niedziela, 11 maja 2014

Od Sow'a

Obaj walczyliśmy zajadle, jednak Rico mimo większych rozmiarów był znacznie mniej wytrzymały. Polegał głównie na własnej sile, przez co męczył się zacznie szybciej. Po opuszczeniu Watahy wiele lat spędziłem samotnie. Życie nauczyło mnie przebiegłości i sprytu, co wykorzystałem przeciwko drugiemu wilkołakowi. Niespodziewanie kątem oka dostrzegłem ruch na skraju polany. Domyśliłem się czyja postać stała oparta o pień drzewa. Za wszelką cenę starałem się zając uwagę Rico, by nie dostrzegł dziewczyny. Wreszcie skrwawiony przeciwnik odskoczył ode nie, ciężko dysząc.
- Tym razem wygrałeś Sow, tym razem... - uśmiechnął się dziwnie i pomknął w stronę lasu, na szczęście w przeciwnym kierunku do miejsca, gdzie stała Codik. Ogień w moich żyłach wygasł prawie całkowicie, więc bez większych problemów przybrałem ludzką postać. Kulejąc mocno na prawą nogę, zdołałem dojść do dziewczyny.
- Co tu robisz, przecież powiedziałem wyraźnie... - wysapałem.
- Martwiłam się o ciebie! - powiedziała z wyrzutem.
- To było niebezpieczne! Mógł cię zranić albo...
- Nie jestem taka bezbronna. - w za dużej bluzie wyglądem przypominała naburmuszone dziecko.
Musiałem sobie przypominać, że należy do gatunku Łowców i nawet ranna może być bardzo niebezpieczna.
- Cieszę się, że jesteś cała.
- Przecież nic mi nie jest. O co walczyliście?
- To już nie ważne. Obiecaj mi tylko, że będziesz na siebie uważać.
Spojrzała na mnie podejrzliwie. W niedalekiej przyszłości zamierzałem powiedzieć jej o wszystkim, ale jeszcze nie teraz.
- Wracajmy do Akademii.

<Codik?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz