dziewczyna z anielskimi skrzydłami.Promienie słońca rozświetliły jej włosy i teraz pojedyncze wyglądały jak nitki pajęczyny.Odmieniłem się i powiedziałem.
-Przepraszam nie chciałem Cie przestraszyć..
-Najwyraźniej to ja przestraszyłam Ciebie.
Zaśmiała się.

(Anastasia?)

Od Alexander'a ( Alex'a )

Wampiry nie śpią chyba że,chcą ominąć dane stulecie.To takie nieznośne że jak zasypiasz to budzisz się po 100 latach.W każdym bądź razie dziś pierwszy dzień w szkole.Postanowiłem że,dziś będę miły dla ludzkości niestety po pierwszym pyskującym ludzkim chłopaku moje plany uległy zmianie. Podszedł do mnie mężczyzna o starej twarzy na której wyryta byłą jego historia.
-Witam jestem Mayel Wolfs dyrektor szkoły.
Udawał miłego czułem to.
-Musisz pamiętać że,żyjemy w zgodzie z innymi,staraj się ograniczyć potrzeby na krew.
Obróciłem się i odpowiedziałem.
-Postaram się nie zrobić tu krwawej jatki.
Szepnąłem pod nosem.
-Ale nie obiecuje.
Ruszyłem w stronę sali do fechtunku.
Stojąc przed drzwiami słyszałem wyraźne dźwięki walki. Pewnie ktoś ćwiczy. Podczas otwierania drzwi gdybym nie miał refleksu wampira dostałbym strzałą prosto w serce. Przede mną stała całkiem urocza dziewczyna z łukiem.
-Chciałaś mnie upolować rozumiem?
Uśmiechnąłem się do niej.

(Annabella)

Od Anastasi ( Any )

-Miło mi Was poznać.- odpowiedziałam. Poznałam, że Codik była Nocnym Łowcą po jej widocznej nieufności co do mnie.. Jednak ja nie traciłam nadzeji na znajomość.
-Byliście w lesie? Wydaje mi się, że jest w nim wiele tajemnic..- zapytałam
- Tak, byliśmy. Czy jest on tajemniczy.. Hmm.. wątpię bo wiem, że panują tam zmory, które mogą dla Ciebie okazać się przerażające.- patrząc na mnie zasugerował Sow. Nie sądziłam, że sprawiam wrażenie małej dziewczynki, która wystraszyłaby się byle czego..
-Się okaże czy jest on dla mnie tak bardzo straszny.- odpowiedziałam z odrobiną irytacji. "Kolejna osoba, która chyba nie ma o mnie zbyt dobrego zdania" pomyślałam.

<Sow?Codik?Anabella?>